Łososie w Jemenie

Troje przyjaciół, jedna miłość do drukowanego słowa. Karakter, czyli najpiękniej wydawane książki w Polsce.

15.04.2014

Czyta się kilka minut

Wydawnictwo Karakter w komplecie: Przemek Dębowski, Małgorzata Szczurek, Magdalena Hajduk-Dębowska / Fot. Grażyna Makara x3
Wydawnictwo Karakter w komplecie: Przemek Dębowski, Małgorzata Szczurek, Magdalena Hajduk-Dębowska / Fot. Grażyna Makara x3

Rem Koolhaas, „Deliryczny Nowy Jork”: wielkie białe litery wytłoczone na tle odwróconego o 180 stopni, przefiltrowanego na niebiesko zdjęcia Manhattanu. Alina Szapocznikow, Ryszard Stanisławski, „Kroją mi się piękne sprawy” (wydane wspólnie z Muzeum Sztuki Nowoczesnej): czarno-biały portret, twarz w prawym górnym rogu, nazwiska autorów i tytuł przeniesione na obwolutę. Susan Sontag, „O fotografii”: na błękitnym tle fragment tekstu, żadnego zdjęcia.

Słowo „karakter” jest na tych okładkach prawie niewidoczne. Dawniej oznaczało krój pisma, dziś – nową jakość w branży wydawniczej. Odwagę ryzyka.

Co się nam podoba

Małe słoneczne mieszkanie na parterze XIX-wiecznej kamienicy w centrum miasta. Biuro w jednym pokoju, magazyn w służbówce. Białe stoły zarzucone papierami, niepasujące do siebie kolorowe krzesła i fotele. Przy drzwiach girlanda z zadrukowanych kartek.

– To część kostiumu książkowego potwora, był na naszych pierwszych ulotkach – wyjaśnia Przemek Dębowski (aparycja popaździernikowego inteligenta: na spotkanie przychodzi z równo przystrzyżoną brodą, w okularach w grubych oprawkach, tweedowej marynarce i wąskim krawacie w groszki). – Z jakiej powieści wyrwaliśmy te kartki? Żadnej ważnej, kupiliśmy w Tesco za 5 zł.

Na podłodze sterty paczek. Małgorzata Szczurek (na co dzień francuski szyk: minimum makijażu, długie rozpuszczone włosy, t-shirt pod marynarką, dopasowane dżinsy) wyjmuje z jednego z kartonów niewielką książkę: – Ben Jelloun, świetny Marokańczyk. Kolejna jego powieść, którą wydaliśmy.

Przyjemna w dotyku, żłobiona w drobne rowki okładka. Na różowym tle dziurka od klucza i kolorowe wstążki.

– Wydajemy, co się nam podoba – Magdalena Hajduk-Dębowska cytuje hasło wydawnictwa.

Poznali się w Znaku. Małgorzata przeszła tam przez prawie wszystkie szczeble kariery, aż po stanowisko zastępcy redaktora naczelnego. Przemek był jej asystentem w dziale prozy zagranicznej; z czasem stwierdził, że bardziej od redagowania książek interesuje go ich projektowanie. Magda pracowała w dziale prawnym.

Im więcej nabierali doświadczenia, tym mocniej marzyli o założeniu własnego wydawnictwa. Czyli takiego, w którym nie będzie im ciasno.

– W dużej firmie decyduje system, nie człowiek. Im firma większa, tym system bardziej opresyjny. Ale nasz wybór nie był ucieczką, raczej kolejnym etapem rozwoju – mówi Małgorzata.

Pojechała na trzymiesięczny staż we francuskiej oficynie Verticales. Trzy osoby, charyzmatyczny lider, nazwa wywiedziona z fragmentu wiersza: „Nigdy nie jesteśmy na kolanach, zawsze trzymamy się prosto”. Zobaczyła, że w tej branży można tak iść: z podniesionym czołem, własną ścieżką.

Krótka historia szaleństwa

Wynajęli klitkę w starej fabryce na Zabłociu i podzielili obowiązki: Małgorzata miała zajmować się pracą nad tekstem – wyborem tytułów, tłumaczeniami, redakcją i korektą, Magda – obsługą prawną i dystrybucją, Przemek – projektowaniem. Utworzyli grupę wydawniczą z równie nieszablonowym wydawnictwem Czarne. Małgorzata: – Musieliśmy mieć partnera, który pomoże nam w dystrybucji. Oni, tak samo jak my, nie mają wyostrzonego zmysłu rywalizacji. Wydawnictwa będą musiały coraz bardziej współpracować – na Zachodzie ta zmiana zaszła już dawno.

Ruszyli w prima aprilis 2008 r. Przemek: – Właśnie minęło sześć lat. Nie świętowaliśmy, bo przypomnieliśmy sobie o tym pół godziny przed północą. Ale zrobiłem małe podsumowanie i doszedłem do wniosku, że to rzeczywiście było wariactwo. Jeszcze do niedawna każda duża książka oznaczała dla nas być albo nie być.

Pierwszy był „Kielonek” – komiczna powieść Kongijczyka Alaina Mabanckou, zupełnie pozbawiona kropek. Z wiadomością ukrytą pod skrzydełkiem okładki: „Drogi czytelniku, trzymasz w ręku pierwszą książkę wydawnictwa Karakter. Kto wie, jak potoczy się los: może to jeden z nielicznych tomów, które ujrzą światło dzienne, a może wręcz przeciwnie?”. Na półki książka trafiła 15 września 2008 r. Tego dnia bank Lehman Brothers ogłosił upadłość. Zaczęli biznes równo z kryzysem.

Nie mieli kredytu ani inwestora, wyłożyli własne oszczędności. Pierwsze pensje wypłacili sobie po czterech latach. Zarabiali w innych miejscach: Małgorzata współpracowała z Muzeum Etnograficznym, Magda założyła agencję literacką, Przemek projektował okładki dla innych wydawców. Z tych zajęć wciąż nie zrezygnowali – nie dlatego, że nie mogą, ale dlatego, że nie chcą.

Nie chcą też przenosić się do Warszawy. Mieliby tam łatwiejszy dostęp do najważniejszych mediów i instytucji, ale cenią sobie dystans.

– Tutaj, na uboczu, towarzyskie fermenty w tzw. środowisku nas raczej nie dotyczą. Jest tu poza tym festiwal Conrada, kilka interesujących wydawnictw, ważne i duże targi książki – wymienia Magda. Z ich trójki tylko ona jest z Krakowa; Małgorzata pochodzi z Jasła, Przemek z Koszalina. Wszyscy studiowali na UJ, odpowiednio: anglistykę, romanistykę i polonistykę.

Na przykład Haiti

Kilka dni temu do druku poszedł czterdziesty czwarty tytuł Karakteru. Pytana o ulubiony, Małgorzata odpowiada: – To tak, jakby pytać dziecko, czy bardziej kocha tatę, czy mamę. Kochamy wszystkich naszych autorów. I właśnie dlatego ich wydajemy.

W większości są to pozycje, na jakie duże oficyny nie miałyby odwagi: książki o architekturze i projektowaniu graficznym, ambitne powieści egzotycznych autorów. Małgorzata: – Wydając Kongijczyka, Togijczyka, Marokańczyka, chcemy przełamać obowiązujący w Polsce, najczęściej nieuświadamiany, kolonialny dyskurs. Pokazać, że na świecie powstaje masa fantastycznej literatury. Np. na Haiti i poza tym krajem, na emigracji, tworzy w tej chwili kilkudziesięciu wybitnych pisarzy i pisarek.

Swoje decyzje wydawnicze porównuje do odruchu pożyczania książek przyjaciołom: – Biegnę i mówię: „Musisz to przeczytać”. Wydawca powinien się dzielić tym, co go zachwyciło, a nie sprzedawać to, co wypatrzył na liście bestsellerów Amazona. W wielu wydawnictwach proces doboru tytułów przypomina obstawianie koni na wyścigach.

Ich książki przełamują także schematy ­estetyczne. A te w branży się mnożą. Najwięcej przesądów dotyczy okładek: nie mogą być brązowe, muszą mieć zdjęcia (zwłaszcza jeśli to non-fiction), nie wolno ich ozdabiać tekstem. Uzasadnienie sprowadza się do czterech słów: „bo się nie sprzeda”. Przemek słyszał to zdanie wielokrotnie, projektując dla innych wydawców. W Karakterze mógł je wreszcie sprawdzić.

– Zbadałem na przykład, czy książka bez nazwiska autora i tytułu na froncie się sprzeda. I okazało się, że istotnie, jest to wyzwanie. Ale daliśmy radę – uśmiecha się.

Kiedyś najbardziej cenił szwajcarski i holenderski minimalizm: – Bliskie mi było myślenie, że ornament to zbrodnia. Potem zobaczyłem, jaką frajdę sprawia mi balansowanie na granicy kiczu, flirt z codziennością, właściwy dla projektantów amerykańskich.

Opowiada o pracy nad okładką „Ajatollah śmie wątpić”: – Długo musiałem przekonywać Małgorzatę i Magdę. Umieściłem tam chyba siedem krojów pisma, to było kompletnie nieczytelne, dość porąbane, ale dawno się tak dobrze nie bawiłem.

Dziś jest uznawany za najlepszego projektanta okładek w Polsce. I mówi bez kokieterii: – Wydaje mi się, że wpływ estetyki na sprzedaż jest przeceniany. Nasza Sontag z typograficzną okładką sprzedawała się tak samo dobrze jak Sontag ze zdjęciem.

Małgorzata: – Obowiązują dwa sprzeczne przykazania: żeby się wyróżniać i żeby być takim jak inni. Ktoś, kto wpadnie na pomysł, jak to pogodzić, zbije fortunę. Ale nie chciałabym być tą osobą.

Unikają agresywnej promocji. Kiedy inni ogłaszają swoje książki „wydarzeniami literackimi dekady”, oni piszą na Facebooku: „Jutro Sontag”. Albo dzielą się z fanami technicznymi perypetiami: „KOOLHAAS: 16.09 środek wydrukowany, czekamy na folię metaliczną na okładkę. 26.09: w Polsce nie ma, szukamy za granicą. 28.09. Jest w Niemczech, hurra! 29.09. Ale za mało, buhu. 1.10. Niemcy szacują, czy zrobią szybko. 2.10. Szacują. 3.10. Niemcy świętują upadek Muru. Potem weekend. 7.10 Nie zrobią. Drukujemy próbnie napis sitem. 8.10 Sito jednak nietrwałe. DZIŚ. Tłoczymy białą folią”.

Magda: – Unikamy PR-owego żargonu, w którym wszystko jest „niesamowite”, „oszałamiające”, „niespotykane”. Choć oczywiście często tak myślimy o książkach naszych autorów.

Średnia sprzedaż książki w Polsce, po odliczeniu podręczników, to trzy tysiące egzemplarzy. Sprzedaż ich książek waha się między trzema a piętnastoma tysiącami.

Szklanka wody

Jednym z bardziej rozpoznawalnych autorów Karakteru jest znany także z łamów „TP” reporter Filip Springer. Jeszcze przed książkowym debiutem w Czarnym prowadził z Maciejem Woźniczką projekt fotograficzny dotyczący architektury powojennego modernizmu. Dostał mejla od Przemka.

– Na Zabłociu, w ciasnym jak nieszczęście pokoiku, siedzieliśmy dyskutując, jak ma wyglądać książka „Źle urodzone” – opowiada Filip. – Pamiętam, że nawet nie mieli wystarczającej ilości szklanek, żebyśmy się wszyscy napili wody, ale wyszedłem z poczuciem, że im chodzi wyłącznie o dobre książki. W rozmowie nie było żadnej gry, żadnej „strategii negocjacyjnej”. Przy Karakterze trzyma mnie właśnie ta szczerość intencji. Zawsze będą moim wydawnictwem, jeśli tylko będą chcieli mnie wydawać.

Karakter ma rosnąć, ale się nie rozrastać. Małgorzata, Magda i Przemek wciąż angażują się w cały proces wydawniczy, od wybierania autorów po pakowanie książek i zanoszenie ich na pocztę. I wciąż zdarza im się pracować po nocach albo w weekendy. W biurze pomagają im jeszcze dwie osoby, reszta to zewnętrzni współpracownicy.

Plany na przyszłość? Sprawić, żeby ich książki były obecne nie tylko w dużych miastach. Poszerzać ofertę o nowe obszary, ale nie wydawać wiele więcej niż teraz. Być w awangardzie, a nie w „dziesiątce Empiku”. Zachować charakter.

Na okładce ostatniej książki – „Pełnia architektury” Waltera Gropiusa – umieścili pięć cytatów. Wśród nich: „Nasz wiek produkował ekspertów w milionach, czas zrobić miejsce dla ludzi z wizją”.

Magda: – Rolą takich wydawnictw jest wyrabianie gustów, a nie dostosowywanie się do nich.

Przemek: – Tylko rzeczy trudne warto robić. Trzeba olać te załamujące komunikaty o spadku czytelnictwa, niedofinansowaniu bibliotek, zamykaniu księgarń, i robić swoje. Hodować łososie w Jemenie.

Małgorzata: – Mam nadzieję, że za jakiś czas nasz sposób myślenia nie będzie już niczym nadzwyczajnym. A my wtedy będziemy robić rzeczy, o których jeszcze nam się nie śniło.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Absolwentka dziennikarstwa i filmoznawstwa, autorka nominowanej do Nagrody Literackiej Gryfia biografii Haliny Poświatowskiej „Uparte serce” (Znak 2014). Laureatka Grand Prix Nagrody Dziennikarzy Małopolski i Nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2014