Pajęczyna

Powiązania mafijne obejmują już niemal wszystko i wszystkich, na czele z wojskiem, policją, służbami specjalnymi i politykami. Jednak coraz mniej obywateli rozumie i pamięta, o co w tym wszystkim chodzi.

29.07.2008

Czyta się kilka minut

Sejmowa komisja śledcza: przekrzykujący się nawzajem posłowie uważnie śledzą kątem oka ruchy kamer i fotoreporterskich obiektywów; okrzyki, oskarżenia - gorąca atmosfera... Jest tu wszystko: mafia, politycy, duże pieniądze, media i oczywiście spisek. Wszystko wskazuje na to, że zbliżamy się powoli do końca prac komisji, bowiem akcja najnowszego odcinka rozgrywa się na samych szczytach władzy, a powiązania mafijne obejmują już niemal wszystko i wszystkich, na czele z wojskiem, policją, służbami specjalnymi i oczywiście politykami. Jednocześnie wyraźnie spada oglądalność, gdyż coraz mniej widzów rozumie i pamięta, o co w tym wszystkim chodzi. Zanim więc oglądniemy ostatnią część lub, co bardziej prawdopodobne, do końca stracimy rozeznanie "kto kogo, dlaczego i za ile", spróbujmy się zastanowić, o czym właściwie opowiada serial pt. "Mafia paliwowa".

Cosa nostra po polsku, czyli Ich sprawa

Zacznijmy od określenia tego, czym jest mafia. Według definicji włoskiego publicysty i autora książki o życiu codziennym mafii Fabrizia Calviego, jest to "organizacja złoczyńców, mająca na celu nielegalne bogacenie się jej członków i występująca jako pasożytniczy pośrednik, narzucony przemocą, między własnością a pracą, produkcją a konsumpcją, między obywatelem a państwem".

Do takiej definicji najbardziej pasuje opisywana szeroko przez media ogólnokrajowa struktura zbudowana wokół jednej ze szczecińskich firm (BGM Petro Trade). Miała ona rozpocząć działalność pod koniec lat 90. od sprowadzenia z zagranicy kilku pociągów oleju napędowego, wwożonego do Polski jako olej opałowy. Sens operacji polegał na oszustwie podatkowym, bowiem olej używany do celów grzewczych jest obłożony wielokrotnie niższą akcyzą niż popularny diesel. Bez wiedzy fachowej i badań laboratoryjnych trudno jest odróżnić jeden produkt przerobu ropy naftowej od drugiego, nie dziwi zatem, że na granicy niczego nie zauważono. Sprzedawany nawet o kilka groszy na litrze taniej olej napędowy, przy dużej skali, pozwala zarabiać miliony złotych.

Szczecińscy "biznesmeni" nie byli pierwszymi, którzy wykorzystali niedoskonałości prawa dotyczącego obrotu paliwami. To, co ich odróżniało, to wyobraźnia, organizacja i rozmach, z jakim działali. Do rozprowadzania fałszywego paliwa stworzyli całą sieć spółek, z reguły zarejestrowanych na bezdomnych. Wielokrotnie sprzedając i kupując "na papierze" paliwo pomiędzy utworzonymi firmami, mylili ślady i legalizowali olej opałowy jako zwykły diesel. Na początku towar ostatecznie trafiał głównie na Śląsk, największy i najbardziej chłonny rynek paliw w Polsce, w którego skali łatwo ukryć fałszerstwo. Później był już wszędzie. Zbyt na tańszy olej napędowy był duży, więc zyski z fałszerstw rosły. Apetyty też.

Pojawił się więc nowy pomysł - nielegalna produkcja paliw. Nie ma tu mowy o wytwarzaniu prawdziwej benzyny i oleju napędowego w efekcie przerobu ropy naftowej. To proces dość skomplikowany technologicznie, wymagający drogich urządzeń i zezwoleń. Po prostu mieszano wszystko, co choć trochę mogło przypominać olej napędowy i benzynę. Początkowo półproduktami były najczęściej tańsze od diesla olej opałowy, rzepakowy lub ciężki mazut. Później zaczęto produkować "benzynę", wykorzystując do tego tanie, nieobłożone akcyzą komponenty chemiczne zakupione w krajowych rafineriach. W każdym przypadku rezultatem była paliwopodobna mieszanka, niszcząca przy dłuższym stosowaniu instalacje i silniki pojazdów. Okazyjna cena i nieświadomość sprawiała, że chętnych nie brakowało i zyski z procederu rosły. "Biznesowa" machina zaczęła się sama napędzać i rozrastać, co jednocześnie zwiększało prawdopodobieństwo jej wykrycia przez tzw. organy ścigania. Tu nastąpił pierwszy przełomowy moment naszego serialu.

Mafia paliwowa "na żywo"

Organizatorzy całego procederu zorganizowanego fałszowania i rozprowadzania "paliwa" bądź to sami zdali sobie sprawę z zagrożenia, bądź też przekonali się o nim doświadczalnie. Postanowili więc odpowiednio się zabezpieczyć. Szukali immunitetu dla swoich nielegalnych interesów w całkiem legalnych instytucjach, a właściwie - u ich przedstawicieli. Jeśli wierzyć doniesieniom mediów i sprawozdaniom z komisji sejmowych, taką protekcję od ok. 2000 r. znaleźli zarówno u przedstawicieli policji, wojska, jak i tzw. służb specjalnych. W naszym kraju nawet tajni agenci nie pozostają tajni, więc i działalność szczecińskiej mafii paliwowej wkrótce wyszła na światło dzienne. Sprawą obok sądów i mediów zaczęli zajmować się politycy. Jak się zresztą szybko okazało, organizacja miała szukać poparcia i ochrony również wśród partii politycznych, i to zarówno z lewej, jak i prawej strony sceny.

Dalej sprawy potoczyły się już standardowo - śledztwa, aresztowania, przesłuchania, zarzuty, rozprawy, kilka symbolicznych wyroków... i przede wszystkim sejmowa komisja śledcza ds. PKN Orlen. Pierwotnie powołana została "do zbadania zarzutów i nieprawidłowości w nadzorze Ministerstwa Skarbu Państwa nad przedstawicielami skarbu państwa w spółce PKN Orlen oraz zarzutów wykorzystania służb specjalnych dawnego UOP do nielegalnych nacisków na organ wymiaru sprawiedliwości w celu uzyskania postanowień służących do wywierania presji na członków zarządu PKN Orlen". Wkrótce jednak okazało się, że ujęta w formę swoistego parlamentarnego reality show, komisja zajęła się niemal wszystkim i wszystkimi, a więc i wątkiem mafii paliwowej.

Oglądalności tzw. komisji orlenowskiej nie dorównywały nie tylko programy publicystyczne, ale i relacje z imprez sportowych. Jednak realnego i namacalnego efektu jej prac, także w temacie mafii paliwowej, nie było. Nawet jeśli w trakcie przesłuchań pojawiały się ważne informacje mogące pomóc w wyjaśnieniu sprawy i rozliczeniu winnych, tonęły w morzu "rewelacji". Jednym z niewielu wymiernych efektów działań komisji był wzrost (bądź spadek) popularności głównych aktorów przedstawienia, tj. posłów i przesłuchiwanych przez nich świadków. Innym było upolitycznienie całego wątku związanego z fałszerstwami paliw. Podczas kolejnych wyborów, w 2005 r., niemal wszystkie partie deklarowały chęć "ostatecznego wyjaśnienia wszystkich śladów związanych z mafią paliwową" i oczywiście ukarania winnych. Po wyborach do oczekiwanego przełomu nie doszło. Wręcz przeciwnie, cała sprawa wyraźnie przycichła, choć jak się właśnie dowiadujemy, wygląda na to, że niektórych polityków sprawa ta bardzo interesowała. Teraz jednak powraca.

Wszyscy są winni?

Mimo wieloletnich śledztw, setek aresztowań, przesłuchań i demaskatorskich artykułów prasowych, nadal nie udało się wyjaśnić najważniejszych kwestii. Co sprawiło, że mogło dojść do powstania tak silnej i złożonej organizacji? Kto był zaangażowany w jej powstanie i ochronę? Co zrobić, aby w przyszłości sytuacja się nie powtarzała? Czy luki prawne tworzące pole do działania mafii paliwowej powstały przez zaniedbania, czy złą wolę? Kto jest odpowiedzialny za ich powstanie? Ile stracił Skarb Państwa (a więc my wszyscy)? Otwarte pozostaje też pytanie zasadnicze: czy sprowadzenie pojęcia polskiej mafii paliwowej do organizacji z "mózgiem w Szczecinie, a sercem na Śląsku" nie jest zbytnim uproszczeniem? Co z wieloma mniejszymi mieszalniami paliw, często sprowadzającymi się do jednej cysterny czy nawet kilku beczek? Czy każdy, kto świadomie "jeździł na opale" lub dolewał wody do benzyny, należał do mafii?

Obserwując najnowsze wydarzenia, można odnieść wrażenie, że uwaga władz i mediów przenosi się na tematy wtórne: kto i dlaczego interesował się śledztwem w sprawie mafii paliwowej i czy miał do tego prawo? Wszystko wskazuje na to, że zamiast ostatecznych odpowiedzi na zasadnicze pytania w następnym odcinku serialu o polskiej "mafii paliwowej" zobaczymy kolejny spektakl w Sali Kolumnowej.

Autor jest dziennikarzem "Gazety Prawnej".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2008