Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Mała jest nasza grupa, niespełna 20 osób, przyjechaliśmy na Kudłacze odpocząć od codziennej "jazdy" i nacieszyć się swoją obecnością.
W ruchu "Wiara i Światło" jestem od 1987 r. Czas był ciemny jak dziś szyby w luksusowych samochodach. Jak ktoś mówił, że koniec tego koszmaru jest bliski (Tischner), to się mu nie wierzyło; nadzieja dosłownie i w przenośni zeszła do podziemia. Szukałem wtedy jakiejś grupy, która drążyłaby tunel w jej kierunku. Chodziłem na spotkania dyskusyjne, ale gadania miałem pod dostatkiem na studiach. Nie potrzebowałem więcej słów, ledwo potrafiłem coś zrobić z tymi, które już we mnie zapadły. Chodziłem na spotkania modlitewne, ale czułem, że to nie jest moje miejsce i że Bóg też zmęczył się już słowami. Któregoś dnia spotkałem na przystanku Monikę: "Mamy taką grupę niepełnosprawnych dzieci, potrzebujemy facetów, najlepiej takich, którzy potrafią się wygłupiać, przyjdź". Przyszedłem, zostałem, wygłupiam się do dziś.
Moje "solidarnościowe" doświadczenie jest właśnie takie: być we wspólnocie z ludźmi, którzy mają pod górkę. Przez te prawie ćwierć wieku wiele się zmieniło, górka wydaje się jakby trochę mniejsza, trochę bardziej przyjazna. Ale czasem budzę się z myślą, że to tylko złudzenie, zmiany są powierzchowne, a moi przyjaciele nadal są postrzegani przede wszystkim jako "kłopot", "nieszczęście", "problem", którym trzeba się "zajmować". "To trudne - zajmować się takimi ludźmi, prawda?". Nie wiem. Ja się nimi nie zajmuję, ja się z nimi przyjaźnię. "Kłopot" to jesteśmy my. Otwarci - ale tylko do połowy. Uciekający od tego, co mogłoby poruszyć nasze serce. Przepełnieni lękiem na myśl, że trzeba by się do czegoś zobowiązać.
Chłopcy przygotowują scenkę; główną rolę ma zagrać Łukasz, mój przyjaciel z zespołem Downa. Łukasz dzwoni do znajomych i prosi, żeby go odwiedzili, bo czuje się samotny. Znajomi wymawiają się, jeden mówi, że nie ma czasu, drugi: "Jak masz kłopot, to ci pożyczę...". Łukasz zaczyna improwizować. Grany przez niego bohater kładzie się zdesperowany na ławce. Wybiera ostatni numer i woła do słuchawki: "Umarłem. Możesz przyjść tutaj i mi pomóc?".
"Życie we wspólnocie to nieustanna walka z rozpaczą" - pisze Jean Vanier. Kiedy w coś się angażujesz, bardzo szybko odkrywasz, że nie jesteś w stanie odpowiedzieć na wszystkie potrzeby. Ludzi, którzy potrzebują rozmowy z tobą, będzie coraz więcej, a ty będziesz coraz słabszy, coraz mniej uważny. Zapomnisz zadzwonić, miesiącami będziesz zwlekał z odpowiedzią, nauczysz się trudnej sztuki nieobiecywania czegokolwiek, żeby nie musieć później się usprawiedliwiać. Osaczą cię historie ludzi, którzy wpędzili się w sytuacje bez wyjścia, a ty nie będziesz chciał rozwiązywać za nich ich problemów. Solidarność jest trudna, bo boleśnie doświadczasz własnej ograniczoności - a chciałbyś móc więcej.
Mój ulubiony dialog z tegorocznego obozu: Paulina pyta Julkę, nową wolontariuszkę: "Julka, będziesz w niedzielę?". "Będę". "No". Bo chodzi o to, żeby mimo wszystko być. Żeby się nie wycofać.