Pasterz dziwnej owczarni

Na ścianie dyplom: “Proboszcz III Tysiąclecia: Alojzy Wencepel z parafii Dobrego Pasterza". -To nagroda dla całej parafii - mówi ksiądz Alek. Wezwanie wspólnoty pasuje do proboszcza: hoduje krowy i kozy, uprawia ziemię, jeździ traktorem, ma prawo jazdy na autobus. Niektórzy mówią: - Czasy trudne, kozy stały się żywicielkami, a proboszcz rolnikiem.

24.08.2003

Czyta się kilka minut

Parafia w Ustroniu, u stóp Beskidów, jest niewielka (650 wiernych), nie piszą też o niej gazety. Ale na dworcach w Polsce słychać o niej często: w tym środowisku ks. Alek jest znany jako ten, który bezdomnych przygarnia i daje pracę, przy rozbudowie ich własnego domu.

Każdy bezdomny, który przybywa do Ustronia, ma osobną historię. Większość pochodzi z miejscowości, uzależnionych od jednego zakładu pracy, który upadł, po czym całe osiedla zostały bez środków do życia. Nawet 40-latkowie nie mają tam szans na pracę: są za starzy, by się kształcić i za młodzi, by otrzymać socjalne zabezpieczenie. Ale dodatkową - i najczęstszą - przyczyną ich bezdomności jest alkohol; mężczyźni nie wytrzymują upokorzenia. Przez lata utrzymywali rodzinę i nagle stali się żebrakami, bez nadziei na zmianę.

Póki był zasiłek, mieli za co pić. Ale nim kończyły się pieniądze, nie wytrzymywały rodziny. Awantury, rozwody, bruk. To przytrafia się nawet ludziom po studiach, którym przez lata wszystko w życiu wychodziło. - Starczyła jedna pomyłka, błąd w interesach - wspomina bezdomny o imieniu Roman - i z dnia na dzień straciłem wszystko. Przyszedł komornik.

Inni trafiają na ulicę z powodu niezaradności. Nie myślą o dniu następnym; liczą, że pomoże rodzina, ale ta nie żyje wiecznie. - Siostra miała dom - opowiada Edward Bąk. - Pomagałem w utrzymaniu gospodarstwa. Gdy wyszła za mąż i rodzina się powiększyła, dla mnie brakło miejsca. Mieszkałem u kolegów. Potem przytrafiła się choroba, szpital. Straciłem pracę. Znalazłem dach nad głową w schronisku, potem usłyszałem o tym domu w Ustroniu.

Do księdza Alka przyjeżdżają z całej Polski. Są nie tylko pensjonariuszami, stają się parafianami. - Są spoza Ustronia. Z mojej parafii tylko jeden człowiek stracił dach nad głową, zresztą stanął już na nogi - mówi ksiądz Alek, który troszczy się nie tylko o zbawienie ludzi, także o ich godność. Zaznacza, że wiele musiał się nauczyć. Potrafi dosiąść nieosiodłanego konia i zna tajniki owczarstwa (choć nie pochodzi z gór).

Do parafii w Ustroniu trafił z zadaniem zbudowania kościoła. Na początku odprawiał Msze w szopie albo pod gołym niebem. Kiedy świątynia była gotowa, zrozumiał: Kościół to nie tylko budynek. Stworzył wspólnotę.

O swej pracy duszpasterz bezdomnych rozmawiać nie lubi. Zbywa: - Chodzi o to, żeby przywrócić ich społeczeństwu. W parafialnym domu opieki otrzymują wszechstronną pomoc. Prowadzi się ich do fotografa, żeby wyrobić dokumenty, czasami do urzędu, żeby się postarać o prawo do leczenia. Albo do autobusu, żeby przywieźli zaświadczenia z miejsc byłej pracy.

Ksiądz, podobnie jak inni wolontariusze zajmujący się bezdomnymi, wsparcia od państwa nie doświadczył. Często musi walczyć z biurokracją: załatwia emerytury, renty. Podopieczni księdza Alka często pracowali wiele lat, ale nie potrafią wystarać się o należne świadczenia. W schronisku mają też opiekę lekarską. Dzięki pomocy władz lokalnych powstał etat dla terapeutki (dla wielu problemem jest alkohol).

Przyjmując nowych domowników, nie pyta o przeszłość i wyznanie. Z czasem okazuje się, że w parafii Dobrego Pasterza znaleźli już schronienie nie tylko katolicy, ale też ewangelicy, Świadkowie Jehowy. A także dwaj księża, którzy z powodu alkoholu zgubili, jak mówi ksiądz Alek, swoje powołanie. Tu znów odprawiają nabożeństwa i głoszą kazania.

Zdarzają się wpadki: czasem, nawet po latach abstynencji, ktoś nie wytrzymuje i wraca do picia. Wychowawcy nie wyrzucają od razu, dają szansę. Chyba że sytuacja jest beznadziejna.

Mało kto pamięta początki ośrodka. Trudno nawet o dokładną datę, gdy pojawili bezdomni. - Kiedy zrozumiałem, że trzeba im przygotować dom - wspomina ks. Alojzy Wencepel - zacząłem jeździć po Polsce. Trzeba się było “uczyć" bezdomności. Wyznaczyłem kierownika oraz odpowiedzialnych za dom i remont, kucharza znaleźliśmy wśród bezdomnych.

Na bezdomnych najlepiej znają się bezdomni. Kiedy przyjmują kolejnego mieszkańca, wrzucają do pieca jego ubranie, obcinają mu włosy i przetrzymują jakiś czas w izolatce. - Raz przyjęliśmy bezdomnego ze szpitala - wspomina ks. Alojzy. - Okazało się, że miał wesz pościelową w gipsowej opasce na ręce. Dezynfekcja ośrodka drogo nas kosztowała.

Wspólnota dla ks. Alka to nie tylko bezdomni. Kilka lat temu, podczas powodzi, wsiadł z żołnierzami na łódkę i popłynął do sąsiedniej parafii, sprawdzić, czy czegoś nie potrzeba. Nie zastał proboszcza. Z braku papieru napisał na błocie, że przyjmie 40 dzieci. Wkrótce powstał sztab kryzysowy, kolonie dla poszkodowanych, transporty żywności. Parafia z Ustronia gościła 650 powodzian i wysłała z pomocą ponad 50 tirów.

Z kolei podczas kolęd ksiądz dowiedział się, że w jego parafii jest aż setka bezrobotnych: co szósty mieszkaniec. - W jednym domu było aż trzech bezrobotnych - wspomina ks. Alek. - Pomyślałem, że jak im zostawię 50 złotych, bo tyle miałem w kieszeni, to będzie kpina. W niedzielę ogłosiłem, że ewentualni pracodawcy mogą wpisywać się do specjalnej księgi.

Do dziś udało się załatwić pracę ponad 30 osobom. Proboszcz zna parafian, dyrektorzy firm ufają nowym pracownikom, przychodzącym z poręczenia proboszcza.

A obok tego wszystkiego toczy się zwykła praca duszpasterska: grupy parafialne, ministranci, drużyna piłkarska. Rok liturgiczny wspólnota Dobrego Pasterza stara się przeżyć niezwykle. W ubiegłym roku Niedziela Palmowa zapisała się w pamięci parafian i gości: ks. Alojzy w towarzystwie bezdomnych błogosławił zebranych, jadąc na osiołku.

Zwierzę jest oswojone, posłuszne księdzu. Jakby chciało pokazać, że pasterz jest kimś więcej niż tym, kto daje chleb i schronienie.

Ks. Marek Łuczak jest redaktorem “Gościa Niedzielnego".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2003