Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Szkoła istnieje ze względu na uczniów. Pytać trzeba w konsekwencji, po co uczniowie mają w szkole czytać teksty literackie. Żeby wiedzieć, że były? Zachwycać się nimi, nawet gdy nie zachwycają? Czy żeby odkrywać za ich pośrednictwem ludzkie dramaty, ich przyczyny i znaczenie i budować w ten sposób świadomość własnej ludzkiej kondycji? Raczej to drugie. W takim razie problem z podstawą programową nie sprowadza się, nawet gdy chodzi o język polski, do listy lektur. Nie o liczbę lektur, lecz jakość czytania chodzi.
"Najostatniejsza" wersja podstawy programowej wskazuje w tym zakresie lekturowe możliwości i twarde obligacje, które wydają się do zaakceptowania: w szkole podstawowej musi się opracować w ciągu jednego roku szkolnego w całości co najmniej cztery pozycje książkowe, wybierając z dość obszernej listy, w gimnazjum po pięć, w klasach I i II liceum po pięć, w klasie maturalnej trzy. Nie oznacza to zakazu wprowadzania lektur spoza listy. Nie oznacza też zakazu czytania we fragmentach. Miejmy nadzieję, że nie oznacza również nakazu czytania choćby tylko we fragmentach wszystkiego, co na tych listach umieszczono - co do tego zapisy nie są całkiem jasne.
Te zapisy oznaczają natomiast, że raczej trzeba się, i słusznie, pożegnać w szkołach każdego poziomu z myślą o ujęciach historycznoliterackich i także o ujęciach chronologicznych - uniwersytety też powinny mieć co robić. Pod rozwagę twórców podstawy należałoby wprawdzie poddać realną możliwość czytania całego pierwszego tomu "Chłopów" i "Nie-Boskiej komedii", ale można w końcu powiedzieć, że gdy chodzi o listy lektur, jakoś damy radę. Jakość analizowanej podstawy nie sprowadza się zatem do kwestii lektur przede wszystkim lub już nie sprowadza się do kwestii lektur.
Niepokój budzą natomiast zapisy dotyczące innych treści, o których nie ma tu miejsca mówić. Niepokój budzi też forma innych zapisów. Są one bowiem nastawione głównie na wygodę komisji egzaminacyjnych. Sądząc zaś po tych zapisach, o człowieku trzeba myśleć zgodnie z psychologią behawiorystyczną, czyli: człowiekiem steruje się poprzez system oddziaływań zewnętrznych, jego zachowania można regulować poprzez nagrody i kary, celowa inżynieria społeczna wyznaczy jakość. Życie uczy jednak, że w takich sytuacjach nie "jakość", lecz "jakoś" zwykle bierze górę.