Najłatwiej przeprosić. Choć niektórym trudno

Polscy politycy będą w nieskończoność przepraszać za faszystowskie wybryki, bo państwo, którym kierują, lekceważy ten problem.

06.09.2011

Czyta się kilka minut

Zbezczeszczony pomnik w Jedwabnem, 31 sierpnia 2011 r./ Marcin Onufryjuk / Agencja Gazeta /
Zbezczeszczony pomnik w Jedwabnem, 31 sierpnia 2011 r./ Marcin Onufryjuk / Agencja Gazeta /

W ostatnich tygodniach wojewó­dztwo podlaskie­ stało się areną­ aktów wandali­zmu o skrajnie prawicowym wydź­więku. Pod koniec sierpnia ktoś w Puńsku zamalował blisko 30 tablic z napisami po litewsku, a na pomniku napisał "Falanga", kreśląc obok symbol tego ugrupowania, pochodzący jeszcze z lat 30. XX wieku. Skandal? Skandal - w ostatnich tygodniach było ich zresztą więcej, ale naprawdę głośno o wybrykach nacjonalistów zrobiło się 1 września, gdy okazało się, że dzień wcześniej w Jedwabnem ktoś na pomniku ofiar mordu namalował swastykę i napisał m.in. "byli łatwopalni". Głupi incydent i to wszystko? Niestety nie.

Rajd na Puńsk

- To szersze zjawisko - mówi o ostatnich przypadkach Rafał Pankowski z zajmującej się walką z rasizmem organizacji "Nigdy Więcej". - Działalność neofaszystowska ma miejsce w całym kraju, choć ostatnio rzeczywiście jest ona intensywniejsza w północno-wschodniej Polsce.

Dlaczego akurat tam?

- Podlaskie, jak na polskie warunki, jest rejonem wielokulturowym. Mniejszości są liczne i widoczne. Ta, sympatyczna skądinąd cecha sprawia, że inne narodowości stają się celem tych, którzy głoszą hasła "Polski dla Polaków" - tłumaczy Pankowski.

Właśnie mniejszość litewska padła ofiarą akcji w Puńsku. Polskie władze zadeklarowały, że zrobią wszystko, by znaleźć winnych. Sama Falanga oficjalnie stwierdziła, że nie ma z "nieznanymi sprawcami" nic wspólnego, ale "udziela pełnego poparcia politycznego dla ich śmiałej i niekonwencjonalnej akcji". W swym długim oświadczeniu, opublikowanym w internecie, przywódca organizacji tłumaczy motyw, jakim mogli się kierować sprawcy (których on, oczywiście, nie zna...) - byłaby nim chęć odwetu za prześladowania Polaków na Litwie. "Jeśli czyn uczestników »Rajdu na Puńsk« jest aktem wandalizmu, to taki sam charakter posiada państwo litewskie" - czytamy w tekście.

Wybryk

O ile akcja w Puńsku poza Polską odbiła się echem głównie na Litwie, to informacje o pomalowaniu pomnika w Jedwabnem rozeszły się znacznie szerzej. Środowiska żydowskie w Ameryce wydały oświadczenie domagające się od prezydenta Rzeczypospolitej zabrania głosu. Polska oficjalnie przeprosiła - najpierw ustami rzecznika MSZ, a następnie także prezydenta Komorowskiego - ale konserwatywnego publicystę Tomasza Terlikowskiego zaskoczył fakt, że politycy strony, z którą się utożsamia, jakby nabrali wody w usta. W serwisie internetowym Frondy opublikował więc teksty, w których wyraził wstyd za to, co zaszło w Jedwabnem.

Artykuły Terlikowskiego wywołały burzliwą dyskusję. Społeczność internetowa - jak zawsze - podzieliła się, ale nawet dla tych, którzy nie pochwalali aktu wandalizmu, nie było oczywiste, dlaczego ogół Polaków powinien przepraszać za wybryk chuliganów.

- Albo jesteśmy wspólnotą, albo przypadkowym zbiorowiskiem jednostek - tłumaczy w rozmowie z "TP" redaktor "Frondy". - Wybieram to pierwsze, a więc nie tylko chcę być dumny z dokonań wielkich Polaków, ale muszę też poczuwać się do odpowiedzialności za złe czyny innych przedstawicieli mojej wspólnoty.

Według Terlikowskiego sprawa ma też wymiar moralno-religijny: - Akt nienawiści rani nas wszystkich - Polaków i chrześcijan - i domaga się zadośćuczynienia, a już przynajmniej powiedzenia: przykro mi. Szczególnie w Polsce.

Terlikowski nie potrafi zrozumieć, jak ktoś, kto prawdopodobnie mieni się dobrym katolikiem i Polakiem, mógł dopuścić się takiego czynu: - Przecież pod pogańskim znakiem swastyki mordowano miliony Żydów i miliony Polaków. Hitleryzm był wymierzony w judeochrześcijański system wartości.

Redaktora "Frondy" zasmuciło jednak coś jeszcze: milczenie liderów prawicy. Zdaniem publicysty wielką szkodą jest to, że politycy obozu, który chciał budować IV RP, zapomnieli o dziedzictwie Lecha Kaczyńskiego - jego zdaniem najbardziej proizraelskiego i filosemickiego prezydenta w dziejach III RP.

O kogo konkretnie chodzi?

- Nie chcę wskazywać nazwisk - mówi Terlikowski. - Ci, którzy się nie wypowiedzieli, wiedzą, że milczeli, choć powinni zabrać głos. Prawica generalnie ma ten problem, że istnieją w jej obrębie środowiska grające kartą antyżydowską. Smutniejsze jest jednak to, że partie, które oficjalnie nic z antysemityzmem nie mają wspólnego, z jakichś partykularnych powodów nie chcą przed wyborami potępić incydentu, by nie zrazić wyborców.

Terlikowski uważa, że poza partykularnym interesem, może być jeszcze inna przyczyna: reakcja obronna.

- Gdy Jan Tomasz Gross formułuje ostre oskarżenia pod adresem Polaków, gdy teraz dostaje się nawet Piotrowi Zarembie, bo napisał tekst polemizujący z listem Bronisława Komorowskiego z okazji 70-lecia zbrodni w Jedwabnem, i ten tekst ktoś wpisuje w kontekst profanacji pomnika, to tylko napędza podziały i utrudnia zastanowienie się, o co naprawdę chodzi - konkluduje redaktor "Frondy".

Aryjskie stadiony

Puńsk i Jedwabne to przykłady z ostatnich dwóch tygodni - bulwersujące, ale będące tylko czubkiem góry lodowej. Bo przecież w sierpniu incydentów było znacznie więcej: ktoś napisał "Żydzi do gazu" i "Polska dla Polaków" na synagodze w Orli, podobnie potraktowano synagogę w Krynkach, podpalono drzwi mieszkania polsko-pakistańskiej rodziny, a także próbowano podpalić Centrum Kultury Muzułmańskiej w Białymstoku.

W sprawie ostatnich wydarzeń policja i prowadzące osobne dochodzenie na temat Jedwabnego ABW wypowiadają się wstrzemięźliwie, nie byłoby jednak zaskoczeniem, gdyby sprawcy okazali się związani ze środowiskiem kibicowskim. Białystok, w którym silny i dobrze zorganizowany ruch nacjonalistyczny związał się ze stadionem Jagiellonii, nie jest przypadkiem odosobnionym. W całym kraju przyciąga skinheadów, którzy bez zbytnich przeszkód mogą promować nacjonalizm i ksenofobię na trybunach. Lista zdarzeń, podczas których nacjonalizm i kibicowanie zlały się w jedną całość, jest długa.

- Tylko w ciągu ostatnich dwóch lat mieliśmy ponad 130 rasistowskich incydentów związanych ze stadionami - mówi Pankowski o okresie, gdy Polska jako współorganizator Euro 2012 stara się przekonać Europę, że można u nas spokojnie chodzić na mecze.

I tak, w samym Białymstoku próba przejęcia władzy na trybunach przez boneheadów (najradykalniejszy odłam skinheadów) zakończyła się zamordowaniem jednego z kibiców; w Rzeszowie kibice Resovii maszerowali na derby z wielką flagą "Aryjska świta powraca", a w trakcie meczu wywiesili transparent "Śmierć garbatym nosom"; kibice Śląska Wrocław krzyczeli do kibiców Widzewa "Waszym domem Auschwitz jest", a podczas meczu pucharowego Wisły z Cracovią kibice tej pierwszej skandowali "Zawsze nad wami, p... Żydami", jednego z piłkarzy rywala żegnając okrzykami "Do pieca".

Dobre prawo i nieznani sprawcy

Z jak masowym zjawiskiem mamy do czynienia? Zdaniem Pankowskiego na Podlasiu można mówić o kilkuset osobach aktywnie działających lub popierających ruchy skrajnie nacjonalistyczne. Mogli się czuć bezkarni, bo polskie prawo, choć w teorii nie różni się od ustawodawstwa innych krajów Europy, w praktyce przymyka oczy na ksenofobiczne wybryki. Gdy przed dwoma laty prokuratura postawiła białostockim faszystom z organizacji IV Edycja zarzut uczestniczenia w zorganizowanej grupie przestępczej (malowali m.in. napisy "Jude raus" na kamienicach), sąd ich uniewinnił. Niektórych skinheadów skazano, ale po apelacji złagodzono wyroki. Sprawa otarła się o Sąd Najwyższy. W maju miała się odbyć kolejna rozprawa, ale się nie odbyła, bo... dwójka z oskarżonych nie zjawiła się w sądzie. Już kilka lat temu opis spraw umorzonych przez prokuraturę, a toczonych z artykułów 256 i 257 kodeksu karnego (uznających za przestępstwo nawoływanie do nienawiści oraz znieważanie grup ludności lub poszczególnych osób z powodu ich przynależności narodowej, etnicznej, rasowej czy wyznaniowej), wypełnił kilkadziesiąt stron broszury wydanej przez stowarzyszenie Otwarta Rzeczpospolita.

Każdy skandal związany z Jedwabnem zyskuje natychmiastowy rezonans - nawet za Atlantykiem. Ale swastyka w Polsce - na murze, na pomniku - to żadna nowość. Można się o tym przekonać po lekturze "Brunatnej księgi" Marcina Kornaka, twórcy stowarzyszenia Nigdy Więcej. Publikacja opisuje kilka tysięcy incydentów o charakterze rasistowskim w ostatnim ćwierćwieczu. Są tam odnotowane zarówno graffiti i niewybredne okrzyki, jak pobicia i ok. 50 morderstw, dokonanych w celu "oczyszczenia miasta z elementów niepożądanych" lub z innych podobnych pobudek. Pierwsza część publikacji ukazała się kilka lat temu, ale życie wciąż dopisuje kolejne.

Tom za lata 2009-2010 liczy sto kilkadziesiąt gęsto zadrukowanych stron. Przeczytamy w nim np., że w lutym 2009 r. na żydowskim cmentarzu w Częstochowie "nieznani sprawcy" namalowali na nagrobkach swastyki i symbole SS, w marcu 2010 r. zbezczeszczono pomnik w krakowskim Płaszowie, malując na nim antysemickie hasła: "Jude Raus", "Hitler Good", "J...ać Żydów", "Do Izraela pejsiarze" oraz symbole swastyk, SS i gwiazd Dawida na szubienicach (incydent potępił wówczas kard. Stanisław Dziwisz). Pod datą 26 listopada 2010 r. znajdujemy zaś opis przypadku z Bielska Podlaskiego: "na zbiegu ulic Kazimierzowskiej i Kazanowskiego, naprzeciwko bramy dawnego getta, »nieznani sprawcy« zniszczyli tablicę poświęconą społeczności miejscowych Żydów".

Przykłady można mnożyć, "Brunatna księga" puchnie. Jest nawet, wydawałoby się, kuriozalna historia z Łodzi: oto w sklepie militarnym, położonym blisko centrum, sprzedawano wino z etykietami zawierającymi symbolikę faszystowską. Znajdował się na nich wizerunek Hitlera, swastyki, godła III Rzeszy... Butelki oczywiście nie miały akcyzy.

***

W niedzielę odbył się w Białymstoku marsz przeciwko faszyzmowi. Lokalne władze wykazują szereg gestów wobec mniejszości mieszkających w regionie. Władze państwowe przepraszają - i bardzo dobrze. Jest wciąż jednak to jedno "ale". Istnieje bowiem niebezpieczeństwo, że teraz faszyści zostaną potraktowani jak "dopalacze" i "kibole", ale na dłuższą metę niewiele się zmieni.

- Przepraszać trzeba - tu nie ma co dyskutować. W gruncie rzeczy jednak łatwo jest potępić i przeprosić, ale co dalej? - pyta Pankowski. I dodaje: - W Polsce wciąż ok. 80 proc. takich spraw jest umarzanych. Problemy rasizmu, faszyzmu i ksenofobii są bagatelizowane. Nasz kraj podpisał np. europejską konwencję z protokołem o zwalczaniu rasizmu w internecie już 8 lat temu... Tylko że do dziś jej nie ratyfikowano.

Współpraca Michał Olszewski

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2011