Marzyciel

Zmarł pisarz, który w początkach lat 90. stał się najważniejszym polskim terapeutą. Nakład jego książek w naszym kraju osiągnął blisko 2 miliony egzemplarzy.

04.11.2008

Czyta się kilka minut

Wharton, który zmarł w ubiegłą środę w Kalifornii, przez kilka lat był w Polsce jednym z najchętniej czytanych pisarzy zagranicznych, a fenomen jego popularności ciągle wymyka się racjonalnemu opisowi.

Albert du Aime - pisarz, a właściwie malarz, gdyż taka była jego artystyczna tożsamość, co wielokrotnie podkreślał w wywiadach, debiutował bardzo późno, bo w wieku 54 lat. W roku 1979 ukazała się w Stanach Zjednoczonych jego książka "Ptasiek", piękna opowieść o chorym psychicznie młodym chłopcu, który marzył o tym, by być ptakiem - człowiek był dla bohatera tej powieści zwierzęciem zbyt okrutnym. W powracających pytaniach o przy­czyny ogromnej miłości czytelników do Williama Whartona (taki był jego literacki pseudonim przyjęty od panieńskiego nazwiska matki) treść "Ptaśka" powinna być traktowana jako jeden z najważniejszych interpretacyjnych kluczy. Ludzki świat jest zbyt okrutny dla wielu ludzi, którzy zmuszeni są uciekać przed jego bezwzględnością w świat marzeń i osobistych urojeń. To, co dla otoczenia jest chorobą psychiczną, dla bohatera "Ptaśka" staje się jedyną możliwością fizycznego przetrwania. Wojenne przeżycia zakłóciły społeczne funkcjonowanie bohatera, ale pozwoliły mu ochronić własne poczucie człowieczeństwa.

Nie wiem, co skłoniło Alana Parkera, reżysera ekranizacji, do przeniesienia akcji filmu w czasy wojny w Wietnamie, gdyż pisarstwo Williama Whartona pojawiło się jako szczególny rodzaj psychoterapii po udziale w II wojnie światowej. Uraz psychiczny (i fizyczny, gdyż po wojnie był na rencie inwalidzkiej) towarzyszył Whartonowi przez całe życie. Miał dziewiętnaście lat, kiedy w 1944 r. uczestniczył w walkach w Europie. Grozę wojny próbował opisać w małej, lecz niezwykle ważnej dla zrozumienia tajemnic duszy pisarza, książce "W księżycową, jasną noc".

Do końca życia próbował się uporać z wojennymi przeżyciami. Niestety, nie udało się. I może dlatego pisał optymistyczne książki, których bohaterowie - zwykli, przeciętni, ale obdarzeni dużą wrażliwością ludzie - starali się zapanować nad swoim życiem. Wojna takiej szansy nie daje. Jest skrajnie niezrozumiałym spektaklem z innego, nieludzkiego świata. Jednostka, ze swoimi pragnieniami i marzeniami, nie ma w tym spektaklu, rządzonym przez wojenne strategie, nic do powiedzenia.

W Stanach Zjednoczonych był uznanym autorem trzech powieści. Oprócz dwóch omówionych, przez krytyków została zauważona także, wydana w roku 1989, książka "Tato". To wzruszająca historia bezradnego ojca, którego syn musi uczyć na nowo życia po ciężkiej chorobie matki. Inne powieści, a Wharton napisał ich aż 19, uważane są za esencję literatury popularnej. W ojczyźnie pisarza, a nawet we Francji, do której Wharton przeniósł się w roku 1960, nie zyskały uznania krytyki, czytelnicy na Zachodzie również dosyć chłodno przyjmowali jego książki. Wyjątek stanowili "Spóźnieni kochankowie".

Polska w latach 90. stała się dla Williama Whartona miejscem, w którym mógł się poczuć wyjątkowo dobrze, jako pisarz kochany i doceniany. To, czego w jego książkach, pisanych prostym, zrozumiałym językiem, nie dostrzegali zachodni krytycy i czytelnicy, w Polsce doceniono natychmiast po systemowej zmianie. Warto bowiem pamiętać, że w roku 1985 wydano w naszym kraju "Ptaśka", trzy lata później "W księżycową, jasną noc", w 1989 r. pojawił się "Tato". Czytelnicza euforia była jednak zjawiskiem późniejszym - zaczęła się wraz z transformacyjnym, świadomościowym kryzysem, w połowie lat 90.

Wydaje mi się, że zmiana społecznego świata, z socjalistycznego, prymitywnego, ale możliwego do pojęciowego objęcia, na model kapitalistyczny stała się traumą dla wielu ludzi. W znacznie większym stopniu dla rodziców polskich czytelników Whartona niż dla nich samych. W polskich rodzinach musiały dziać się dziwne, z punktu widzenia psychologii i socjologii, zjawiska, być może bardzo nawet dramatyczne, a książki Whartona działały kojąco. Do niczego nie przekonywały, nie było w nich nakazów i rozkazów. Ich bohaterowie "brali się z życiem za bary" na własny rachunek, niepewni jutra, ale próbujący zbudować swój mały, szczęśliwy świat. A czytelnicy jeszcze nie marzyli o podboju świata, pracy w wielkich korporacjach i pięknych domach z basenem. Przede wszystkim starali się zrozumieć świat, który w ciągu kilku lat stał się mało przewidywalny. To zaś jest jednym z głównych źródeł psychicznego i społecznego lęku.

We wspomnieniach o Whartonie, które pojawiły się w polskich mediach po jego śmierci, nie zauważono, że jego polski czytelnik był bardzo młody - był uczniem liceum lub studentem. Życie miał wprawdzie przed sobą, ale nie wiedział, jakie ono będzie. Powtarzam - to były lata 90., zmiana systemowa dokonała się dopiero kilka lat temu, przyszłość jawiła się jako coś zupełnie nieokreślonego. Bohaterowie powieści Whartona pokazywali, że należy swoje życie kontrolować, w tym zakresie, w jakim to możemy zrobić. A sam pisarz, chyba dosyć nieoczekiwanie, stał się najważniejszym polskim zbiorowym terapeutą.

Kto nie może przyjąć tej hipotezy, niech się przyjrzy faktom. W Polsce wydano wszystkie jego powieści. Kilka miało swoje pierwsze wydanie właśnie w naszym kraju. W latach 1993-2004 ukazało się 229 ich wydań, a łączny nakład zbliżył się do 2 milionów egzemplarzy. Rekordzistą nie był wcale "Ptasiek" (35 wydań), ale "Spóźnieni kochankowie" - 39 wydań. Na przygotowanych przeze mnie rocznych listach bestsellerów powieści Whartona pojawiły się 26 razy, pisarz aż dziesięć razy był w Polsce, zawsze przyjmowany entuzjastycznie.

Na Zachodzie, twierdzą niektórzy krytycy, to ekranizacja trzech powieści zbudowała jego popularność. W Polsce decydowały inne czynniki. Wharton, być może, był drugorzędnym pisarzem. Ale jego książki stanowiły przykład ginącej już, głęboko humanistycznej prozy. Miały dodawać otuchy i budować nadzieję w poharatanych duszach. A takie właśnie były, w tamtych dziwnych czasach, dusze polskich młodych czytelników.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2008