NIETYKALNI

Co roku Skarb Państwa wypłaca ok. 5 mln zł za niesłuszne aresztowania. Prokuratorzy za błędne decyzje praktycznie nie ponoszą odpowiedzialności. Jak pokazuje historia Piotra Zaleskiego, któremu zarzucili pranie pieniędzy mafii, mogą nawet awansować.

15.06.2014

Czyta się kilka minut

Piotr Zaleski, właściciel kantoru Conti. Gdańsk, czerwiec 2014 r. / Fot. Rafał Malko dla „TP” // Dzięki uprzejmości klubogalerii „Bunkier” w Gdańsku
Piotr Zaleski, właściciel kantoru Conti. Gdańsk, czerwiec 2014 r. / Fot. Rafał Malko dla „TP” // Dzięki uprzejmości klubogalerii „Bunkier” w Gdańsku

Brudna i zimna cela z soplem zwisającym na wewnętrznej stronie okna pamięta jeszcze początek XX w. Na dworze siarczysty mróz – ponad 20 stopni poniżej zera, a w środku śmierdzi mieszanka potu, moczu i starych petów. Wzdłuż szarych ścian unoszą się chmury pary, ulatujące z ust dwóch mężczyzn siedzących na brudnych pryczach. Z kranu kapie zimna woda. Cela mieści się w narożniku i jest przygotowana dla szczególnie niebezpiecznych bandytów – meble są na stałe wbetonowane w podłogę.

Jak mówią klawisze, cela ma tradycje – w stanie wojennym siedział w niej Andrzej Milczanowski (późniejszy minister spraw wewnętrznych III RP). Na 14 więźniów w tym pionie połowa siedzi za zabójstwa.

Jest Wigilia 1995 r. w ciężkim Zakładzie Karnym w Braniewie.

Cela

Piotr Zaleski – kilkanaście godzin wcześniej król życia – jednego dnia zamienia skórzany fotel szefa świetnie prosperującego gdańskiego kantoru Conti na 12 metrów kwadratowych kryminału. Braniewo to ostatnie polskie miasteczko na trasie do Kaliningradu. Choć z prokuratury, która decyduje o aresztowaniu Zaleskiego, do aresztu na Kurkowej w centrum Gdańska jest spacerkiem 10 minut, śledczy umieszczają właściciela kantoru pod granicą z Rosją (w 1995 r. to prokurator, a nie sąd decydował o aresztowaniu). Z Gdańska to 104 kilometry.

Decyzję o skierowaniu do więzienia w Braniewie podpisuje prokurator, który nie prowadzi jego sprawy. Potem powie, że nie wie, dlaczego. Zaleski wie: – Tak wygląda typowy areszt wydobywczy. Gdy tam siedziałem, miałem wrażenie, że czas się tu zatrzymał 50 lat temu. To wyjątkowe miejsce. Na wolności nieźle mi się żyło, a tu człowiek spada na samo dno. Jest traktowany gorzej niż pies. Jak pies chce siku, to staje pod drzwiami i człowiek może z nim wyjść. W Braniewie były zasady. Otwiera się klapa i ktoś krzyczy: „spacer”! Jest pan gotowy, zdąży założyć buty czy kurtkę, to pan wychodzi. Jeśli nie zdąży – nie wychodzi. Proste.

Zaleski nie ma kontaktu ze światem – gazety dostaje po tygodniu, o radiu i telewizji może zapomnieć. Otrzymuje status więźnia niebezpiecznego i początkowo nie może nawet wychodzić do świetlicy. Wyjazd do szpitala w Elblągu to konwój pod bronią antyterrorystów.

– Prowadząc biznes żyłem w permanentnym stresie – mówi Zaleski. – Liczyły się coraz większe zyski i obroty. Złodziej zakłada, że może wpaść, a ja prowadziłem normalny interes i nagle znalazłem się w innej rzeczywistości. Po kilku dniach odsiadki zjawili się funkcjonariusze z przestępczości zorganizowanej. Rzucili kilka zdjęć, w tym „Nikosia” (domniemanego szefa pomorskiej mafii). Tłumaczyli, że jak mam jakiś temat na tych gości, to zaraz uwolnią mnie od zarzutów i wyjdę.

Zaleski milczy. Jego wspólnik w interesach, Adrian Nowak, ma więcej szczęścia: podczas pokazowej akcji policji jest akurat za granicą. Postanawia nie wracać i unika aresztu.

Kasjer

Antyterroryści rzucają Zaleskiego na ziemię w centrum Wrzeszcza. Wchodzą do jego kantoru. Akcji towarzyszą kamery. Potem przedsiębiorca słyszy zarzuty: nielegalne posiadanie broni (choć ma pozwolenie, tylko przez nawał pracy jednego pistoletu nie wpisał do rejestru) i pranie mafijnej gotówki.

W lokalnych gazetach, „Wieczorze Wybrzeża” i „Głosie Wybrzeża”, pojawiają się artykuły z mocnymi tytułami: „Pralnia Conti”, „Kasjer mafii”, „Księgowy mafii za kratkami”. Policja wypuszcza przecieki na temat współpracy Zaleskiego z Nikodemem Skotarczakiem, ps. „Nikoś”.

W mediach bryluje ówczesny zastępca prokuratora okręgowego Jacek Spyt, który nadzoruje wydział przestępczości zorganizowanej i śledztwo w sprawie Conti. Kreuje się na szeryfa, który złapał groźnego przestępcę. Może być dumny, bo to pierwsze w Polsce śledztwo w sprawie prania pieniędzy, w którym antyterroryści tak spektakularnie zatrzymują podejrzanego. Szef Conti nie może się bronić, bo po zatrzymaniu prowadzący śledztwo Ryszard Paszkiewicz stawia zarzuty i decyduje o tymczasowym aresztowaniu na trzy miesiące.

Zaleski nie wypiera się znajomości z gangsterem: – Do mojego kantoru przychodził ówczesny szef policji, sędziowie, prokuratorzy. Przychodził też Nikodem, którego znałem 20 lat. Ale czy znajomość to zarzut? – pyta retorycznie. – Mój zły wizerunek był kreowany, dopóki nie mogłem się bronić. Na konferencjach prokuratury pojawiały się tylko insynuacje o milionach dolarów i marek. Prokuratorzy wskazywali na gigantyczne obroty. Gdy już mogłem się bronić, mówiłem, że pranie gotówki to kłamstwo. Wtedy prokuratura zamilkła.

Po decyzji o aresztowaniu Zaleski przez 157 dni siedzi w więzieniu w Braniewie. W tym czasie poza dwoma wizytami śledczych nic się nie dzieje.

Wspomina: – Dzięki Bogu trafiło na mnie, a nie na Adriana. Jego już na świecie by nie było. To człowiek o wrażliwej psychice. W Braniewie by nie wytrzymał.

Po sześciu latach śledztwa prokurator Paszkiewicz oskarża Zaleskiego i Nowaka o pranie pieniędzy mafii. Mieli zalegalizować gigantyczną kwotę 61 mln dolarów i 55 mln marek niemieckich. Dochodzą do tego zarzuty o nielegalne posiadanie broni i unikanie płacenia podatków. Na potrzeby śledztwa prokurator zabezpiecza w kantorze waluty warte ponad 2 mln zł.

Po kilku latach procesów Zaleskiego i Nowaka uniewinniono. Sąd uznaje, że Conti nie było pralnią mafijnej gotówki. Zarzuty dotyczące oszustw podatkowych umorzono, bo się przedawniły.

W udowodnieniu rzekomej winy nie pomogło nawet umieszczenie „kreta” w Conti – w ochronie kantoru przez kilka miesięcy pracuje były komandos, a potem funkcjonariusz wydziału przestępczości zorganizowanej Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku o pseudonimie „Majami”. Ostatecznie sprawę zamyka wyrok Sądu Najwyższego, który uznaje szefów Conti za niewinnych.

Kariera

Mimo kompromitacji przed sądem w sprawie Conti, kariera Ryszarda Paszkiewicza nabiera tempa. Najpierw zostaje zastępcą prokuratora okręgowego w Gdańsku. W 2007 r., pod koniec kadencji, Zbigniew Ziobro awansuje go na prokuratora Prokuratury Apelacyjnej. To prezent ministra sprawiedliwości dla 15 śledczych w Polsce tuż przed upadkiem rządu PiS. Nominacja wiąże się z prestiżem i wyższą pensją.

Drugi rozgrywający w tamtej sprawie, ówczesny zastępca prokuratora okręgowego Jacek Spyt odszedł z zawodu. Zostaje radcą prawnym, a potem adwokatem. Dziś nie ma ochoty rozmawiać o tamtej historii.

– Jestem po drugiej stronie barykady – mówi mecenas Spyt. – Pranie gotówki to nowy przepis, który wtedy pojawił się w kodyfikacji. Nie było orzecznictwa ani praktyki.

– Nie było dowodów na pranie gotówki, a wsadziliście człowieka do więzienia – mówię.

– Nie jestem w stanie powiedzieć, jakie decyzje bym dzisiaj podejmował – odpowiada Spyt. – Jednak nadal jestem przekonany, że tak gigantyczna gotówka w normalny sposób nie mogła przechodzić przez tak niewielki kantor. To były kwoty, jakimi obraca duży bank.

W 1995 r. kantor Conti dziennie przekazuje do Banku Gdańskiego około miliona jednostek walut – 500 tys. dolarów i podobną kwotę w markach niemieckich. Obraca też funtami i guldenami holenderskimi. Kwoty rozpalają wyobraźnię prokuratorów. Skąd taka gotówka w kantorze na ulicy Grunwaldzkiej? Choć nie mają dowodów, twierdzą, że muszą to być pieniądze mafii. Zaleski mówi, że dogadał się z innymi kantorami i klientami. W ten sposób zamiast detalicznie handlować z bankiem, Conti stało się hurtownią.

Zastępca prokuratora okręgowego w Gdańsku Ryszard Paszkiewicz dziś nie chce rozmawiać na temat Conti. Ma powód – jest nim jego wypowiedź w programie „Państwo w państwie”. Przed kamerami telewizji Polsat Paszkiewicz stwierdza: „Współczuję panu Zaleskiemu, że robił za królika doświadczalnego. Uważam, że pan Zaleski dopuścił się przestępstwa prania brudnych pieniędzy. Niestety, nie udało mu się tego udowodnić”. Mówi tak, choć 13 lat wcześniej sąd uniewinnił szefa Conti.

Na jego głowę sypią się gromy: – Co ten człowiek robi w prokuraturze? – pyta biorąca udział w audycji była minister sprawiedliwości Barbara Piwnik.

Za komentarze w telewizji Paszkiewicz zostaje ukarany upomnieniem. Teraz, kiedy chcę rozmawiać o Conti, odsyła do rzecznika prasowego lokalnej prokuratury.

– Co ciekawe, Paszkiewicz został ukarany nie za krzywdę, którą mi wyrządził, ale za to, że do tego publicznie się przyznał. Powiedział, co myśli, i miał problem – komentuje Zaleski.

Odszkodowanie

Zatrzymanie, aresztowanie, zabezpieczenie 2 mln zł w różnych walutach – tak prokuratura niszczy spółkę Conti, która jest w stanie upadłości.

Po latach Zaleski otrzymuje tylko jedno zadośćuczynienie – 75 tys. zł za 157 dni w ciężkim więzieniu w Braniewie.

Mówi: – Wypłacono mi dosyć szybko gotówkę za tymczasowe aresztowanie. Żadnych innych odszkodowań nie otrzymałem, bo zbyt późno zgłosiliśmy sprawę do sądu, a przecież nikt, gdy walczyliśmy o wolność, o tym nie myślał. Sąd oddalił pozew, bo sprawa się przedawniła. Chcieliśmy 5 milionów za wieloletnie przetrzymywanie naszych pieniędzy. To nie była wygórowana kwota, ale według sądu również się spóźniliśmy.

Już po otrzymaniu zadośćuczynienia za niesłuszny areszt szef Conti domaga się odszkodowania od prokuratorów odpowiedzialnych za zarzuty: Spyta i Paszkiewicza. Chce, by oddali podatnikom 75 tys. zł, które musiał mu zapłacić Skarb Państwa. Na niewiele to się zdaje. Postępowanie regresowe nie odnosi skutku: Prokuratura Apelacyjna we Włocławku uznaje, że nie ma możliwości regresu wobec śledczych.

– Obowiązująca ustawa o odpowiedzialności majątkowej funkcjonariuszy publicznych za rażące naruszenie prawa nie ma zastosowania do prokuratorów prowadzących śledztwa – mówi Grażyna Wawryniuk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. – Prokurator nie jest funkcjonariuszem publicznym w rozumieniu tej ustawy. Nie ma też podstaw do działań wobec śledczego przez jego przełożonego dyscyplinarnego z uwagi na przedawnienie, które nastąpiło w 2003 r., jeszcze przed prawomocnym wyrokiem w sprawie Conti.

Temida

To nie koniec zamieszania wokół Conti: z 2 mln zł zabezpieczonych w sądowym depozycie ginie ponad 750 tys. Pieniądze kradnie pracownik sądu (zostaje za to prawomocnie skazany). Po trzynastu latach od zatrzymania, w latach 2005–2008, Piotr Zaleski otrzymuje więc w ratach 1,25 mln zł. A kompromitacja wymiaru sprawiedliwości trwa nadal: sąd nie chce oddać depozytu skradzionego przez pracownika Temidy. Jego władze z rozbrajającą szczerością przyznają, że gotówki po prostu nie mają. Podczas procesu o zwrot depozytu sędziowie stosują kruczki prawne: już nie ma guldenów i marek niemieckich, więc nie ma czego oddawać.

Zdesperowany Zaleski wynajmuje nawet komornika z południa Polski, by ściągnął gotówkę z konta sądu. W końcu w 2013 r. (18 lat po zatrzymaniu), gdy egzekutor wkracza do akcji, sąd ustępuje i realizuje zaległy przelew na kwotę zwiększoną o odsetki – 858 tys. zł.

Dlaczego ja?

Piotr Zaleski ma dziś 53 lata. Wysportowana sylwetka, eleganckie spodnie i markowa koszula. Przyjmuje w działającym znów kantorze Conti w Gdańsku Wrzeszczu.

– To, że tak dzisiaj siedzimy, zawdzięczam rodzinie i znajomym – mówi. – Państwo, a raczej jego konkretni przedstawiciele chcieli mnie zniszczyć. Teraz myślę, że takie było zapotrzebowanie. Prokuratura chciała mieć spektakularny sukces w wydziale przestępczości zorganizowanej – pierwsze w Polsce śledztwo z zarzutami o pranie gotówki. Założyli absurdalny zarzut – kantor Conti ma wielokrotnie wyższe obroty niż inne podobne placówki, a w związku z tym kasa musi pochodzić od mafii. Jeśli już chcieli iść tą drogą, to powinni pokazać źródło. Skąd pochodzi ta kasa? Nie potrafili tego udowodnić. Potem prokurator na potrzeby mediów wymyślił historię, że w ciągu dziesięciu lat wielokrotnie zmieniało się prawo i dlatego padły zarzuty. Każdy łapał się za głowę, ale firmę udało się zniszczyć.

Prokurator Ryszard Paszkiewicz, poza upomnieniem za „królika doświadczalnego”, nie poniósł odpowiedzialności za wieloletnie działania w sprawie Conti. Podobnie mecenas Jacek Spyt.

Kończy Zaleski: – Ktoś powinien ponieść karę. Ważna jest odpowiedzialność Skarbu Państwa za urzędników. Na tym, że osoby odpowiedzialne za zniszczenie mojej firmy są nadal na stanowiskach, cierpi wizerunek prokuratury. Cieszę się, że dzięki rodzinie i znajomym udało mi się wyjść z tej traumy, ale pamiętajmy, że w normalnym układzie nie udałoby mi się stanąć na nogi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2014