Szkoła obowiązków i praw

Anna Radziwiłł: Minister edukacji musi być pokorny wobec rzeczywistości. I niech nie narzeka zanadto na poprzedników, bo od ciągłych reform szkoła naprawdę zwariuje.

19.02.2008

Czyta się kilka minut

Anna Radziwiłł. Warszawa, październik, 2007 r. / fot. Wojtek Radomski / FORUM /
Anna Radziwiłł. Warszawa, październik, 2007 r. / fot. Wojtek Radomski / FORUM /

Małgorzata Nocuń: Rozmawiamy w chwili, gdy nauczyciele grożą, że w ramach strajku odmówią przeprowadzania egzaminu maturalnego. Pani 10 lat temu mówiła: "Nie znam się na gospodarce, natomiast jestem głęboko przekonana, że jeśli przez parę lat będziemy mieć wzrost gospodarczy i nie wzrosną płace w oświacie, to nastąpi tragedia narodowa". Wzrost jest, a nauczyciele mówią, że żyją w ubóstwie.

Anna Radziwiłł: Podtrzymuję tę tezę, ale płace w oświacie wzrastają na miarę Polski, czyli kraju biednego. Nauczyciele są ważni i powinni zarabiać więcej. Jednak nie ma w Polsce człowieka, który by nie mówił, że powinien zarabiać więcej, bo ciężko pracuje. Powinno się sprecyzować zadania nauczyciela i zakres jego odpowiedzialności, oraz formy jego działań. I poprzez podnoszenie zarobków wpływać na polepszenie jego pracy.

Inne grupy zawodowe potrafią stosować formy nacisku, które sprawiają, że przystaje się na ich warunki.

Nauczyciele mówią, że nie zrobią matur, ale wiem, iż się do tego nie posuną, ponieważ jest jakaś szlachetność w tym zawodzie. Noblesse oblige (szlachectwo zobowiązuje), nauczycielowi po prostu pewnych rzeczy robić "nie wypada". Zresztą dobrze byłoby, żebyśmy wszyscy częściej myśleli, że pewnych rzeczy robić nie wypada.

W Polsce nauczyciel ma wymiar godzin dydaktycznych najniższy w całej Europie, ale zarobki też są najniższe. Jedno i drugie jest prawdą. To błędne koło.

Jednocześnie jest wielu nauczycieli źle zarabiających, a robiących dużo dobrych rzeczy z młodzieżą i dziećmi, a są też tacy, którzy się nie przejmują. Może należy zróżnicować zarobki?

To znaczy, że nie można się sztywno trzymać Karty Nauczyciela, gdzie jest mowa także o zarobkach?

Nie likwidowałabym jej całkowicie. Ona reguluje pragmatykę zawodu nauczycielskiego. Jednak należy wprowadzić szerszą możliwość nagradzania za jakość pracy. Oczywiście istnieje płaca zasadnicza, ale tak już jest, że za lepszą pracę powinno się mieć lepszą płacę.

Dziś nauczyciele z łezką w oku wspominają jeden rząd: Tadeusza Mazowieckiego. Mówią, że wtedy czuli, iż jest szansa, aby stali się klasą średnią.

Któż nie wspomina okresu 1989-90 r. z sentymentem? Podobnie w dwudziestoleciu międzywojennym myślano o 1918 r., kiedy to liczono, że powstaną szklane domy. Inna rzecz, że faktycznie wtedy poszły w górę zarobki. Potem transformacja okazała się jednak bardziej bolesna.

Matura to tylko narzędzie

Czy nie ma Pani wrażenia, że dzisiejsza szkoła wypuszcza absolwentów, którzy są niedouczeni?

Szkoła średnia stała się szkołą masową. W 1938 r., gdy Polska liczyła mniej więcej tyle ludności co dzisiaj, maturę zdawało parę procent rocznika, czyli ok. 15 tys. uczniów. W 1990 r. w szkołach maturalnych uczyło się mniej niż połowa rocznika, a w tej chwili liczba uczęszczających do nich uczniów wynosi ponad 80 proc., czyli do matury przystępuje ok. 400 tys. absolwentów. To jest punkt wyjścia do rozważań o oświacie. Szkoła średnia nie może być tak elitarna, jak była kiedyś. Niedawno gdzieś przeczytałam, że nie ma na świecie kraju, w którym ponad 80 proc. młodzieży byłoby zdolne opanować np. pochodną, jeżeli będzie się uczyć tak jak dotąd.

Weźmy przykład: uczeń na maturze stwierdza, że Mickiewicz opisuje dzieje Polaków wywożonych na Sybir podczas II wojny światowej. Nie zostaje to uznane za błąd merytoryczny, ponieważ tak działa klucz, wg którego ocenia się egzamin.

W pierwszym rzędzie należy się zastanowić, dlaczego i ilu absolwentów jest skłonnych umieszczać "Dziady" w czasie II wojny światowej, czyli spytać się, jaką wiedzę wynoszą uczniowie ze szkoły. Mniej należy się jednak zastanawiać nad tym, czy matura dostatecznie sprawdza wiedzę, a więcej nad tym, czy koncepcja programu jest dostosowana do rzeczywistości, czyli do tych 80 proc. uczniów, którzy uczą się w szkołach maturalnych. Matura jest tylko narzędziem. A metody sprawdzania egzaminów są łatwe do poprawy.

Szkoła jest dla większości, więc każdy może zostać uczniem liceum czy technikum?

Tak, i bardzo dobrze, ale należy się zastanowić, jakiej jakości nauczania wymaga ta ilość. Takie samo pytanie pojawia się odnośnie szkolnictwa wyższego, gdzie kiedyś kształciło się 10 proc. rocznika, teraz jest to ponad 50 proc.

Konsekwencją tej powszechności powinno być szukanie nowej koncepcji programowej nauczania, jak i rozszerzanie form, w których działa szkoła. Uczniowie nie mają równych szans choćby ze względu na pochodzenie. Szkoła ma je wyrównywać. Szkołę domową - którą stały się korepetycje - należy przenieść do szkoły, nauczyciele powinni prowadzić zajęcia popołudniowe.

Czyli w Pani opinii szkoła w Polsce nie stała się szkołą egalitarną?

Na korepetycje stać zamożniejszych. Niech sama szkoła pracuje ze zdolnym i mniej zdolnym. Jeśli część korepetycji wejdzie w proces nauczania, wtedy będzie bardziej egalitarnie. Obecnie szkoła nie wyrównuje różnic.

Za to po reformie nowa matura jest do zdania przez każdego.

Jeśli nie liczyć amnestii ministra Romana Giertycha, to matury - tej o której się mówi, że każdy głupi ją zdaje - nie zdałaby ponad 1/3 uczniów. Jeszcze należy doliczyć tych, którzy z matury rezygnują. Więc prawda odbiega od stereotypu. Oczywiście klucz odpowiedzi należy poprawić i za błędy merytoryczne odejmować punkty. To nie będzie żadna reforma, wystarczy zdrowy rozsądek i wystarczy, gdy się to w kluczu napisze. Matura ma sprawdzać myślenie, taki jest jej główny cel. Uczeń ma wykazać się umiejętnością pracy na materiale różnego rodzaju: tabelkach biologicznych, tekście poetyckim.

Znów dyskutuje się o podręcznikach. Na rynku jest ich mnóstwo do każdego przedmiotu. Jaki jest pomysł na dobry podręcznik?

Podręcznik ma określać to, co jest do zapamiętania, ale także stwarzać sytuację poznawczą, przez konfrontacje różnych poglądów, przez ciekawe zadania. Ma kształtować kulturę i radość poznania. Mówić do ucznia: "Zapraszam cię do gry".

Pani podręczniki są tradycyjne.

To też nie uważam ich za najlepsze, ale podobno uczniowie je lubią.

Nadchodzą nowe zmiany

Nie udało się uniknąć błędów przy wprowadzaniu reformy. Gimnazja nie są szkołami oddzielonymi od podstawówek - jak zakładano - tylko molochami. Dzieci w najtrudniejszym wieku trafiają właśnie do takiej szkoły. Co jakiś czas powraca temat likwidacji gimnazjów.

Walka o to, żeby zakazać łączenia szkół toczy się od lat. Niestety łączone szkoły kalkulują się lepiej finansowo. Druga rzecz - reforma strukturalna nie do końca jest zgrana z programową. W tej chwili chyba już tego nie zmienimy, że niektóre szkoły podstawowe będą połączone z gimnazjami. Natomiast należy połączyć gimnazjum ze szkołą ponadgimnazjalną pod względem programowym i dostosować koncepcję nauczania do powszechności nauczania szkoły średniej. Reforma programowo-organizacyjna powinna prowadzić do wyrównywania szans. Pomysł przyjmowania sześciolatków do szkół także wpływa na zmiany programowe.

Jak Pani ocenia nowe pomysły minister Katarzyny Hall?

Przyjmowanie sześciolatków do szkoły należy ocenić pokornie. Wszystkie państwa europejskie, poza Skandynawią, przyjmują dzieci właśnie w tym wieku do szkoły. Nie ma się więc co mądrzyć, tylko należy to zrobić. To nie znaczy, że sześciolatki usiądą w ławkach i będą odpowiadać na stopień. To jest forma nauczania szkolnego, która ma zawierać elementy edukacji przedszkolnej. Już teraz na wsi ok. 70 proc. przedszkolaków chodzi do zerówki w szkole. Trochę inna jest sytuacja w miastach, gdzie dużo większy procent sześciolatków uczy się w warunkach przedszkolnych. Tu potrzebne będą inwestycje. Szkoła, która ma przyjąć sześciolatków, musi mieć sale do zabawy i koncepcję, co robić z dziećmi po lekcjach, a właściwie zajęciach edukacyjnych. Myślę, że część nauczycieli przedszkolnych wejdzie w nauczycielstwo szkolne - potrzebne będą szkolenia. Nowością jest, że wszystkie pięciolatki znajdą się w przedszkolu.

Kolejnym pomysłem jest szybkie opracowanie nowej podstawy programowej i profilowanie nauczania w zależności od tego, w jakich dziedzinach uczniowie chcą się kształcić.

Mówimy przecież o szkole ponadgimnazjalnej. Ona musi się zmieniać. Jeśli uczeń musi się każdego dnia uczyć trochę biologii, trochę fizyki i trochę historii, a także wkuwać na klasówkę z matematyki, to nikt mi nie powie, że jest to nauczanie myślenia. Założeniem powinno być nauczenie "uczenia się" i sprzyjanie zainteresowaniom ucznia. Nie wszyscy muszą się uczyć o rozwielitkach. Natomiast poświęcając czas na wybrany przez siebie samego przedmiot, uczeń przekona się, co to znaczy studiować. A ten przedmiot może stać się dla niego bardziej "własny", "oswojony". Do myślenia o życiu, o świecie można dotrzeć tak samo przez fizykę, jak i przez historię.

Także nauczyciel, gdy ma więcej czasu, nie ogranicza się do przekazywania informacji do zapamiętania, ale próbuje uczniom tłumaczyć świat. Może to jest właśnie wyjście? I uczniowie jednak opanują "pochodną", jeżeli dla jednego to będzie pochodna, dla drugiego Grunwald, a dla trzeciego właśnie rozwielitka.

Oczywiście są kontrargumenty. Jeden jest dość poważny i dotyczy wyboru. Szesnastolatek rzeczywiście nie zawsze wie dokładnie, w którą stronę ma iść. Wcześniej jednak nikt nie zastanawiał się nad tym, czy piętnastolatek wie, co robi, idąc do technikum, liceum czy szkoły zawodowej. Trzeba pomyśleć, jak sprawić, żeby taki system nie zamykał uczniom drogi na wybrane studia wyższe.

Programy nauczania nie powinny istnieć jako oficjalne dokumenty, to jest nieszczęście. Musi być podstawa programowa, podręcznik, natomiast program jest sprawą nauczyciela. Podejrzewam, że większa część nauczycieli w ogóle nie czytała podstawy programowej, ponieważ ma program zatwierdzony przez ministra.

Rewolucja edukacyjna przez te 18 lat dokonała się w sensie ilościowym, pełne kształcenie ogólne stało się niemal powszechne, a jednak oświata tkwi w impasie, ponieważ nie dostosowaliśmy szkoły do tego osiągnięcia.

Żółta książeczka z 1998 r. - zapowiadająca reformę - postulowała wyrównanie szans, zniesienie nierówności, rozładowanie przeciążeń programowych, zażegnanie kryzysu roli wychowawczej szkoły, dostosowanie szkoły do tempa rozwoju cywilizacyjnego. Czy to się udało?

W oświacie nie ma czegoś takiego jak reforma, jest reformowanie, każda lekcja jest reformowaniem. Bo jeśli powiedzielibyśmy, że mamy wychowywać dobrych i uczciwych ludzi, to pytanie: "do kiedy mamy zrealizować taki program?" byłoby nonsensem. Czy można tu podać jakikolwiek termin? A swoją drogą uświadommy sobie, że sześciolatek, który teraz pójdzie do szkoły, będzie dopiero w 2021 r. zdawać maturę. Minister edukacji musi być pokorny wobec rzeczywistości, musi pamiętać, że minister, to znaczy ten, który służy. Może coś stworzyć, ale nie będzie wiedział, co się z jego ideami dalej stanie. I niech nie narzeka zanadto na poprzedników.

Szkoła bezpieczna i przyjaźnie wymagająca

Romana Giertycha można krytykować, ale jednak podniósł problem wychowania.

Szkoła powinna sprzyjać, by człowiek był lepszy i mądrzejszy. I w tym się mieści postawa obywatelska, patriotyczna. Moją idée fixe jest rola wychowawcy klasowego. Nie można wymagać, by nauczyciel przedmiotu, który obcuje z trzystoma uczniami, miał osobisty kontakt z każdym uczniem. Ale wychowawca ma być drugim rodzicem. Wychowanie dokonuje się w relacji między człowiekiem a człowiekiem. A instytucja, ramy prawne mogą sprzyjać lub utrudniać. Sprzyjaniem byłaby rekompensata dla wychowawcy nie w postaci nie dodatku w wysokości 50 zł, ale dodatku autentycznego lub zniżki godzin. Ale zarazem należy sprecyzować zakres odpowiedzialności i działań. Wychowawca powinien lubić przynajmniej trzy rzeczy: uczniów, siebie, nauczanie.

Wychowawca powinien mieć czas na rozmowę z uczniem, wycieczkę z klasą, kontakty z rodzicami wychowanka. Przez same lekcje te relacje nie będą się kształtowały. Ale trzeba pamiętać, że nie ma czegoś takiego jak społeczność rodziców, są rodzice konkretnego dziecka. Szkoła jest czymś wspólnym, zbiorowym, dom jest czymś indywidualnym. Wychowawca klasy powinien rozmawiać z rodzicem danego dziecka, a nie aktywem rodzicielskim. Komitetom rodzicielskim największe uprawnienia przyznawano w stalinizmie, stanie wojennym i za Giertycha.

Zdarza się, że uczniowie źle traktują nauczycieli, wydaje mi się, że znów mamy do czynienia z impasem wynikającym z nieumiejętności radzenia sobie z naszym ogromnym osiągnięciem, którym jest wolność. Romans z wolnością jest trudny. W koncepcji Giertycha była jednak ważna idea, że człowiek ma nie tylko prawa, ale i obowiązki. Może warto próbować realizować tę ideę?

Jaką szkoła powinna być?

Nadal powszechną, do matury włącznie. Powinna być szkołą wyrównującą szanse, ze zmniejszonym materiałem informacyjnym, który przekazuje się do zapamiętania dzisiaj. Z czegoś trzeba zrezygnować, by coś osiągnąć.

Chciałabym szkoły bezpiecznej i przyjaźnie wymagającej. Nie tylko przyjaznej. Marzy mi się szkoła obowiązków i praw. I przede wszystkim szkoła, w której będzie dużo życzliwości wszystkich do wszystkich, od pani woźnej przez ucznia, nauczyciela i dyrektora.

Dzisiejsza szkoła założyła sobie, że będzie kształcić erudytów i wyniki mamy. Nie tylko nie kształci erudytów, ale także oducza poznawania. Oczywiście nie wszystkich, ale robi, co może, by nauka była czymś okropnym.

rozmawiała Małgorzata Nocuń

Dr ANNA RADZIWIŁŁ jest nauczycielką historii i języka polskiego z ponad 30-letnim stażem. Była wiceministrem edukacji w rządach Tadeusza Mazowieckiego, Jana Bieleckiego i Marka Belki. W latach 1997-2001, za rządów AWS-UW była doradcą ministra edukacji narodowej, współpracowała z zespołem, który opracował reformowanie szkolnictwa rozpoczęte w 1999 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2008