Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Szanowny Panie Redaktorze,
Otrzymałem Jubileuszowy numer „Tygodnika Powszechnego” wydany na Pięćdziesięciolecie jego istnienia. Czytam z zainteresowaniem teksty, jakie w nim zamieszczono. „Czytam i wspominam...” – jak kiedyś napisała pani Starowieyska-Morstinowa. Jest to bowiem równocześnie jakiś ważny i długi fragment mojego własnego życia.
Kiedy w marcu 1945 roku powstał „Tygodnik Powszechny”, stało się to w jakiś sposób pod protektoratem Księcia Kardynała Adama Stefana Sapiehy, Metropolity Krakowskiego. Krok był śmiały, a decyzja opatrznościowa. W składzie Redakcji znalazł się tylko jeden duchowny – ks. Jan Piwowarczyk, a cały zespół tworzyli świeccy, z Panem Jerzym Turowiczem, jako Redaktorem naczelnym. Ten sam Redaktor naczelny firmuje Jubileuszowy numer „Tygodnika” w roku 1995. Na przestrzeni całego pięćdziesięciolecia jest to ciągłość wyjątkowa – chyba jedyny w Polsce Redaktor naczelny o tak długim stażu na tym stanowisku.
Jeżeli mówię, że inicjatywa stworzenia „Tygodnika Powszechnego” w momencie, kiedy trwała jeszcze druga wojna światowa, była decyzją opatrznościową, to mam na myśli także i to, że wyraziła się w niej teologia laikatu. Pismo redagowane przez świeckich jest jedną z form apostolstwa świeckich. Apostolstwo to nie było w owym czasie w Polsce całkowitą nowością. Kościół w Polsce miał już za sobą przedwojenny okres Akcji Katolickiej w różnych jej formach, a sam Pan Redaktor reprezentował środowisko akademickiego „Odrodzenia”. Tak więc był to poniekąd dalszy ciąg – ważny dlatego, że coś z przeszłości potwierdzał i coś równocześnie inaugurował.
Jeżeli dobrze pamiętam, to zespół redakcyjny wywodził się głównie z czterech środowisk: krakowskiego, wileńskiego, warszawskiego i lubelskiego. Przeszliście także swoją historyczną próbę po śmierci Stalina. „Tygodnik Powszechny” został przejęty przez komunistyczne władze i oddany w ręce innej redakcji, wywodzącej się z ruchu paxowskiego. Tak było do października 1956 roku. Wówczas powróciła właściwa Redakcja, a Jerzy Turowicz po kilkuletniej przerwie zaczął na nowo firmować poszczególne numery „Tygodnika”.
Wszystko to wspominam, gdyż jak powiedziałem na początku, stanowiło to jakąś cząstkę mojego życia. Kiedy zaczął wychodzić „Tygodnik Powszechny” byłem jeszcze seminarzystą i studentem teologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zostałem wyświęcony w roku 1946 i wysłany przez Księcia Kardynała Sapiehę na studia do Rzymu. Mogłem wówczas, w ciągu wakacji roku 1947, zapoznać się z środowiskami katolickimi w Zachodniej Europie, w szczególności zaś we Francji, Belgii i Holandii. A po powrocie w roku 1948 opublikowałem w „Tygodniku” swój pierwszy artykuł pt. „Czy Francja jest krajem misyjnym?”. Taki był początek. Potem publikowałem wielokrotnie. Były to artykuły i utwory poetyckie. Ukazywały się one bądź w „Tygodniku”, bądź w „Znaku”. „Znak” wydał całość mojej twórczości literackiej w roku 1979. Tak więc Złoty Jubileusz „Tygodnika Powszechnego” przeżywam nie tylko w znaczeniu przedmiotowym, ale także jako cząstka tego podmiotu, którym on był – przynajmniej do roku 1978. Po odejściu do Rzymu, zarówno Pan jak i jego Małżonka oraz różni członkowie Redakcji „Tygodnika” i „Znaku” odwiedzali mnie w Watykanie i to właściwie trwa do dzisiaj.
W Polsce przeżywaliśmy wspólnie nie tylko czterdzieści lat zmagań Narodu z systemem totalitarnym, ale także wielkie wydarzenia w życiu Kościoła, takie jak Wielka Nowenna i Tysiąclecie Chrztu Polski, oraz prawie w tym samym czasie Drugi Sobór Watykański, w którym uczestniczyłem jako Biskup, a Pan Jerzy Turowicz jako dziennikarz. W tym okresie często spotykaliśmy się z Redakcją „Tygodnika” i „Znaku” na Franciszkańskiej 3. Pamiętam, że pisywałem wówczas obszerne listy na temat tego, jak widzę stosunek pomiędzy informacją o Soborze a formacją w duchu Soboru. „Tygodnik” oddawał wówczas Kościołowi w Polsce wielkie usługi, ale były też momenty pewnych napięć i trudności, które trzeba było wspólnym wysiłkiem wyjaśnić i rozwiązywać.
Rok 1989 przyniósł w Polsce głębokie zmiany związane z upadkiem systemu komunistycznego. Odzyskanie wolności zbiegło się paradoksalnie ze wzmożonym atakiem sił lewicy laickiej i ugrupowań liberalnych na Kościół, na Episkopat, a także na Papieża. Wyczułem to zwłaszcza w kontekście moich ostatnich odwiedzin w Polsce w roku 1991. Chodziło o to, ażeby zatrzeć w pamięci społeczeństwa to, czym Kościół był w życiu Narodu na przestrzeni minionych lat. Mnożyły się oskarżenia czy pomówienia o klerykalizm, o rzekomą chęć rządzenia Polską ze strony Kościoła, czy też o hamowanie emancypacji politycznej polskiego społeczeństwa. Pan daruje jeżeli powiem, iż oddziaływanie tych wpływów odczuwało się jakoś także w „Tygodniku Powszechnym”. W tym trudnym momencie Kościół w „Tygodniku” nie znalazł, niestety, takiego wsparcia i obrony, jakiego miał poniekąd prawo oczekiwać; „nie czuł się dość miłowany” – jak kiedyś powiedziałem. Dzisiaj piszę o tym z bólem, gdyż los „Tygodnika Powszechnego” i jego przyszłość bardzo leżą mi na sercu.
Ponieważ „Tygodnik Powszechny”, a także „Znak” czytałem i nadal czytam dość regularnie, mogłem zauważyć, że orientacja o której wspomniałem, uległa pewnej zmianie po krytycznych wyborach do parlamentu we wrześniu 1993 roku. I ten nowy trend, jak mi się wydaje, utrzymuje się do dzisiaj, co budzi zrozumiałe nadzieje. Można nawet powiedzieć, iż powiększyła się ilość publikacji o charakterze religijnym, teologicznym i chrześcijańskim. Cenną komponentą „Tygodnika” pozostaje obfita informacja o problemach Kościoła i świata.
Wypada kończyć ten już dość długi wywód. Zawiera się w nim poniekąd próba mojego osobistego „rozliczenia się” z „Tygodnikiem” na jego Pięćdziesięciolecie. W tym rozliczeniu pozycją stałą jest sam tytuł: „Tygodnik Powszechny” oraz podtytuł: „Katolickie pismo społeczno-kulturalne”. Powiedziałbym, że równie stałą, a może jeszcze bardziej stałą pozycją jest nazwisko Jerzego Turowicza. Kończąc więc, pragnę podziękować Panu Bogu za pięćdziesiąt lat „Tygodnika Powszechnego”, a może bardziej jeszcze za pięćdziesiąt lat tej życzliwości, jaką mi Pan okazywał jako Redaktor naczelny. Życzę, ażeby Pan Bóg błogosławił Panu Jerzemu i Pani Annie oraz „Tygodnikowi”. Są to zarazem moje serdeczne życzenia Wielkanocne. „Tygodnik Powszechny” zaczął wychodzić na Wielkanoc 1945 roku, a jego Jubileusz Pięćdziesięciolecia wypadł w Niedzielę „Laetare”. Jest to z pewnością jakiś wyznacznik chrześcijańskiego optymizmu.
Watykan, dnia 5 kwietnia 1995 r.