Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Demonstracje szyickie na rzecz wyborów na pozór tylko odpowiadają hasłu szybkiej “irakizacji Iraku" - formułowanemu przez ONZ i europejskich krytyków USA. Jeśli przywódcom szyickim uda się wymóc na USA przyspieszenie wyborów - w chwili, gdy nie ustalono jeszcze, jakim państwem ma być Irak: scentralizowanym czy federacyjnym - to cel: demokracja i oddanie władzy Irakijczykom, może być się sprzeczny z innym, równorzędnym: stabilizacją. Szyiccy przywódcy rozpoczęli kampanię w tym właśnie momencie: wiedzą, że demograficzna przewaga może dać im większość w przyszłych władzach, od których zależeć może ustrój kraju.
Polityczne przebudzenie szyitów pod wodzą ajatollaha Sistaniego budzi obawy Kurdów. Z ich punktu widzenia nie ma sensu spieszyć się z wyborami, skoro nie wiadomo, jak ma wyglądać Irak, a siły alianckie powinny zostać w kraju jak najdłużej. Kurdowie boją się, że na “irakizacji" i demokratyzacji - nie poprzedzonej zagwarantowaniem im autonomii (a dla wielu: niepodległości) - stracą to, co już osiągnęli, czyli “państwo w państwie", jakim jest iracki Kurdystan. Papierkiem lakmusowym jest dla nich status Kirkuku: to miasto, brutalnie zarabizowane przez Husajna (Kurdów wygnano, sprowadzając osadników-Arabów), otaczają złoża ropy, która może zapewnić ekonomiczną niezależność Kurdystanu. Dlatego, zdaniem Kurdów, powinno znaleźć się na obszarze im podległym. Arabowie są przeciw.
Kurdowie mają przeciwników. Turecki premier dał w ubiegłym tygodniu do zrozumienia, że Turcja nie życzy sobie, by Irak był “krajem federacyjnym, w którym elementy tejże federacji opierałyby się na grupach etnicznych" (czytaj: nie chcemy, by Kurdowie otrzymali niezależność). Turków popiera Syria, gdzie też mieszkają Kurdowie. Ale i oni mają argumenty. Nie tylko 50-tys. armię (obecnie wykonującą funkcje policyjne), ale też sondaże, z których wynika, że ponad 90 proc. Kurdów chce niezależności, a jedna piąta jest gotowa o nią walczyć. Poza tym, Amerykanie ich potrzebują. Dlatego iracki Kurdystan jest jednym z niewielu regionów świata islamskiego - obok np. Kosowa - gdzie muzułmanie kochają Amerykanów.