Miasta (nie) do życia

Indonezja i Egipt, jedne z najludniejszych krajów świata, budują nowe stolice. Funkcjonowanie w starych stało się nie do zniesienia.
w cyklu STRONA ŚWIATA

23.08.2019

Czyta się kilka minut

Dżakarta, kwiecień 2019 r. /  / Fot. Yuan Adriles / Polaris/East News
Dżakarta, kwiecień 2019 r. / / Fot. Yuan Adriles / Polaris/East News

Przywódcy państw od wieków przenosili swoje stolice lub budowali nowe w miejscach, które wydawały im się lepsze, bezpieczniejsze czy korzystniejsze dla ich panowania. Po przegranej I wojnie światowej i upadku Imperium Osmańskiego twórca nowoczesnej Turcji, Mustafa Kemal Atatürk przeniósł swoją stolicę do Ankary, ponieważ dotychczasowa, Stambuł, znalazła się pod okupacją.

Stolica Pakistanu, Islamabad, został zbudowany w latach 60., by zastąpić pierwszą stolicę, portowe Karaczi, a na wyborze lokalizacji zawarzyła wiara ówczesnych przywódców, że nowe miasto lepiej scali nowo powstałe państwo, ulepione z czterech krain połączonych jedynie wspólną wiarą, islamem.

Politycznym eksperymentem (i niezwykłą okazją dla popisów architektonicznych mistrzów) była też zbudowana od podstaw w 1960 r. brazylijska stolica, Brasília. Miała zrównoważyć rozwój kraju, skupiony dotąd na jej wschodnich wybrzeżach, i odciążyć tamtejsze wielkie miasta: Rio de Janeiro, São Paulo, Recife i Kurytybę.

Pod koniec XX stulecia nową stolicę kazał budować także Nursułtan Nazarbajew, przywódca stepowego Kazachstanu. Uznał, że stara, Ałma Ata, położona na kazachskim południu, nie zapewnia odpowiedniej jedności państwa, nie zabezpiecza przed irredentyzmem – druga, północna część kraju zamieszkana jest przez ludność pochodzenia słowiańskiego, ciążącą ku Rosji. Kazał przenieść stolicę do miasteczka Akmoła, położonego pośrodku kraju, w połowie drogi między kazachskim południem a słowiańską północą. Akmołę przezwano Astaną, a gdy wiosną sędziwy Nazarbajew złożył władzę, usłużni dworzanie przechrzcili ją na Nur-Sułtan.

Wybór Canberry na stolicę Australii miał zaradzić rywalizacji między Sydney i Melbourne, wybór Ottawy na stolicę Kanady – uchronić to państwo od politycznych i regionalnych waśni między Montrealem a Toronto, a także rywalizacją kultur francuskiej i angielskiej.

Centralne, a więc kompromisowe położenie Jamusukro, pomiędzy bogatym, chrześcijańskim południem a ubogą, muzułmańską północą, było oficjalnym argumentem za przeniesieniem tam z Abidżanu stolicy Wybrzeża Kości Słoniowej. Głównym powodem przenosin – do których tak naprawdę nie doszło – był jednak fakt, że Jamusukro było rodzinną wioską założyciela państwa i jego pierwszego przywódcy.

Także przeprowadzka stolicy Nigerii z nadmorskiego Lagos do położonej w środku kraju Abudży miała łagodzić konflikt między muzułmańską północą i chrześcijańskim południem, zagrażający istnieniu tego najludniejszego, 200-milionowego państwa w Afryce. Abudżę zbudowano także dlatego, że portowe Lagos przepoczwarzyło się w największe miasto kontynentu, urbanistyczne monstrum, tak przeludnione i zanieczyszczone, że życie w nim zaczęło przypominać koszmar.

Postanawiając przenieść stolicę z Dżakarty w inne miejsce, przywódcy Indonezji też tłumaczą, że zapewni to polityczną i gospodarczą równowagę, że stolica powinna leżeć w środku kraju, a nie na jego uboczu. W rzeczywistości przeprowadzka z Dżakarty jest konieczna, bo życie w mieście stało się nie do zniesienia.

Sen o Jawie

Indonezja, jeden z największych archipelagów świata, składa się z kilkunastu tysięcy wysp, z których te położone najbardziej na zachodzie od tych najodleglejszych na wschodzie dzieli odległość 5 tysięcy kilometrów (to tak daleko, z grubsza biorąc, jak z Krakowa do Madrytu i z powrotem). Dżakarta, położona na Jawie, leży na zachodzie. Jawa, najbogatsza z wysp, ośrodek holenderskiej kolonizacji (Dżakarta nosiła wtedy nazwę Batawia), jako prowincja stołeczna niepodległej od 1945 r. Indonezji stała się jeszcze zamożniejsza i wpływowa. Szacuje się, że na Jawie żyje dwie trzecie z 260 milionów Indonezyjczyków (Indonezja jest czwartym, po Chinach, Indiach i USA, najludniejszym krajem świata, a także najludniejszym krajem muzułmańskim) i tu znajduje się dwie trzecie bogactwa kraju. Na Jawie, a zwłaszcza w stołecznej Dżakarcie, zarobki są wyższe niż gdzie indziej, lepsze są opieka lekarska, szkoły i widoki na przyszłość. Stołeczny status sprawił, że Jawajczycy od zawsze dominują w polityce i gospodarce.

Nic dziwnego, że przenosiny do Dżakarty były zawsze dla Indonezyjczyków awansem społecznym, a miasto z każdym rokiem się rozrastało. Szacuje się, że dziś, wraz z przedmieściami, liczy ono już około 30 milionów mieszkańców, co czyni je trzecim po Tokio i São Paulo największym miastem świata. W ciągu najbliższego ćwierćwiecza ludność Dżakarty ma się prawie dwukrotnie zwiększyć. Miasto dusi się w tłoku i skażonym powietrzu.


CZYTAJ WIĘCEJ

STRONA ŚWIATA to autorski serwis Wojciecha Jagielskiego, w którym dwa razy w tygodniu reporter i pisarz publikuje nowe teksty o tych częściach świata, które rzadko trafiają na pierwsze strony gazet. Wszystkie teksty są dostępne bezpłatnie. CZYTAJ TUTAJ →


Rozbudowa transportu publicznego, a nawet sieci dróg nigdy nie nadążyła za przyrostem liczby ludności i dziś Dżakarta ma złą sławę najbardziej zatłoczonego miejsca na świecie (obok Bangkoku i Meksyku). Skazani na poruszanie się samochodami mieszkańcy (rozbudowa miasta sprawiła, że zwiększał się także dystans między przedmieściami a śródmieściem) całymi godzinami tkwią w ulicznych korkach. Zdarza się, że przedsiębiorczy i przekupni policjanci czy kierowcy karetek pogotowia wynajmują swoje uprzywilejowane pojazdy i wożą na sygnale pasażerów do miasta (to zwyczaj praktykowany także w zatłoczonym Teheranie).

Samochody zatruwają spalinami powietrze, co sprawia, że Dżakarta należy też do najbardziej zanieczyszczonych miast na świecie. Okoliczne lasy, pola i łąki przerabiane są na place budowy, tony śmieci z plastiku zatykają rzeki i kanały. A w dodatku miasto tonie. Pobudowane na tropikalnym, bagnistym terenie, co roku zapada się, zwłaszcza w północnej, nadmorskiej części, o 25 cm. Nadmiar ludności sprawia, że wyczerpują się pokłady wody gruntowej. Ziemia wylana betonem i asfaltem nie przepuszcza w głąb wody deszczowej, a ta nie uzupełnia naturalnych zbiorników wody gruntowej. W rezultacie ziemia osuwa się, a z nią miasto. Co roku północne dzielnice Dżakarty zalewane są przez powodzie i sztormy, a eksperci od klimatu i urbanistyki straszą, że za trzydzieści lat cała północna część miasta może zostać zalana i zniknąć.

Stolica pośrodku dżungli

Przeprowadzka stolicy z Dżakarty ma uratować miasto i zmniejszyć przepaść dzielącą Jawę od pozostałych wysp. Pomysł nie jest nowy – przyszedł on do głowy już pierwszemu prezydentowi Sukarno, założycielowi indonezyjskiego państwa. Już pod koniec lat 50. rozważał, by przenieść stolicę kraju na Borneo, do niewielkiej wówczas mieściny Palangkaraya, która w zamiarach Sukarno miała wybić się na najważniejsze miasto potężnej, wyspiarskiej konfederacji Mafilindo, składającej się z Indonezji, Malezji i Filipin. Sukarno marzył, by takie państwo stworzyć i stanąć na jego czele.

Pomysł wrócił za sprawą panującego od 2014 r. prezydenta Joko „Jokowi” Widodo, który w kwietniu wygrał reelekcję, a jesienią zostanie zaprzysiężony na drugą i ostatnią pięciolatkę. „Jokowi” też chce przenieść stolicę z Dżakarty na Borneo, które nosi w indonezyjskiej części (Indonezja dzieli wyspę z Malezją i sułtanatem Brunei) nazwę Kalimantan. W maju odwiedził wyspę, by osobiście przyjrzeć się jeszcze raz tamtejszym miastom i zastanowić się, które najbardziej nadaje się na nową stolicę. Wyboru na razie nie dokonał, a przynajmniej nie ogłosił go publicznie, by nie ułatwiać zadania spekulantom, którzy zaczęliby zawyżać już teraz (a że do tego dojdzie – to nieuchronne) tamtejsze ceny nieruchomości.

Rodacy „Jokowiego” usiłują odgadywać jego zamiary, obstawiają, dokąd przeniesie stolicę. Najczęściej znów wraca Palangkaraya, dziś już ćwierćmilionowa, odległa od Dżakarty o niecałe dwie godziny lotu, ale także Balikpapan czy Bukit Soeharto. Przeniesienie stolicy na Borneo ma ożywić i rozwinąć tę wielką wyspę, trzecią największą na świecie po Grenlandii i Nowej Gwinei, ale zamieszkałą przez zaledwie 16 milionów ludzi. Stołeczni urzędnicy i zagraniczni dyplomaci, przywykli do wygód, załamują za to ręce, bo przeniesienie stolicy oznaczać będzie dla nich przeprowadzkę z wielkiego miasta w środek dżungli. Załamują ręce i protestują także obrońcy przyrody, bo budowa nowej stolicy na Borneo (inwestycja ma pochłonąć ponad 30 mld dolarów) grozi także szybszą ekspansją tamtejszych kopalń węgla, wycięciem lasów deszczowych, likwidacją mateczników orangutanów.

Nowy Nowy Kair

W 100-milionowym Egipcie, rządzonym twardą ręką przez wojskowego dyktatora Abdel-Fataha al Sissiego, nikt nie protestuje, bo za sprzeciw można wylądować w więzieniu. A prezydent uznał, że 25-milionowy Kair nie pomieści już wszystkich jego mieszkańców, życie w nim stało się nie do zniesienia, trzeba więc wybudować nową stolicę – na pustyni, 50 km na wschód od starej. Nazwy jeszcze nie ogłoszono, ale ponieważ ma wyrosnąć w pobliżu wzniesionego na przedmieściach Nowego Kairu, Egipcjanie nazywają ją Nowym Nowym Kairem.

Żeby odciążyć Kair, duszący się w tłoku, ciasnocie, spalinach i upale, a także żeby oszczędzić pod uprawę żyzne ziemie z delty Nilu, już w latach 80. egipskie władze zaczęły budować nowe miasta na podkairskiej pustyni. Miały stać się osiedlami dla stołecznych robotników i urzędników, a przeradzały, niemal bez wyjątku, w azyle dla kairskich dygnitarzy i bogaczy, którzy chętnie uciekali ze śródmiejskiego ścisku i gwaru. Ich jako jedynych stać było na samochody, by dojeżdżać do miasta, i na kupno mieszkań, których ceny, wobec niezwykłego wręcz zapotrzebowania, poszybowały do niebotycznych wysokości, nieosiągalnych dla zwykłych zjadaczy chleba.

Kairczycy obawiają się, że Nowy Nowy Kair podzieli los Nowego Kairu czy Miasta Szejka Zajjeda i stanie się kolejną enklawą dla bogaczy i dygnitarzy, podczas gdy zwykli ludzie dalej będą się zmagać z uciążliwościami przeludnionego miasta. Jeszcze dokuczliwszymi, bo władze wyniosą się z niego, a nie odczuwając na własnej skórze trudów w nim życia, będą się o nie troszczyć mniej niż dotąd. Pobudować nowe miasto i uciec do niego jest łatwiej niż naprawić stare. A jeśli cierpliwość Kairczyków się wyczerpie i znów, jak podczas Arabskiej Wiosny roku 2011, przyjdzie im do głowy, by wyjść na ulice stolicy i domagać się ustąpienia przywódcy, do jego pałacu będą mieli aż 50 kilometrów drogi, strzeżonej przez wiernych mu żołnierzy i policjantów.

Podobne względy bezpieczeństwa przyświecały też generałom rządzącym Birmą, gdy przenosili stolicę z zatłoczonego Rangunu do nowiuśkiego miasta Naypyidaw, pobudowanego w górach i nieosiągalnego dla potencjalnych buntowników.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 36/2019