Obozy Roosevelta

Japoński atak na Pearl Harbor był szokiem dla Amerykanów, pogrążonych w błogostanie izolacjonizmu. Wywołał histerię i skłonił prezydenta Roosevelta do działań na granicy praworządności. Po latach Stany miały uderzyć się za to w piersi.

20.02.2012

Czyta się kilka minut

Internowanie „japońskich Amerykanów” w San Francisco; "przesiedlono" stąd do ośrodków internowania 650 obywateli USA pochodzenia japońskiego; kwiecień 1942 r. / AP Photo / East News
Internowanie „japońskich Amerykanów” w San Francisco; "przesiedlono" stąd do ośrodków internowania 650 obywateli USA pochodzenia japońskiego; kwiecień 1942 r. / AP Photo / East News

Efekt Pearl Harbor” pogłębiło wypowiedzenie wojny USA przez Trzecią Rzeszę 11 grudnia 1941 r., w cztery dni po japońskim nalocie na Hawaje. Odtąd Stany stały się „pełnoprawnym” uczestnikiem II wojny światowej. I także im udzieliły się obawy przed atakami „piątej kolumny”. O ile jednak w przypadku Czechosłowacji czy Polski takie nastroje były zasadne – niemiecka „piąta kolumna”, w postaci szpiegów i dywersantów, istniała w obu krajach – o tyle w USA miały mniejsze podstawy.

Japonia i Niemcy nie były w stanie przeprowadzić akcji terrorystycznych lub szpiegowskich, które zachwiałyby Stanami. Jednak początkowo władze USA nie próbowały uspokajać obywateli przed możliwością „strzałów zza węgła”. Propaganda – obejmująca nawet komiksy dla dzieci – podsycała obawy, powtarzając przestrogi przed inwazją, szpiegami i sabotażem. Na przełomie roku 1941 i 1942, gdy Ameryka wkraczała do wojny, to strach – obok patriotyzmu – stał się katalizatorem motywującym Amerykanów do wysiłku i ofiary.

Rozkaz nr 9066

Nie oznacza to, że zagrożeń nie było wcale. Izolowane, acz groteskowe próby działań „na tyłach wroga” podjęła Abwehra. Amerykański system deszyfrowania ujawnił też japońską siatkę szpiegowską. Niepokój władz budziło i to, że w grudniu 1941 r. tysiące Amerykanów japońskiego pochodzenia przebywających akurat w Japonii wstąpiło do armii cesarskiej. Postępy Japończyków na Pacyfiku nie wieszczyły rychłego i łatwego zwycięstwa.

W tej sytuacji 19 lutego 1942 r. prezydent Roosevelt podpisał „rozkaz wykonawczy nr 9066”, który pod pretekstem wyznaczania stref zmilitaryzowanych sankcjonował przesiedlenie z nich wybranych grup ludności do ośrodków izolacji. Rozkaz nie mówił wprost, że celem jest prewencyjne internowanie osób uznanych za niebezpieczne – głównie Amerykanów japońskiego pochodzenia i Japończyków. Stało się to jasne dopiero, gdy administracja wojskowa zaczęła wydawać zarządzenia dotyczące „relokacji”.

W dużym stopniu było to działanie „pod publiczkę”, oparte na eksploatowaniu antyjapońskich fobii – a w sukurs władzom szły tu media: „Los Angeles Times” krzyczał tytułami o zagrożeniu ze strony Japs („Japońców”). Ale intencją rozkazu 9066 było też wywołanie efektu psychologicznego. Amerykanów, zszokowanych atakiem na Hawaje, usiłowano przekonać, że państwo kontroluje sytuację. Oficjalnie Biały Dom uzasadniał rozkaz 9066 pragnieniem stworzenia takich warunków, które zapewnią efektywne prowadzenie wojny i wyeliminowanie zagrożeń, w postaci terroru i sabotażu.

„Nisei” i „Sansei”

Restrykcje uderzyły w 120 tys. japońskich Amerykanów. W tej grupie najliczniej, bo w 60 proc., reprezentowani byli „Nisei” (dzieci imigrantów z Japonii, urodzone jako obywatele USA), a za nimi „Sansei” (obywatele amerykańscy – dzieci „Nisei”). W osobnych ośrodkach internowano też Niemców (11 tys.) i Włochów (3 tys.).

Wszyscy „japońscy Amerykanie” zostali izolowani bez formalnego oskarżenia i udowodnienia im przestępstwa, bez różnicy wieku i płci. Zdarzało się, że rozdzielano członków rodzin. A pozbawiano ich nie tylko wolności, ale też własności. Objęci rozkazem 9066 mogli zabrać tylko rzeczy osobiste (przybory toaletowe, sztućce, dodatkowe ubranie); na spakowanie mieli dwa dni. Formalnie zadbano o zabezpieczenie ich mienia, ale w praktyce było z tym różnie. Wielu boleśnie odebrało zachowania swych amerykańskich sąsiadów, którzy – wyczuwając szansę łatwego zarobku – oferowali kupno za bezcen pozostawianego dobytku.

Niektóre amerykańskie środowiska – np. American Civil Liberties Union lub kwakrzy z American Friends Service Committee – protestowały przeciw rygorom rozkazu 9066, ale bezskutecznie.

Objęci rozkazem 9066 trafili do ośrodków administrowanych przez cywilną agencję rządową (War Relocation Authority): Amache, Gila River, Heart Mountain, Jerome, Manzanar, Minidoka, Poston, Rohwer, Topaz i Tule Lake. Nazywano je eufemistycznie ośrodkami przesiedleńczymi (Relocation Centers). Większość z nich zlokalizowano na Zachodnim Wybrzeżu i w stanach centralnych. Przebywało w nich od 7 tys. (Amache) do nawet 19 tys. (Tule Lake) osób.

Codzienność izolacji

Relocation Centers budowano „na pniu” w odludnym terenie. Ich układ przypominał tabliczkę czekolady, której kostki tworzyły rzędy drewnianych baraków. Na osi głównej lub na obrzeżach tej „tabliczki” znajdowały się budynki zaplecza: latryny, pralnie, magazyny, administracja. Całość otaczało ogrodzenie z drutu kolczastego, często uzupełnione wieżyczkami z reflektorami i uzbrojonymi strażnikami z Military Police.

Internowani mieszkali w spartańskich warunkach; dopiero z czasem się one polepszały. Brakowało im przestrzeni i intymności – jedli i myli się w zbiorowych pomieszczeniach. Obok trudów socjalnych, doskwierał im też klimat: wysokie temperatury, wilgoć, burze piaskowe. Przymusowa izolacja wywoływała choroby, m.in. depresję.

Wszystko to nasuwało skojarzenia z sytuacją w obozach koncentracyjnych – i do dziś trwają spory o stosowanie w tym przypadku tego określenia. Różnica jest jednak istotna: izolowanych nie poddawano eksterminacji, pośredniej ani tym bardziej bezpośredniej. Byli żywieni, objęci opieką medyczną – choć w obu przypadkach nie zawsze wystarczająco.

Ośrodki izolacji były do pewnego stopnia samowystarczalne; urządzano w nich proste biura, sklepy, szpitale, szkoły, poczty, kościoły. Internowani próbowali zagospodarować surową przestrzeń: uprawiali grządki, sadzili drzewa i krzewy, hodowali kurczaki i świnie. Uprawiano sport; gdzieniegdzie odbywały się mecze baseballa. Byli też zatrudniani do prac ręcznych, za wynagrodzeniem. Dzięki temu życie stawało się choć nieco bardziej znośne.

Test lojalności

Za nieprzestrzeganie regulaminu można było trafić do Tule Lake w Górach Kaskadowych, rejonu o uciążliwym klimacie (deszcze, anomalie temperaturowe). Wysyłano tam też tych, którzy nie zdali wielopunktowego „testu lojalności”, jakiemu poddawano wszystkich powyżej 17. roku życia. Mężczyźni musieli deklarować w nim, czy podejmą służbę w US Army, jeśli dostaną powołanie. Kobiety pytano o to samo w odniesieniu do służb pomocniczych. Izolowanych indagowano, czy dochowają wierności USA i czy odżegnują się od cesarza Japonii. Dlatego Tule Lake zwano obiektem „No No” – osadzeni tam odpowiedzieli negatywnie na oba pytania.

Nastroje internowanych oscylowały między wrogością do USA i frustracją a próbami udowodnienia swej lojalności. Większość odbierała izolację jako niezasłużoną szykanę i zamach na wolności obywatelskie. Ale w ciągu kilku lat okazało się, że część osadzonych (ok. 18 proc.) zrzekła się jakichkolwiek zobowiązań wobec USA. Notowano też przypadki oporu.

Byli jednak i tacy, którzy uważali rozkaz 9066 za usprawiedliwioną reakcję na Pearl Harbor. Wielu internowanych chciało udowodnić swą lojalność, wstępując ochotniczo w 1943 r. do 442. Pułku Piechoty, który składał się w całości z „Nisei”; żołnierze ci mężnie walczyli w Europie. Kobiety przyjmowano do Czerwonego Krzyża lub służb pomocniczych.

W połowie 1944 r. ponad połowa internowanych „japońskich Amerykanów” została zwolniona, ale pod warunkiem, że osiedlą się w głębi kraju. Na początku 1945 r. zezwolono już wszystkim na powrót do domu. Ostatni ośrodek Tule Lake zamknięto w marcu 1946 r. Część byłych internowanych próbowała ułożyć sobie na nowo życie w USA. Inni, oburzeni nielojalnością „ich państwa”, emigrowali – zwykle do Japonii.

Zadośćuczynienie

Władze USA dojrzały do rozliczenia się z przeszłością dokładnie po 34 latach.

W specjalnej proklamacji prezydent Gerald Ford oświadczył, że w historii USA nie powtórzy się już hańba rozkazu 9066. Gestowi temu nie można odmówić waloru skruchy – choć tłumaczyć można go presją ofiar, które od końca lat 60. przypominały o swej niedoli; od 1969 r. co roku organizowana jest ich pielgrzymka do Manzanar. Decyzja Forda mogła być też próbą „odzyskania serc” Japończyków w czasie, gdy doszło do ocieplenia na linii Tokio–Pekin.

W 1980 r., za prezydentury Jimmy’ego Cartera, powstała Commission on Wartime Relocation and Internment of Civilians. Efektem jej prac było wydane w 1982 r. orzeczenie, że rozkaz 9066 i jego skutki nie były uzasadnione względami obronnymi, a izolacja opierała się na „uprzedzeniach rasowych, histerii wojennej i błędnej polityce elity władzy”.

W 1988 r. Ronald Reagan podpisał ustawę, która jako zadośćuczynienie przyznawała poszkodowanym odszkodowania w wysokości 20 tys. dolarów i stworzyła fundusz, gromadzący środki na publiczną edukację o „relokacji”. Rząd USA upoważnił do wypłacenia tej sumy George Bush w 1989 r.; do 1998 r. – razem z dołączonymi na piśmie wyrazami ubolewania – otrzymali ją wszyscy żyjący pokrzywdzeni. Kropkę nad „i” postawił Bill Clinton, gdy w 2000 r. zdecydował o ochronie ośrodków izolacji jako miejsc pamięci i pogłębianiu świadomości historycznej Amerykanów na ten temat. A warto dodać, że już od lat 70. służyły temu produkcje filmowe i telewizyjne, książki, spotkania ze świadkami, projekty edukacyjne itp. Samych filmów dokumentalnych powstało do dziś ponad dwadzieścia.

***

Co najmniej dyskusyjny – z moralnego i politycznego punktu widzenia – rozkaz 9066 był bez wątpienia niewspółmierny do zagrożeń, przed jakimi miał rzekomo ustrzec USA. A paradoks historii polegał na tym, że internowani stali się beneficjentami największych odszkodowań, jakie wypłacano też ofiarom skrajnie okrutnej wojny, prowadzonej przez Japonię w Azji Południowo-Wschodniej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2012