Nierozpoznana

Czy Warlikowski sugeruje świętość Blanche? Trudno podejrzewać reżysera o religijne posłannictwo...

09.02.2010

Czyta się kilka minut

Przygotowany w paryskim Odeonie spektakl "Un Tramway. Tramwaj" otwiera obraz Blanche (Isabelle Huppert) siedzącej na obrotowym taborecie w łazience. Czarna bielizna, brak makijażu, rozpuszczone włosy, rozłożone nogi - Blanche zaniedbana, wyniszczona. Jej pierwsze kwestie to wysiłek artykulacji słów przerywany jękiem, to tortura utraty kontaktu z rzeczywistością, to stan między zdziecinnieniem a alkoholicznym delirium, to agonia albo bolesna próba powtórnych narodzin. Blanche w utracie siebie upada na podłogę, Stanley pomaga jej wstać.

Blanche pojawia się na dobre u swojej siostry Stelli (Florence Thomassin) i jej męża. "Jak się trochę tu ogarnie, to ten zakątek przypomina raj". Po trudzie powrotu do życia Blanche stawia pierwsze kroki na "Polach Elizejskich" i robi to dość pewnie. Wchodzi na scenę odświeżona, ubrana, uczesana i gotowa stawić czoło Stanleyowi Kowalskiemu (Andrzej Chyra) - zarządcy tego ziemskiego raju. Od pierwszej sceny konfrontacji jej postawa jest ofensywna. Huppert - znana z chłodnego ujawniania najciemniejszych obsesji postaci, w spektaklu Warlikowskiego gra osobę bardziej egzaltowaną. Blanche ostentacyjnie zniża się do poziomu Stanleya, przyjmując arogancki ton. Podszyte pogardą starania nawiązania kontaktu komentuje ironicznie śpiewana przez Renate Jett piosenka Pulp "I want to live like common people" ("Chcę żyć jak zwykli ludzie").

Stanley w oczach Blanche to przede wszystkim "Polak", wcielenie wszystkiego najgorszego, co z tym faktem pochodzenia może się wiązać. Warlikowski pogrywa w spektaklu ze stereotypem Polaka we Francji. Punkt kulminacyjny tej autoironicznej gry ma miejsce w scenie quizu, gdzie Blanche pyta widownię o nazwę gatunku "zapomnianego na ścieżce ewolucji", o "zaprzeczenie subtelności", i triumfalnie sama podaje odpowiedź: "Nasz ukochany Polak, nasz ulubiony hydraulik".

Najbardziej oczywistym i trafnym pomysłem było powierzenie roli barbarzyńcy Stanleya polskiemu aktorowi, który nie osiągnął jeszcze doskonałości wymowy francuskiej Andrzeja Seweryna. Nauczony francuskiego na potrzeby spektaklu Chyra mówi z nieukrywanym słowiańskim akcentem. Jego Stanley posługuje się językiem prostym, zmieszanym ze slangiem.

Pomijając kwestie gorszego pochodzenia, Blanche widzi w Stanleyu wcielenie brutalności. Grany przez Chyrę Kowalski to zwierzę poddające się instynktowi. Takim instynktownym impulsem stanie się gwałt, jakiego dokona na Blanche. Chwilę po nim widać Stanleya jeżdżącego dziko na taborecie po łazience; na podłodze przed nim pokłada się Blanche - jak ofiara wrzucona do klatki, gdzie zamknięto bestię. Stanley jest nie tyle grubiański czy ordynarny, co "zezwierzęcony" (co też stanowi źródło fascynującej siły). Jego animalizm komentuje symbolicznie scena, w której mężczyzna przykłada do twarzy Stelli przyniesiony kawałek świeżego mięsa. Stella nie protestuje, zaadaptowała się, czy może poznała też i łagodność zwierzęcia. Jej jak najdalszą od brutalności relację ze Stanleyem pokazuje sekwencja, gdzie dwoje kochanków siedzi obok siebie w milczeniu na łóżku; mężczyzna rysuje na nagich plecach kobiety nieokreślony wzór. Z offu słychać słowa o Salome tańczącej przed Herodem.

Tańczącą Salome na pewno chce być Blanche roztaczająca wokół siebie czarodziejską aurę, którą określić można jako glamour. "Nie chcę realności, chcę magii". Pojawiający się często w realizacjach Warlikowskiego subtelny element estetyki glamour w "Tramwaju" staje się szczególnie widoczny. ­Glamour to teoria i praktyka magii oczarowywania, to zaklęcie iluzji, to blask otaczający divę na estradzie (częsty motyw u Warlikowskiego, pojawiający się także w "Tramwaju" w scenach śpiewu Renate Jett), a w sferze zewnętrznej to połysk i skrzenie się materii, gra refleksów światła i lustrzanych odbić. ­Glamour w spektaklu uzyskiwany jest poprzez materię kostiumów, ale także za pomocą światła (dominanta różu, fioletu i czerwieni) oraz efektu półprzezroczystego lustra, które tworzą ściany "akwariowej" scenografii Małgorzaty Szczęśniak.

Właściwą sobie aurę niezwykłości Blanche wywołuje za pomocą zewnętrznych sztuczek: nosi sukienki od Diora i Yves Saint Laurenta, z błyszczącej tkaniny lub z naszytymi cekinami. Stara się pozostać obietnicą luksusu, choć jedyny zainteresowany, Mitch (Yann Collette),­ zwątpi w wartość tego luksusowego towaru. Blanche sama, niby kokieteryjnie, powtarza, że te wszystkie perły i futra w jej walizce to tylko tandeta.

Czar określany dziś jako glamour przypomina aurę otaczającą świętych na dawnych obrazach. Dość zaskakujące, przy pierwszym spojrzeniu, wydaje się wprowadzenie do spektaklu wizerunku Matki Boskiej, który Warlikowski zestawia z postacią Blanche. Obraz Marii wyświetlony zostaje dwukrotnie w tle sceny. Czarodziejska aura Blanche emanuje podejrzaną tandetnością, tak samo dzieje się w przypadku obrazu Marii. Jej wizerunek widoczny jest w otoczeniu kiczowatego wieńca wniesionego na scenę ze słowami "kwiaty dla zmarłych". Jarmarczny wizerunek religijny wydaje się "nieautentyczny".

W końcowej sekwencji spektaklu Blanche wkłada błękitny kostium. Jak sama dopowiada: to błękit sukien Madonny na weneckich obrazach. Podchodzi do stolika, na którym leżą winogrona, i dopytując, czy są na pewno umyte, spożywa kilka w ledwo zasugerowanym akcie eucharystii. Chwilę później roztrzęsiona siedzi na łóżku, mówiąc ostatni monolog o Edypie wygnanym ze swego kraju. Niespokojną przytrzymuje klęczący Stanley. Właśnie, on przed nią klęczy. Blanche schodzi ze sceny, zostaje wygnana z "raju". Stanley podnosi z podłogi książkę, którą wcześniej ofiarował Blanche na urodziny. Jett śpiewa ostatni song w łagodnym, zabawnym tonie. Ulga? Nie, raczej "nieznośna lekkość". Niewielka książka, którą przegląda Stanley, to Biblia. Kat rozpoznał w swojej ofierze świętą?

***

Czy Warlikowski sugeruje świętość Blanche? Blanche jako święta męczennica? Trudno podejrzewać reżysera o religijne posłannictwo, a świętość Blanche widzieć trzeba w kategoriach "świeckich", w kategoriach tragedii. "Świecka świętość", której mimo gry kamuflażu Blanche zdaje się świadoma, to nic innego jak tragizm nieuchronności zgubnego losu.

Tragedia Blanche dopełnia się w samotności. Pod koniec spektaklu powtórzony zostanie krótki wiersz, który już w otwierającej scenie wplątany został w słowa głównej postaci. Wiersz mówi o muszli znalezionej na plaży. Jej wnętrze opowiada niezwykłości, ale by je zrozumieć, ktoś musi je słuchającemu wytłumaczyć. Nie ma nikogo, kto wytłumaczyłby "cuda" Blanche, a Stanley nawet jeżeli je rozpoznał, milczy. To gorzki spektakl.

"Un Tramway. Tramwaj" wg "Tramwaju zwanego pożądaniem" Tennessee Williamsa, reż. Krzysztof Warlikowski, dram. Piotr Gruszczyński, scen. Małgorzata Szczęśniak, muz. Paweł Mykietyn, wyst.: Isabelle Huppert, Renate Jett, Andrzej Chyra, Florence Thomassin, Yann Collette. Koprodukcja ThéÂtre de l’Odéon i Nowego Teatru w Warszawie. Premiery: 4 lutego 2010 r. w Paryżu i 12 kwietnia podczas 30. Warszawskich Spotkań Teatralnych.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2010