O dyscyplinie myślowej

Autor może się cieszyć, kiedy na łamach “TP" znajduje obszerną recenzję swej książki, nawet jeśli recenzent książkę krytykuje. Musi jednak protestować, gdy przypisuje mu się zamiary nie wynikające z tekstu. Oceniając moje “Obalanie idoli" (tekst “Młotek z Manhattanu", “Książki w Tygodniku" w “TP" nr 44/04), Tadeusz Lubelski twierdzi, że mam “fobię" szukania “wszędzie" żydowskich wpływów. Wszędzie? Nie szukam ich pod łóżkiem. Kino jako przemysł założyli w Ameryce imigranci żydowscy z Europy Środkowej i Wschodniej. Nie można ukrywać ich wpływu zwodząc czytelników. Nie czynię Żydów odpowiedzialnymi za dominację w kinie “seksu i przemocy". Podaję ten pogląd za wystawą w Muzeum Żydowskim w Nowym Jorku, jak Żydzi stworzyli i rządzą Hollywood, zwłaszcza za katalogiem “Entertaining America. Jews, Movies and Broadcasting". Na to źródło wyraźnie się powołuję.

Nie twierdzę również, że Andrzej Wajda uchylił się od filmu o Adamie Michniku, by nie ujawniać roli “żydokomuny". Tak Michnik określił swoje środowisko rodzinne, co podaję w cytacie. Powody są nieco bardziej skomplikowane i staram się ich dociec. To najdłuższy tekst w książce, chyba najciekawszy, ale recenzent zbywa go insynuacją. Nie twierdzę też, że zachwyty nad “Godzinami" Stephena Daldry są skutkiem akcji lobby homoseksualnego, dominującego w kręgach opiniotwórczych. Zachwyt był po prostu wyrazem nowojorskiej wrażliwości liberalnej, którą analizuję. Posądzanie mnie o nastawienie anty-gejowskie czy wypady przeciwko “deprawacji" jest śmieszne. Daldry unika rzetelnego ukazania ceny wolności seksualnej. Gej powinien z niej korzystać, ale w pełni świadomie. Jasno o tym piszę.

Lubelski sugeruje, że pochwalam hitlerowskie obozy pracy “cytując aprobatywnie" hasło “praca czyni wolnym" z bram kacetów. To niemądre pomówienie. Słowa odnoszą się w książce do potrzeby podniesienia w polskim kinie rangi pracy, zgodnie z moim programem krytycznym. Praca w Polsce jest chora, także umysłowa. Wielu ludzi boi się myśleć samodzielnie i wyciągać wnioski. Domagam się korzystania z wolności i pewnej dyscypliny. Dlatego stawiam za wzór podejście do fabuły wypracowane w Hollywood. Lubelski nazywa to “młotkiem z Manhattanu", a ja walczę z wałachem w polskiej duszy.

KRZYSZTOF KŁOPOTOWSKI

***

Polemika Krzysztofa Kłopotowskiego nie przekonuje mnie w żadnym punkcie. Przeczytałem jego książkę bardzo uważnie i to z jej tekstu wynikły wszystkie sformułowane w mojej recenzji zarzuty.

Istotnie, cytowany przeze mnie artykuł o “judaizacji kina" wywodzi autor z muzealnego katalogu. Proszę posłuchać, jak to czyni: “Gdzie jak gdzie, ale w Muzeum Żydowskim w Nowym Jorku na pewno nie znajdzie się antysemityzmu. Przez ten grząski teren niech nas prowadzi Gwiazda Dawida. Po prostu streszczam katalog..." (s. 163). Podobnie ironiczny komentarz narracyjny towarzyszy i innym fragmentom, mającym dowodzić “judaizacji świata", jakby autor mrugał do czytelnika: “Wiem, nie wypada, trzeba się pilnować, bo zaraz zarzucą mi antysemityzm, ale wszak prawda ważniejsza jest od politycznej poprawności". Stałość takiego nastawienia Kłopotowskiego sprawia, że wcale nie jestem pewien, czy i pod łóżkiem nie szuka on “żydowskich wpływów".

Podobne poczucie humoru pojawia się i w jego liście: że piszę o żydokomunie? No to co? “Tak Michnik określił swoje środowisko rodzinne, co podaję w cytacie". Przecież Kłopotowski doskonale rozumie, że jeśli Adam Michnik użył tego określenia, to szyderczo, parodiując poglądy zbliżone do demonstrowanych w “Obalaniu idoli". Trudno więc ten akapit polemiki traktować serio.

W żadnym miejscu recenzji nie posądzam Kłopotowskiego o “nastawienie anty-gejowskie"; to mnie nie interesuje. Interesuje mnie jego metoda krytyczna. A metoda - co widać na przykładzie “Godzin" Stephena Daldry - bywa taka: zamiast szukać w samym dziele przyczyn powodzenia filmu, który jest mu obcy, Kłopotowski tendencyjnie go streszcza, po czym zajmuje się domniemanymi mechanizmami “organizowania opinii" przez środowiska homoseksualne, starannie wyliczając, którzy ze współtwórców filmu do tych środowisk należą.

Na koniec Kłopotowski pisze o moim “niemądrym pomówieniu". Tymczasem żadnego pomówienia nie ma w mojej recenzji. Stwierdzam tylko fakt: autor “Obalania idoli" zatytułował jeden z pomieszczonych w książce szkiców “Praca czyni wolnym", używając tytułowego cytatu aprobatywnie, jako trafnego sformułowania własnego poglądu. Ponieważ tekst ten mieści się w końcowej części książki, której autor żywi kult młodości, siły i dyscypliny - jako czytelnik poczułem w tym miejscu “lekką grozę". Napisałem o tym w tekście. Nadal tę grozę czuję. Toteż wiem, co robię, przestrzegając przed recenzowaną książką czytelników “Tygodnika".

TADEUSZ LUBELSKI

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2004