Liczba zadowolonych

W komentarzu “I właściwie po co?" (nr 50/04) Józefa Hennelowa dowodzi bezcelowości pracy polskiego ustawodawcy nad projektem ustawy rejestrującej związki homoseksualne w urzędach stanu cywilnego. Tekst kończy gorzkim pytaniem: “Po co?".

Jestem osobą, która swoje wartości wywodzi ze źródeł innych niż Bóg chrześcijan, więc dopuszczam myśl, że mógłbym zakochać się w innym mężczyźnie i chcieć dzielić z nim życie. Prędzej czy później dopadłaby nas z pewnością prozaiczność spraw prywatnych: pomnażanie wspólnego majątku i związane z tym sprawy podatkowe, prawo do informacji o zdrowiu partnera, jeśliby trafił do szpitala, sprawa zabezpieczenia przyszłości po śmierci jednego z nas przez możliwość dziedziczenia. Mam prawo oczekiwać od mojego państwa, że prawo stanowione będzie w dostatecznym stopniu odzwierciedlało rzeczywistość, w której niezaniedbywalna liczba obywateli decyduje się na wspólne życie z partnerem tej samej płci, z wieloma tego konsekwencjami. Nie domagając się bynajmniej afirmacji takich wyborów, chciałbym po prostu, żeby moje państwo nie tworzyło nieadekwatnych do rzeczywistości barier prawnych utrudniających mnie i mojemu hipotetycznemu partnerowi dzielenia naszej prywatności. A w tej dziedzinie od wielu lat panuje absolutna stagnacja, nie tylko na poziomie ustaw, ale i, przywołanych przez autorkę komentarza, rozporządzeń.

Projekt pani senator Marii Szyszkowskiej zdecydowanie afirmuje związki homoseksualne, ale czy ktoś kiedyś chciał rozmawiać o jakimś innym modus vivendi obywateli różniących się przekonaniami w tej sprawie? Mam nadzieję, że uchwalenie tego projektu rozpocznie przynajmniej dyskusję, do jakiego stopnia nieprzeszkadzanie przez państwo obywatelom w sprawach praktycznych wynikających z prywatnych wyborów jest promowaniem konkretnych modeli życia, a kiedy, po prostu, ułatwianiem osiągania osobistego szczęścia w sposób, który nie szkodzi współobywatelom.

Związki osób tej samej płci nie są karykaturą małżeństwa, tylko innym sposobem bliskości z drugim człowiekiem. Fakt, że przejmują terminologię i symbolikę zarezerwowaną dotąd dla małżeństw (to się już dokonało, o czym można się przekonać choćby czytając blogi prowadzone przez osoby o orientacji homoseksualnej) świadczy tylko o tym, że nie zostaliśmy wychowani do tolerancji takich wyborów, włącznie z tymi, którzy takich wyborów dokonują. Że nasz język pozostał w tyle za teraźniejszością pozwalającą na znacznie szersze spektrum osobistej wolności. Pominę w tej dyskusji oczywiste pożytki dla państwa, płynące z faktu zwiększenia liczby zadowolonych obywateli żyjących w stałych związkach, nawet różnych od małżeństw. Nie rozwinę także kwestii społecznego odrzucenia osób homoseksualnych.

Czy autorce, poddającej w wątpliwość sens rozmawiania o tym, jak państwo może być przyjazne dla homoseksualnych obywateli żyjących w stałych związkach, chodziło o to, że, jeśli ktoś chce się spełniać w życiu “kochając inaczej", winien to robić w ukryciu, napotykając liczne utrudnienia jako “karę społeczną za grzech"? Zdecydowanie odrzucam taką postawę. W sprawie jakości życia moich współobywateli nie jest mi “wszystko jedno".

KRZYSZTOF TURZYŃSKI (Warszawa)

***

Argument naszego Czytelnika: “Oczywiste pożytki dla państwa płynące z faktu zwiększenia liczby zadowolonych obywateli" nie jest dla mnie przekonujący. Argumentem na rzecz praw stanowionych byłoby dobro wspólne - tu go nie widzę, gdyż żaden związek jednej płci nie wnosi do społeczeństwa tego, co z założenia daje małżeństwo: zawiązku rodziny, naturalnego środowiska rodzicielskiego i wychowawczego. Tu nie chodzi o indywidualne, najpiękniejsze nawet, intencje, lecz o ład nadrzędny jako zasadę funkcjonowania społeczeństwa. W tej sprawie “wszystko jedno" oznaczałoby akceptację chaosu. Proszę też nie dopisywać autorce intencji wymierzania takim związkom “kary społecznej". Utrudnienia należy usuwać, na ile się da (bo nie da się wszystkim i wszystkich), przywileje nie są obowiązkowe. I tyle.

JÓZEFA HENNELOWA

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2005