Nadzieja zawiedzionych

Debata nad reformą państwa jest sprawą pilną, ale naiwnością jest nawoływanie do budowy IV Rzeczpospolitej. Nie jest jasne, dlaczego zmiana nazwy miałaby wyeliminować negatywne zjawiska. Naprawa państwa musi się dokonać na innej płaszczyźnie i najlepiej z nikłym udziałem obecnych elit.

08.06.2003

Czyta się kilka minut

Polskę nękają dramatyczne problemy społeczne: wysokie bezrobocie, rozległe obszary ubóstwa, korupcja, coraz groźniejsza przestępczość, niewydolność służby zdrowia, nieudolny wymiar sprawiedliwości, stałe obniżanie poziomu wykształcenia, katastrofalnie niskie nakłady na naukę i wiele innych.

Na tym tle jeszcze bardziej groteskowo maluje się życie obecnych elit politycznych. Coraz bardziej ponury spektakl, jakim stały się obrady „komisji Rywina”, która przestała w zasadzie zajmować tym, do czego została powołana, aroganckie i bezczelne zachowania panów Czarzastego, Kwiatkowskiego oraz znacznej części członków Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji bez skrupułów obsadzających regionalne rady nadzorcze według ściśle partyjnego klucza, to tylko kilka głośnych ostatnio przykładów.

Wszystkie te zjawiska powodują w społeczeństwie wzrost nastrojów rezygnacji, rozgoryczenia i rozczarowania nie tylko politykami i polityką, lecz wszystkim, co ma jakikolwiek związek z publiczną aktywnością. Wszystko to razem prowadzi zaś do osłabienia demokracji.

Kryzys partii politycznych

Partie polityczne, zamiast przeciwdziałać tym zjawiskom i walczyć w obronie dobra ogółu, coraz wyraźniej stają się obrońcami grupowego interesu wąskich koterii, dbając głównie o grupowe korzyści i przywileje, kosztem państwa i społeczeństwa. Uległy już takiej degeneracji, że nawet nie są zainteresowane własnym rozwojem, gdyż mógłby on zagrozić pozycji ludzi, którzy akurat dorwali się w nich do kierowniczych funkcji i decydują o układaniu list wyborczych. Partie polityczne nie są w Polsce gwarancją funkcjonowania systemu demokratycznego. Stały się produktem rozkładu sceny politycznej w III Rzeczypospolitej. Tworzone z reguły wokół kolejnych kandydatów na przywódców oraz jednego hasła, lub jakiejś, najczęściej oszukańczej, obietnicy, okazują się niezdolne do sensownego i uporządkowanego działania. Ich liderzy zmieniają ugrupowania tak często, że sami chyba nie wiedzą, do której partii akurat należą, a z której zdążyli już wystąpić.

Wobec niespełnienia, niemożliwych z resztą do spełnienia, obietnic wyborczych SLD, oraz narastającego wewnętrznego skłócenia, gwałtownie spada poparcie społeczne dla Sojuszu. Jest to tendencja trwała i nic nie wskazuje na możliwość jej zahamowania, lub odwrócenia, w każdym razie dopóki premierem będzie Leszek Miller.

Prawdopodobnie sami postkomuniści uznają, że stanowi on zagrożenie dla ich interesów i przy nadarzającej się okazji dokonają zmiany premiera. Może to się stać oczywiście dopiero po referendum akcesyjnym, w którym premier wyraźnie dostrzega szansę dla siebie i swojego rządu. Nie wydaje się zresztą, aby zmiany personalne w obrębie SLD, lub doproszenie do rządzenia PSL mogło cokolwiek zmienić.

Kompromitacja, nie dyktatura

Po raz pierwszy w III RP spadek poparcia dla lewicowego rządu nie przekłada się na wzrost liczby zwolenników prawicowej alternatywy. Bo taka nie istnieje. Konsekwencją jest za to wzrost poparcia dla ugrupowań skrajnych, przede wszystkim Samoobrony i w mniejszym stopniu targanej konfliktami i podziałami LPR, nie dysponujących realną alternatywą programową i pozbawionych kompetentnych kadr.

Polsce potrzebna jest głęboka korekta głównych linii ustrojowych przemian i polityki państwa, natomiast uzyskanie istotnego wpływu przez ugrupowania populistycznych demagogów może doprowadzić jedynie do chaosu. Ponury bełkot liderów Samoobrony i LPR nie jest już tylko śmieszny, lecz także groźny. Jak pisze Waldemar Kuczyński: „Przy dzisiejszych nastrojach wybory to wielkie ryzyko znalezienia się u steru Rzeczypospolitej Samoobrony - partii ściganych przez prawo ignorantów - i LPR-u z PiS-em, dwu partii założonych i zdominowanych przez polityków, którzy wcześniej wiele partii zakładali i rozbijali. Potem załapali się na AWS-owską deskę ratunku, by dopłynąć na ul. Wiejską, a ledwie dopłynęli, zaczęli Akcję rozbijać... Wreszcie zbiegli z AWS i dziś udają, że nie mieli z Akcją nic wspólnego, że dopiero pod tymi nowymi szyldami pokażą, jak to świetnie będą rządzić krajem. Kto chce, niech wierzy. Ja ich widziałem w akcji od środka i nie wierzę” („Gazeta Wyborcza”, 14 marca 2003 r.).

Można jedynie dodać, że ich rządy będą oznaczać rabunek państwa na niespotykaną dotychczas skalę, przekreślenie wielu lat wysiłków i modernizacji kraju, wielką kompromitację Polski na arenie międzynarodowej.

Ale ten czarny scenariusz wbrew różnym pesymistycznym prognozom wcale nie musi zostać spełniony. Porównania III RP do Republiki Weimarskiej zakończonej ustanowieniem w sposób legalny i zgodny z zasadami demokracji, jednak przy bardzo mocnym jej naginaniu i łamaniu Konstytucji, dyktatury Hitlera, nie wydaje się trafne. Całkowicie inna jest sytuacja w Polsce i wokół Polski. Nie grozi nam dyktatura, a jedynie kompromitacja, postacie takie jak Lepper, Giertych czy Wrzodak przeminą jak zły sen. Wiele jednak zależy od rozwiązania istotnych problemów ekonomicznych i społecznych.

Wspólne wartości

W tej sytuacji konieczne jest podjęcie debaty nad sformułowaniem diagnozy i podjęcie działań na rzecz naprawy Rzeczpospolitej. Przeszłe wybory i polityczne podziały stają się coraz bardziej anachroniczne. Dziś potrzeba działania w imię wyznawanych wspólnie wartości fundamentalnych: społecznej sprawiedliwości, solidarności, przywiązania do narodowej kultury, podmiotowego traktowania społeczeństwa, praworządności i bezkompromisowego żądania uczciwości w działalności publicznej oraz służby społeczeństwu. Te wartości, różnie wywodzone i nazywane, zawarte były w różnych tradycjach politycznych. Dziś najmocniej wyrażane są w społecznym nauczaniu Jana Pawła II, które przyjmują za swoje nie tylko członkowie Kościoła, lecz także ludzie niewierzący.

Oczywiście trudno zakładać działania w dobrej wierze byłych agentów SB, malwersantów z nomenklaturowych spółek, mocodawców i wspólników panów: Rywina, Kwiatkowskiego, Czarzastego oraz ludzi traktujących państwo jak partyjny folwark. Warunkiem odbudowania zaufania do polityki, i szerzej, do służby publicznej jest obok osobistej uczciwości jej uczestników i całkowicie przejrzystych życiorysów, wniesienie do życia publicznego takich wartości jak: honor, odpowiedzialność za losy kraju, obrona prawdy, solidarność z najbardziej potrzebującymi, poczucie sprawiedliwości, wrażliwość na ludzką krzywdę i biedę.

Jak trafnie zauważył Jerzy Jedlicki: „Jeśli będziemy utrwalać obraz polityki jako wielkiego bagna, to będą do niej lgnąć ludzie, którzy właśnie w bagnie dobrze się czują. Myślę, że trzeba starać się o przywrócenie w Polsce szacunku dla służby publicznej, dla praworządnego państwa.” („Tygodnik Powszechny”, 2 marca 2003 r.).

W oparciu o te zasady została przezwyciężona totalitarna dyktatura, a odejście od nich doprowadziło do obecnego kryzysu. Naiwnością natomiast jest nawoływanie do budowy IV RP, co czyni np. Andrzej Zy-bertowicz pisząc: „Pora rozstać się z III Rzeczpospolitą i przystąpić do budowy IV” („Rzeczpospolita”, 5 marca 2003 r.). Podobnie uważa nawet tak doświadczony socjolog i publicysta jak Paweł Śpiewak, który generalnie słuszne uwagi na temat choroby systemu politycznego w Polsce i w wielu państwach na wszystkich kontynentach tak konkluduje: „Co najwyżej mogą zacierać ręce populiści i nacjonaliści, którzy będą zdobywać poparcie wraz z narastającym rozczarowaniem polską demokracją. Tymczasem bardzo wiele wskazuje na to, że III Rzeczpospolita wyczerpała swoje możliwości samonaprawy. Czas zacząć myśleć o IV Rzeczypospolitej” („Rzeczpospolita” z 23 stycznia 2003 r.).

Nie jest jasne, dlaczego sama zmiana nazwy miałaby wyeliminować negatywne zjawiska. W naszej tradycji historycznej kolejne Rzeczpospolite powstawały po odrodzeniu się z upadku państwa i odzyskaniu niepodległości. Byłoby dziwactwem powoływać kolejną republikę z powodu afery korupcyjnej i wzrostu poparcia dla ugrupowania, w którym rej wodzą nieukarani kryminaliści oraz listy wyborczej jednego prowincjonalnego księdza o zagadkowym życiorysie. Ksiądz ten zresztą podobno -zgodnie ze swoim zwyczajem - już cofnął dla tej listy swoje poparcie.

Gdzie szukać ratunku

Bardzo wiele zależy w Polsce od uformowania się odpowiedzialnej programowej alternatywy dla obozu liberalnego i od tego, czy skrystalizuje się środowisko zdolne do jej propagowania. Nie można zakładać, że program i takie środowisko powstaną bez udziału jakiejś części dotychczasowych elit politycznych, ale trzeba przyjąć, że taka inicjatywa będzie miała szansę tylko wtedy, gdy pobudzi aktywność wielu z tych - niegdyś aktywnie popierających demokratyczne przemiany, a dziś krytycznie oceniających osiągnięte rezultaty - stojących z boku. Walka z bezrobociem staje się podstawowym wyzwaniem, a nieudolność obecnego rządu pod tym względem jest jednym z powodów pogłębiania się tej katastrofy. Restrukturyzacja gospodarki i procesy demograficzne przesądzają o powstaniu ogromnych zasobów potencjalnego zatrudnienia. Nie ma jednak możliwości ograniczenia bezrobocia wyłącznie przez wzrost zatrudnienia na warunkach rynkowych. Czysto rynkowa absorpcja zasobów pracy wymagałaby osiągnięcia w ciągu kilku lat tempa wzrostu rzędu 8 proc. PKB, co jest całkowicie niemożliwe. Konieczne jest więc podjęcie szerokiej interwencji na rynku pracy, przede wszystkim poprzez umożliwienie wzrostu zatrudnienia sponsorowanego przez państwo, roboty publiczne i interwencyjne, dofinansowanie składek, celowe jest też wzmocnienie ochrony krajowej produkcji, zmiany przepisów o zatrudnieniu emerytów i rencistów, otwarcie pewnych korporacji zawodowych blokujących dostęp absolwentów itp. Konieczne wreszcie są ulgi na wychowanie dzieci, zarówno z powodu potrzeby wsparcia materialnego rodzin znajdujących się w trudnej sytuacji, jak też dlatego, że stanowi to „najtańszy” sposób ograniczania dochodowych nierówności.

Rozpoczęcie debaty nad naprawą Rzeczypospolitej jest sprawą pilną. Nie należy oczekiwać, że wykażą nią zainteresowanie, zajęte swoimi karierami, skompromitowane „elity” polityczne. Ich udział na szczęście nie jest potrzebny. To od zatroskanych, zmęczonych i zawiedzonych ludzi, często bardzo zasłużonych dla wolności, niepodległości i demokracji w Polsce, zależy jak zawsze przyszłość naszej Ojczyzny.

STEFAN NIESIOŁOWSKI (ur. 1944) jest publicystą i działaczem politycznym. Z zawodu entomolog, profesor Uniwersytetu Łódzkiego. Współzałożyciel (1964) i działacz konspiracyjnej organizacji Ruch; 1970-74 więziony. Od 1977 r. członek Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, od 1980 r. w NSZZ „Solidarność”. 1981-82 internowany. Współzałożyciel ZChN. 1989-93 oraz 1997-2001 poseł na Sejm.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2003