Na marginesie

Prof. Wielisława Warzywoda-Kruszyńska, socjolog: Trudno walczyć z negatywnym wizerunkiem ludzi biednych, kiedy media wciąż informują o oszukiwaniu państwa przez beneficjentów pomocy społecznej, pracujących na czarno i wyciągających ręce po zasiłki. Bieda nie ma dobrej prasy. Rozmawiał Tomasz Ponikło

17.03.2010

Czyta się kilka minut

DLACZEGO MUSIMY PRZECIWDZIAŁAĆ BIEDZIE WŚRÓD DZIECI

- Unia uznała za priorytet przeciwdziałanie i ograniczenie biedy wśród dzieci, temu służy Rok Przeciwdziałania Ubóstwu i Wykluczeniu Społecznemu - mówi prof. Wielisława Warzywoda-Kruszyńska, wskazując, że:

1. dzieci nie można obciążyć winą za to, że żyją w biedzie;

2. w sytuacji starzenia się społeczeństwa, nie można sobie pozwalać na niewykorzystanie potencjału zakumulowanego w każdym dziecku;

3. los nas jako pojedynczych ludzi oraz społeczeństwa jako całości zależy od dzieci.

Tomasz Ponikło: Są ludzie, którzy odmawiają wspierania organizacji pozarządowych walczących z ubóstwem, mówiąc: "Płacę podatki, a rolą państwa jest takie z nich korzystanie, by biedzie przeciwdziałać". Jakie są zobowiązania państwa jako administracji i obywateli jako podatników wobec ludzi żyjących w biedzie?

Prof. Wielisława Warzywoda-Kruszyńska: Pomoc dla ludzi żyjących w biedzie jest u nas obowiązkiem państwa i władz samorządowych, które dzielą nie tylko współodpowiedzialność, lecz także współfinansowanie. Oczywiście źródłem finansowania są dochody z podatków, więc trudno przywołanym głosom odmówić racji.

Publiczny system pomocy społecznej jest wspierany przez działalność organizacji non-profit, które często wykonują - finansowane ze środków publicznych, otrzymywanych najczęściej w drodze konkursu - zadania na zlecenie ośrodków pomocy społecznej, np. prowadzą świetlice dla dzieci, organizują zimowiska i kolonie, wykonują usługi opiekuńcze. Ale istnieją też organizacje pozarządowe, które utrzymują się wyłącznie z darowizn, powoływane spontanicznie. Jeśli znajdą zainteresowanie mediów, mogą liczyć na sukces.

Często przeciwstawia się jednak "bezduszną biurokrację socjalną" otwartości i elastyczności organizacji pozarządowych.

Instytucje pomocy społecznej działają w oparciu o ustawę o pomocy społecznej, która określa, kiedy i komu pomoc materialna może być udzielona ze środków publicznych. Jeśli kryteria nie są spełnione, człowiek w potrzebie zasiłku lub innej formy pomocy nie otrzyma i musi radzić sobie inaczej. Wtedy rola organizacji pozarządowych i ludzkiej szczodrości może być nie do przecenienia.

Opiekę socjalną sprowadzającą się do udzielania zasiłków potępia się już w czambuł.

Wprowadzono tzw. aktywną politykę społeczną, której celem jest włączanie klientów pomocy społecznej do rynku pracy. Uczestnictwo w szkoleniach i stażach premiowane jest uzyskaniem prawa do pomocy materialnej. Wprowadzony został nowy instrument kontroli - kontrakt socjalny. Trwałość efektów tego systemu jest trudna do oceny. Wydaje się, że może to być skuteczny sposób na zmniejszenie liczby klientów pomocy społecznej, ale niekoniecznie na zmniejszenie liczby osób potrzebujących materialnego wsparcia.

Jednym z zarzutów jest "mówienie o nas bez nas". W jaki sposób włączać osoby żyjące w biedzie w projektowanie odpowiedniej polityki socjalnej?

To trudne zadanie i nie jestem pewna, czy wykonalne. Od pewnego czasu w UE wprowadzany jest zwyczaj zapraszania przedstawicieli grup wykluczonych do debat dotyczących ich spraw. Jeśli grupy te mają jakąś formę organizacji, sprawa jest prostsza. Ale jeśli jej nie mają, a tak jest z ludnością biedną, to jak wyłaniać reprezentantów? Jak nakłonić ich do udziału, jak działać, żeby nie czuli się tylko wykorzystani?

Wieloletnie badania, którymi kierowałam, wśród mieszkańców miejskich enklaw biedy, wskazują, że ci ludzie wolą nie rzucać się w oczy, bo może z tego wyniknąć nieszczęście. Nie oznacza to, że nie należy próbować. Ale trzeba mieć świadomość, że do osób chronicznie biednych nie uda się dotrzeć.

Jeśli przyjąć argumenty Pani Profesor, w jaki sposób uniknąć działań bez pokrycia w losie samych zainteresowanych?

Dobrym sposobem oddania głosu i wyrażenia opinii przez ludzi biednych są wyniki badań socjologicznych prowadzonych metodami jakościowymi. Napotykają one jednak na poważną przeszkodę: niskie kompetencje językowe respondentów. Badania wymagają dużej empatii, wysokich standardów etycznych i umiejętności przełamania nieufności. Nie zawsze się to udaje i najczęściej do tych, którzy są najbardziej potrzebujący, także naukowcy nie mogą dotrzeć.

Ostatnio robimy badania dotyczące sytuacji życiowej i edukacyjnej dzieci niepełnosprawnych w rodzinach o niskich dochodach. Byliśmy przekonani, że rodzice chętnie odpowiedzą na pytania dotyczące przebiegu edukacji dzieci, potrzeb w tym zakresie, codziennych trudności ucznia z niepełnosprawnością itd. Te nadzieje okazały się płonne - zainteresowanie uczestnictwem w badaniach jest minimalne, choć są to badania prowadzone na zlecenie prezydenta miasta i mają mieć przełożenie praktyczne.

Respondenci nie wierzą, że cokolwiek może się zmienić i że intencje zleceniodawcy badań są szlachetne. Obawiają się, że to bardziej wyrafinowana forma kontroli i jeśli nie muszą odpowiadać, to tego nie robią.

Bieda często stanowi materialny rdzeń otoczony przez zależności społeczno-kulturowe. Do tego dochodzą różne jej kombinacje, jak wspomniana niepełnosprawność. Czy więc da się szczegółowo projektować politykę społeczną?

Polityka społeczna państwa musi mieć ramowy charakter, natomiast lokalna polityka społeczna powinna odpowiadać na specyficzne potrzeby danej społeczności.

Problem w tym, że potrzeby te są określane intuicyjnie. Brak jest danych statystycznych pozwalających na ustalenie rozmiarów zjawiska na danym obszarze. Brak nawyku i umiejętności analizowania danych gromadzonych w różnych działach tego samego urzędu. Służby społeczne (pomoc społeczna, kuratorzy sądowi, szkoły, służba zdrowia itd.) mają własne kartoteki i zasady sporządzania sprawozdawczości. Teoretycznie strategie rozwiązywania problemów społecznych powinny integrować te różne źródła informacji. W praktyce autorzy strategii mają duże trudności z uzyskaniem informacji od instytucji, które nie są podległe jednostce administracyjnej zobowiązanej do opracowania strategii.

Nawet jeśli takie rejestry mogą być dobrym źródłem informacji, nie zastąpią niezależnych badań naukowych. Badania nie tylko rejestrują, "co jest", ale także wyjaśniają, "dlaczego tak jest". Dopiero zrozumienie istoty zjawiska i jego przyczyn umożliwia skuteczną interwencję. Jednak prowadzenie badań jest bardzo utrudnione ze względu na stosowane interpretacje ochrony danych osobowych. Nadzieję wiążę z Badaniem Dochodów i Warunków Życia, realizowanym w krajach Unii w oparciu o tę samą metodologię, które pozwala na przeprowadzanie porównań międzywojewódzkich.

Dyskurs debaty, mówią socjologowie, nazywa ludzi żyjących w biedzie "wykluczonymi społecznie", a więc znajdującymi się na marginesie. Jeśli tak, to i w polityce kwestia ich położenia będzie marginalna. Czy język zastawił na nas pułapkę, wykoślawia myślenie, deformuje działania?

Zastąpienie pojęcia "bieda" pojęciem "wykluczenie społeczne" nie wszędzie się udało i nie zawsze jest słuszne. Zamiana słów miała przyczynić się do odejścia od wąskiego rozumienia biedy w kategoriach monetarnych, a także do objęcia jednym pojęciem szerszej kategorii zjawisk wyrażających się jako ograniczona partycypacja społeczna z różnych powodów, nie tylko finansowych.

Pani Profesor posługuje się jednak określeniem "bieda".

Mam wówczas na myśli ograniczone środki finansowe i wynikający stąd ograniczony dostęp do dóbr i usług uznawanych za "normalne" w danym społeczeństwie. Jest też inny powód. Uważam, że odpowiedzialność za przeciwdziałanie wykluczeniu społecznemu, ze względu na niejednorodność grupy, której dotyczy, ulega rozmyciu i niemożliwe jest wskazanie spójnych działań zapobiegawczych. Bieda jest nie tylko kwestią ekonomiczną, lecz także polityczną. Biedę może łagodzić, a nawet jej przeciwdziałać, państwo wyposażone w instrumenty umożliwiające redystrybucję dochodów, ustalanie priorytetów, kontrolę wydatków.

Za największe zło uważam biedę w dzieciństwie, a pojęcie "wykluczenia społecznego" nie bardzo nadaje się do opisu sytuacji dzieci z biednych rodzin. Większość z nich nie jest wykluczona z podstawowych, dostępnych w ich wieku instytucji, takich jak rodzina i szkoła. Ale podlegają wykluczeniu "wtórnemu" - z aktywności powszechnych wśród rówieśników, bo trzeba za nie płacić.

Państwo, przeznaczając pieniądze na nieodpłatne i na wysokim poziomie usługi społeczne zwiększające możliwości rozwoju dzieci, może istotnie ograniczyć destrukcyjny wpływ biedy w dzieciństwie.

Liczy Pani Profesor na polityczny odzew na taki apel?

Przeciwdziałanie biedzie, a przede wszystkim biedzie wśród dzieci musi być świadomym wyborem politycznym - a dziś utrwalił się negatywny wizerunek ludzi biednych. Skutki szeregu błędów [zob. "Dlaczego nie potrafimy przeciwdziałać biedzie" - red.] zostały dopełnione doniesieniami o oszukiwaniu państwa przez beneficjentów pomocy społecznej, którzy pracowali na czarno, ukrywali dochody i wyciągali ręce po zasiłki wpłacane z podatków ciężko pracujących współobywateli, które na dodatek nieraz przepijali. Ukształtował się negatywny obraz ludzi biednych jako naciągaczy, którzy są "roszczeniowi", i obraz ten nie poddaje się łatwo weryfikacji. Dlatego bieda nie ma dobrej prasy.

Fakt, że w gospodarstwach domowych niemogących związać końca z końcem żyją dzieci, pozostawał całkiem niezauważony - i to mimo że wyniki badań wskazywały na pogarszające się warunki materialne rodzin z dziećmi i na występowanie u nas zjawiska juwenilizacji biedy, a więc sytuacji, w której zasięg biedy wśród dzieci jest większy niż wśród dorosłych oraz w której dzieci są nadreprezentowane wśród ludności biednej w stosunku do ich udziału wśród ludności ogółem.

Nie zauważano, że to w Polsce w latach 90. najbardziej w Europie rozszerzył się zasięg biedy wśród dzieci. Podobnie jak nie zauważano, że komercjalizacja usług edukacyjnych, aktywności czasu wolnego, ochrony zdrowia, prowadzi do ograniczonego dostępu dzieci z rodzin gorzej sytuowanych do działań sprzyjających ich rozwojowi.

Mówi Pani Profesor w czasie przeszłym. Teraz już widzimy problem - tylko co teraz?

Członkostwo w UE wymusza na władzach zainteresowanie biedą. W dokumentach przedkładanych Komisji Europejskiej rząd musi raportować, co robi, żeby zmniejszyć zasięg biedy i jakie ma rezultaty. Unia uznała za priorytet przeciwdziałanie i ograniczenie biedy wśród dzieci. Czy i w jakim stopniu wpłynie to na zmianę nastawień do ludzi biednych, trudno stwierdzić. Dostrzegam natomiast rzeczywistą szansę uczynienia z przeciwdziałania biedzie wśród dzieci priorytetu w polityce i działaniach państwa.

Prof. Wielisława Warzywoda-Kruszyńska jest socjologiem, dyrektorem Instytutu Socjologii Uniwersytetu Łódzkiego, członkiem Komitetu Nauk o Pracy i Polityce Społecznej PAN, autorką badań i książek o biedzie, zwłaszcza wśród dzieci.

DLACZEGO NIE POTRAFIMY PRZECIWDZIAŁAĆ BIEDZIE

- Przeciwdziałanie biedzie musi być świadomym wyborem politycznym. Nie wydaje się, żeby tak się stało w najbliższej przyszłości - mówi prof. Wielisława Warzywoda-Kruszyńska, wyliczając główne przyczyny takiego stanu rzeczy:

1. bagatelizowanie biedy od początku transformacji, jako niedającego się uniknąć kosztu zmian, które będą korzystne dla wszystkich;

2. wprowadzenie do świadomości społecznej przekonania, że bieda jest "prywatną" sprawą popadających w nią ludzi, którzy są sami sobie winni, a nie rezultatem procesów, na które nie mają wpływu;

3. zaakceptowanie przez znaczną część społeczeństwa tezy, że zmienić muszą się ludzie, a nie sposób funkcjonowania państwa i społeczeństwa; tezy przedstawianej jako jedynie słuszna;

4. ukształtowanie się przekonania, że problem biedy rozwiąże się sam, jak tylko gospodarka zacznie się rozwijać, i nie należy psuć samoregulacyjnych działań rynku;

5. osłabienie w ten sposób wrażliwości i solidarności społecznej oraz wyrobienie wśród nie-biednych poczucia, że biedni są gorsi i dlatego im się nie udało;

6. utrwalenie obrazu doniesieniami o oszukiwaniu państwa przez beneficjentów pomocy społecznej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „Praktyka solidarności (12/2010)