Opłaca się nie pękać

W dłuższej perspektywie trzeba trzymać się zasad, a nie kalkulować. Zwłaszcza jeśli dotyczy to kłopotów przyjaciół. Dlatego broniliśmy parlamentu na Litwie, kiedy atakowały go rosyjskie czołgi, i wspieraliśmy dążenia Ukrainy do niepodległości. Kiedy naszą polityką było odważne mówienie prawdy, wiele na tym wygrywaliśmy.

TYGODNIK POWSZECHNY: - Co Pan czuł, siedząc w więzieniu za działalność opozycyjną i dowiadując się, że do Polski przyjeżdżają przywódcy krajów Zachodu na rozmowy z władzami? Czy liczyliście, że ich naciski wpłyną na liberalizację reżimu? Czy też uważaliście, że lepszy byłby międzynarodowy bojkot komunistów?

HENRYK WUJEC: - Nie domagaliśmy się, by zachodni liderzy w ogóle nie przyjeżdżali do Polski - chcieliśmy jedynie, by spotykali się nie tylko z władzami, ale i z opozycją. Jeszcze w czasach KOR-u Jacek Kuroń zaczął zwoływać w swym mieszkaniu konferencje prasowe dla zachodnich dziennikarzy. Gości z Zachodu zapraszaliśmy też czasem na spotkania Komitetu - zwykle wtedy bezpieka nie próbowała przerwać zebrania. Chociaż czasami wchodziła... Jednak dopiero w stanie wojennym stało się zwyczajem, że odwiedzający Polskę przedstawiciele Zachodu jechali do Gdańska spotkać się z “obywatelem Lechem Wałęsą".

- Po 13 grudnia 1981 na Zachodzie wybuchł ostry spór o sankcje: w zasadzie tylko USA uznały, że nie godzi się handlować z reżimem gen. Jaruzelskiego. Europa zajęła bardziej giętkie stanowisko. Jak opozycja przyjęła sankcje?

- Początkowo je poparliśmy, bo świadczyły o izolacji reżimu i pokazywały, że metody junty Jaruzelskiego naruszają cywilizowane standardy. Ostro krytykowaliśmy Niemcy za ich miękką politykę; ekipa Schmidta wolała rozmawiać z wicepremierem Rakowskim, a kiedy Willy Brandt przyjechał do Warszawy, nie pomyślał nawet o spotkaniu z reprezentantami opozycji. Kiedy jednak władze ogłosiły kolejne amnestie, odpowiedzią “Solidarności" było wezwanie Zachodu, by zniósł sankcje. Bo nie bez racji Jerzy Urban mówił wtedy, że rząd się zawsze wyżywi.

- W podziemnej "Solidarności" spierano się też o wizytę w Polsce Jana Pawła II w 1983 r. Niektórzy działacze twierdzili, że niezależnie od intencji Ojca Świętego jego przyjazd zostanie odebrany jako legitymizacja junty.

- To był trudny moment. Wiadomo było, że Papież zostanie powitany przez gen. Jaruzelskiego. I że władze wykorzystają wizytę, by się uwiarygodnić. Podziemna “Solidarność" bardzo się tego bała. Równocześnie duża część społeczeństwa czekała na Papieża. Siedziałem wtedy w więzieniu, a stamtąd żadnych sugestii nie chcieliśmy kolegom przekazywać, bo to nie jest najlepsze miejsce do udzielania rad. Najważniejszy okazał się jednak rezultat wizyty: to że Papież wyraził sympatię dla ludzi opozycji i spotkał się z Lechem Wałęsą. Napisałem wtedy pismo do naczelnika więzienia, by umożliwił mi wysłuchanie transmisji z przylotu Papieża. Dostałem pustą celę (potem się okazało, że była to cela śmierci) i tam wysłuchałem powitania. Gdy tylko Jan Paweł II wysiadł z samolotu, już pierwsze jego słowa “ustawiły" pielgrzymkę. Zacytował fragment Ewangelii św. Mateusza: byłem głodny, a daliście mi jeść, byłem spragniony, daliście mi pić - i akcentując - byłem w więzieniu i przyszliście mnie odwiedzić. Wyraźnie powiedział, po co przyjechał. Dla mnie było to - biorąc pod uwagę okoliczności - powodem do wzruszenia. Istotna jest intencja: po co i do kogo się przyjeżdża.

- Ale może dyplomacja papieska kieruje się innymi racjami niż dyplomacja innych państw?

- Tak. Papież nie przyjeżdża robić interesów. I nie jest jedynie politykiem. Kiedy, przykładowo, pojechał na Kubę, to i wzmocnił opozycję, i reżim Castro nieco zelżał. Choć ostatnio niestety wszystko tam wróciło do komunistycznej normy.

- Niedawno - jako działacz Forum Polsko-Ukraińskiego - poparł Pan kandydata opozycji w zbliżających się wyborach prezydenckich na Ukrainie. Co będzie, jak wygra jego przeciwnik? Czy taka deklaracja nie zamknie wam możliwości działania?

- W dłuższej perspektywie trzeba trzymać się zasad, a nie kalkulować. Zwłaszcza jeśli dotyczy to kłopotów przyjaciół. Dlatego broniliśmy parlamentu na Litwie, kiedy atakowały go rosyjskie czołgi, i wspieraliśmy dążenia Ukrainy do niepodległości. Kiedy naszą polityką było odważne mówienie prawdy, wiele na tym wygrywaliśmy. Ukraińcy do dziś pamiętają, że to minister Krzysztof Skubiszewski pierwszy uznał niepodległość Ukrainy. Gesty są ważne. Nawet jak wygra kandydat obozu władzy, Janukowycz, niezależne środowiska na Ukrainie będą pamiętać, że Polacy popierali Juszczenkę.

- Pod jakimi warunkami państwo demokratyczne może utrzymywać kontakty z reżimami dyktatorskimi?

- Trudne pytanie. Unia Europejska ogłosiła swego czasu, że nie będzie utrzymywać stosunków z Białorusią pod rządami Łukaszenki. Polska nie do końca przestrzegała tych restrykcji, bo - jak tłumaczył minister Cimoszewicz - jako kraj graniczny mamy szczególną rolę do spełnienia... Pewne jest jedno: polityka całkowitej izolacji krajów uciemiężonych jest nieskuteczna. Warto wysyłać tam - o ile to możliwe - działaczy organizacji pozarządowych, którzy nawiążą kontakty z miejscowymi środowiskami niezależnymi. Nie bez przyczyny bezpieka Łukaszenki umieściła ostatnio na czarnej liście Pawła Kazaneckiego z warszawskiego Wschodnioeuropejskiego Centrum Demokratycznego, które wspiera tamtejsze organizacje praw człowieka. W oficjalnej dyplomacji trzeba być solidarnym z organizacjami międzynarodowymi. W przypadku Białorusi oznacza to trzymanie się wytycznych Unii.

- A jeśli na Białoruś jedzie poseł RP?

- Jeśli spotka się nie tylko ze stroną rządową, ale przede wszystkim z opozycją, to w porządku. Gorzej, jeśli - jak Lepper - staje się tubą oficjalnej propagandy.

- Na ile posłowie są związani polityką zagraniczną swojego kraju?

- Jakąś linię w państwie demokratycznym trzeba utrzymywać i to, co zrobił Lepper, jest szkodliwe. Posłowie mają jednak pewną swobodę. Gdy byłem w Sejmie, tworzyliśmy grupę polsko-tybetańską. Oficjalnie nasze władze nie wyrażały wprost poparcia dla wolnościowych dążeń Tybetu, ale wiedzieliśmy, że nie działamy wbrew polityce państwa i możemy powiedzieć więcej niż oficjalny dyplomata. I z tego korzystaliśmy.

- Czy polscy biznesmeni powinni zarabiać w Chinach?

- W Sejmie funkcjonowało lobby związane z SLD, które atakowało nas, że szkodzimy stosunkom gospodarczym z Chinami - choćby przez to, że dwukrotnie zaprosiliśmy Dalajlamę. Taka postawa trąci fałszem. Po pierwsze, szantażowanie, że Chiny będą zrywać kontrakty, jest niedopuszczalne. Jeśli jakiś kraj do takiego szantażu się posuwa, tym bardziej nie należy mu ulegać. Po drugie, te stosunki były mizerne: mieliśmy spory deficyt w handlu. Interesy, owszem, można robić, ale nie wolno milczeć. Istnieje też problem obozów pracy - należy zwracać uwagę, skąd pochodzą towary, które się kupuje. A handel bronią z Chinami jest niedopuszczalny.

- Czy kontakty naukowe powinny być ograniczane z powodów politycznych? Za PRL nasi naukowcy mogli utrzymać wysoki poziom zawodowy m.in. dzięki temu, że pomagały im zachodnie instytucje naukowe, korzystając z przyzwolenia władz.

- Przy wymianie naukowej i kulturalnej margines swobody jest większy. Jestem za wymianą bezpośrednią naukowców i kontaktami z Białorusią, Ukrainą czy Chinami. W czasach PRL ważne było, że naukowcy ze świata nie spotykali się tylko z przedstawicielami Wyższej Szkoły Nauk Społecznych, ale i z tymi uczonymi, którzy byli w Polsce sekowani. Podobnie jest w Chinach, gdzie wybitni uczeni są represjonowani, a korzystając z tych kontaktów można do nich docierać i ich wspomagać.

- W Krakowie trwa dyskusja na temat kontaktów z Chinami.

- Kontakty trzeba utrzymywać, ale bez czołobitności. Delegacja Małopolski powinna spotkać się z opozycją i zawieźć deklarację potępiającą łamanie praw człowieka. Nam akurat nie wypada przemilczać pewnych spraw, bo sami korzystaliśmy z pomocy innych. Nie należy ustępować w imię pokrętnych racji i realpolitik. Moje doświadczenie życiowe pokazuje, że opłaca się, jeśli człowiek nie pęka.

HENRYK WUJEC był w latach 1977-80 działaczem Komitetu Obrony Robotników, od 1980 r. w “Solidarności". Od XII 1981 do IX 1982 internowany, następnie więziony do VIII 1984 i ponownie od VI do IX 1986. W latach 1984-89 w strukturach podziemnej “Solidarności". Uczestnik obrad Okrągłego Stołu. Polityk Unii Wolności, w latach 1989-2001 poseł na Sejm RP.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2004