Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wkładem do pojednania polsko-niemieckiego, w którym udział miało wielu wypędzonych, była akcja pomocy dla Polaków w czasie stanu wojennego. Nie da się oszacować materialnej wartości tej pomocy, organizowanej przez mnóstwo stowarzyszeń, instytucji i osoby prywatne po 13 grudnia 1981 r. - pewne jest tylko, że była ona wielokrotnie większa niż te miliony euro, jakie Niemcy zebrali dla ofiar tsunami w Azji. Polacy, którzy wtedy byli dorośli, wiedzą, że bez niemieckiej pomocy znacznie ciężej byłoby przetrwać początek lat 80. A Niemcy wiedzą, że bez Polaków nie byłoby przełomu roku 1989.
Nie jest dziś w interesie Niemców ani Polaków, aby ten - bez wątpienia niezakończony jeszcze - proces budowania zaufania miał być zagrożony za sprawą osoby Eriki Steinbach. Nie ma wątpliwości, że BdV (jako wpływowa grupa interesów w RFN) hamował przez dziesięciolecia pojednanie - np. przez negowanie granicy albo wypowiedzi działaczy BdV, którzy pod koniec lat 90. wysuwali roszczenia wobec Polski i Czech, domagając się, by w razie ich niespełnienia zablokować ich wejście do Unii.
Jednak wielu niemieckich polityków nie pojęło dotąd, że wypędzeni i Związek Wypędzonych to nie to samo. Czynienie teraz z lisa strażnika kurnika byłoby kiepskim "widocznym znakiem" pojednania.