Nauczyciel-hultaj

Z każdą wiadomością napływającą z toruńskiego technikum staje się coraz jaśniejsze, że bohaterami opisywanych wydarzeń nie są ani młodociani przestępcy, ani ich ofiara. W centrum uwagi znajdują się obojętni świadkowie, których można posądzić o współuczestnictwo w zadawanym angliście gwałcie.

21.09.2003

Czyta się kilka minut

Najbardziej poruszają nas takie właśnie dylematy. Katem czy ofiarą jesteśmy rzadko, a współwinnym widzem, prowadzącym obserwację z bezpiecznej odległości, często. Rejwach wokół przejść pewnego pedagoga trwa jednak dlatego, że ci, co przyglądali się tragedii, powinni byli interweniować, a miejsce, gdzie doszło do niej, było szczególne. Zobaczyliśmy, jak głęboko zdeprawowani są nauczyciele i rodzice, których śmiało moglibyśmy nazwać “akuszerami odradzającego się społeczeństwa". Kto wierzy, że “oddech dzieci spieszących do szkoły podtrzymuje świat w istnieniu", ten musi teraz czuć, jak kruche jest to istnienie. Oto źródło naszego przerażenia.

Wyznawcy świętego spokoju

Mamusie i tatusiowie oglądali film o dręczeniu profesora. Nie wiemy, czy upomnieli swoje pociechy. Wiemy, że jak dotąd nie uznali za stosowne zadośćuczynić pokrzywdzonemu nauczycielowi. Niektórzy udali się do dyrekcji. Grono pedagogiczne jednak, choć gorliwie zaprzecza, umyło ręce. Znam szkołę i wiem, że gdy ktoś nie radzi sobie tak, jak nie radził sobie anglista, wie o tym i pokój nauczycielski, i wszystkie szkolne korytarze.

Rodzice i nauczyciele, przerzucając się odpowiedzialnością, zgadzają się w jednym: nieudacznik sam sobie winien. Gorzej: obrzydliwą nieudolnością sprowokował dzieciaki. Taka argumentacja kryje koszmarną kalkulację, której dokonali zapewne domowi i szkolni wychowawcy - koszty zdecydowanej interwencji uznali za zbyt wysokie, więc łatwiej poczekać, aż fajtłapa sam wypadnie z gry, bo “nie przedłużymy mu kontraktu".

“Marny wasz los, jeśli mnie obudzicie" - mówi podczas wycieczek pewna warszawska nauczycielka i toleruje każdy występek, byle nie naruszył ciszy nocnej. To przykład z innej półki, ale potwierdzający, że nauczyciel zazwyczaj chce świętego spokoju. I to nie tylko z powodu lenistwa czy tchórzostwa. Wie, że gdyby coś się stało - pozostanie sam na placu boju. Rodzice pierzchną albo zwrócą się przeciw niemu, bo przecież “młodzież ma swoje prawa, niech się wyszaleje, proszę się nie czepiać dzieciaków".

W ten sposób codziennie (a od kilkunastu dni, dzięki toruńskiemu technikum - dzieje się to na oczach kraju) w gruzy sypie się mit szkoły, która ma uczyć i wychowywać. Zresztą od początku reformy edukacyjnej wyglądało to na frazes. Szkoła powinna przecież ułatwić karierę: otworzyć drogę do dobrego gimnazjum, renomowanego liceum, na przyszłościowe studia. Szczęśliwego absolwenta poznajemy po powodzeniu u pracodawców, a nie moralistów. Dam sobie obciąć rękę, że problem anglisty miał i taki podtekst - języki obce to przecież podstawa, a tu taki blamaż...

Czy mamy zatem głośno domagać się ukarania winnych w Toruniu, załamać ręce nad stanem polskiej oświaty i, już po cichu, pogodzić się z nieuchronną klęską jakichkolwiek ambicji wychowawczych? Nie podejmuję się odpowiedzieć, dlaczego w polskiej rodzinie trudno wychowywać (a być może jest to kwestia kluczowa, bo wychowuje najpierw rodzina), spróbuję jedynie zgłosić kilka uwag w sprawie wychowania w szkole. Rozpoznać duchy w niej straszące.

Duch autorytaryzmu

Na programach wychowawczych ciąży odium podejrzeń o autorytaryzm. Nauczyciel nie powinien prowadzić ucznia, raczej mu towarzyszyć, zawsze o pół kroku za nim - często się powtarza. Takie stwierdzenia nie unieważniają jednak pytania Leszka Kołakowskiego: “gdzie jest miejsce dzieci w filozofii liberalnej?". Jak możliwa jest socjalizacja bez przemocy symbolicznej?

Gdy rozpoczynałem pracę w szkole i obejmowałem obowiązki wychowawcy, moja mentorka powiedziała, że sens mojej pracy sprowadza się do tego, by jasno stawiać wymagania i je egzekwować. Nigdy nie jest to proste, ale w sprawach wychowawczych rada nie jest banalna. Jasno stawiane wymagania to jasna wizja postawy, jaką pragniemy wypracować u ucznia. Ilu z nas, nauczycieli, ma taką wizję?

W programach wychowawczych królują deklamacje o wolności i tolerancji, ale w ślad za nimi idą jedynie dziesiątki “szkół dobrego życia". Z kolei zorientowanie szkoły na wybrany system wartości utrudnia fakt, że najpowszechniej przyjmowany światopogląd chrześcijański - akceptowalny zapewne dla wielu, niekoniecznie religijnych, osób - jest w Polsce zawłaszczany przez doktrynerów. Ci czynią z polskiego katolicyzmu, jak pisał Józef Szujski, “sekciarstwo ciemne, nieufne, odtrącające, zazdrosne, wykluczające krytykę ludzi i zdań, łowiące adeptów ubogich na duchu". Z tego powodu brakuje u nas refleksji nad formacją patriotyczną czy kultywowaniem cnót sprawiedliwości i roztropności, wylewa się natomiast morze atramentu w sprawie wychowania seksualnego. Można więc zrozumieć obawy obrońców szkoły zdefiniowanej pod względem etycznym tak ogólnie, że żadnych wymagań - poza savoir-vivrem - postawić się w niej nie da.

W praktyce szkolnej tryumfują wychowawcze programy ukryte: permisywny indyferentyzm albo faryzejska kołtuneria.

Duch korporacjonizmu

Stawianie wymagań uczniom jest niełatwe, ale wobec nauczycieli jeszcze trudniejsze. To o polskim nauczycielu napisał proroczo Tomasz Mann, że “dla pracy miał najwyższy szacunek, chociaż jego osobiście praca trochę męczyła". Idzie tu także o pracę nad charakterem. “Charakter jest moralnym porządkiem - wskazuje Ralph Waldo Emerson - oglądanym przez medium natury jednostkowej". Jeżeli prawdą jest (a boję się, że tak), że najlepiej wychowywać przykładem, powinno ono polegać na samo-wychowywaniu się nauczyciela. Nie oznacza to, że pedagog ma obnosić się ze słabościami, ale nie powinien szukać dla siebie pobłażania.

Tymczasem w polskiej szkole każdy belfer-hultaj uzyska rozgrzeszenie: spóźnialstwo i nieterminowość? brak kompetencji i nieuctwo? nie przygotowywanie zajęć? kłamstwo? przykry sposób bycia? Ach, jesteśmy tylko ludźmi! Zresztą, przy tych pensjach...

W pokoju nauczycielskim nie ma miejsca na krytykę - moja lekcja to moja rzecz. W polskim szkolnictwie silnie działa duch korporacjonizmu, nie pozwalający na krytykowanie pracowników oświaty i ich morale. Ten sam duch sprawia, że statystyczny nauczyciel zawsze będzie bardziej lojalny wobec kolegi-nicponia niż powierzonego sobie ucznia.

Gdyby zaś zabrakło ochrony, jaką daje twierdza pracowni przedmiotowej, jest jeszcze prawo korporacyjne - Karta Nauczyciela. Gdy zostałem nauczycielem mianowanym, przeląkłem się swej potęgi: w praktyce ze szkolnictwa można mnie wyrzucić bodaj tylko, gdy dokonam przestępstwa! Dla porządku przypomnę, że niskie wymagania dotyczą zawodu, do którego przez lata trafiało się na drodze selekcji negatywnej.

Pisząc o konieczności samo-wychowania nauczyciela, nie myślę o wzniosłych wyzwaniach. Nauczyciele, których poznałem w liceum i którzy sprawili, że zostałem nauczycielem, byli zwykli. A jednak działali jak magnes. Cechowały ich spokój, surowość wobec siebie i, wsparty sprawiedliwością, brak pobłażania dla uczniów.

Duch utylitaryzmu

Nie twierdzę, że tylko nauczyciel-humanista może być wychowawcą, ale bronię tezy, że zajęcia humanistyczne mają większy potencjał formacyjny niż jakiekolwiek inne (może poza wychowaniem fizycznym). Są uprzywilejowanym miejscem spotkania z Gilgameszem, Hektorem, Rolandem. Tymczasem literatura i historia są w defensywie, a łacina czy filozofia rzadko znajdują się w siatce godzin.

Panoszy się przecież przekonanie o ich bezużyteczności! Pod hasłem walki o alfabetyzację funkcjonalną lekceważy się alfabetyzację kulturową. Kluczowe umiejętności? Komputer, język obcy, czytanie ze zrozumieniem. Może, kiedy język kultury europejskiej stanie się nam obcy, spotka się to z większym zainteresowaniem. Nie chcę szkoły, w której dzieci kują encyklopedię, ale takiej, gdzie humanistyce nie żałuje się godzin.

Coraz powszechniejsze przekonanie, że humanistyka niczemu sensownemu nie służy, obniża motywację uczniów. Nie wiemy, jak miałoby wyglądać wprowadzanie uczniów do współczesnej kultury. Na dodatek, przynajmniej w szkołach ponadpodstawowych, żyjemy pod tyranią testów i powolutku lekcje zmieniają się w kursy przygotowawcze do egzaminów. W szkole, w której panuje duch utylitaryzmu, wychowanie okazuje się piątym kołem u wozu, a kryzys humanistyki oznacza kryzys formacji moralnej.

Zagubieni

Ucieczka od wychowania stała się, dzięki sprawie toruńskiej, przedmiotem powszechnego zainteresowania. Zanim szkoła zniknie z pierwszych stron gazet i nauczyciele wrócą do swoich spraw, powinni się sobie dobrze przyjrzeć. Kim są jako wychowawcy?

Nie bardziej niż wszyscy inni nie rozumiemy świata, zmieniającego się szybciej niż możemy go opisać. Z tą niewiedzą idziemy do uczniów, ale nie przyznajemy się do ignorancji. Jesteśmy aż nazbyt podobni do naszych wychowanków - frustrujemy się otaczającą nas rzeczywistością, zamykamy w sobie, reagujemy agresją. Jesteśmy sami - rodzice nie mają czasu na współpracę ze szkołą, szkoła nie ma pieniędzy na psychologów. Brak nam charakteru, cenimy święty spokój. Tworzymy wasze jutro. Do zobaczenia.

ALEKSANDER PAWLICKI (ur. 1973 r.) jest nauczycielem historii i wiedzy o społeczeństwie, członkiem redakcji “Krytyki Politycznej".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2003