Historia opisywana inaczej

Tomasz Łubieński jest postacią znaną i cenioną, obecnie pełni funkcję członka Rady Programowej Muzeum Powstania Warszawskiego, toteż nie mogę pozostawić bez komentarza jego wypowiedzi na temat mojej działalności i osoby, jakie był łaskaw zaprezentować w wywiadzie "Polska: jak być kochaną (dodatek "Historia w Tygodniku, "TP nr 46/06).

01.12.2006

Czyta się kilka minut

Pan Łubieński stwierdził, że w "Biuletynie IPN" pisałem "o Edwinie Rozłubirskim jak o zwykłym rzezimieszku". Tymczasem udzieliłem tam wywiadu, w którym użyłem jedynie zbliżonych określeń, mając na uwadze fakty znane mi z działalności bojowej Rozłubirskiego "Gustawa" w GL-AL i akcje podległych mu tzw. Czwartaków. Jest faktem, że Rozłubirski rozpoczął działalność zbrojną napadem na pocztę w Janowcu w nocy z 27 na 28 lipca 1942 r. Przynajmniej niektórzy członkowie jego grupy byli w czasie akcji pijani. Także w późniejszym okresie znaczna część działań podległych mu "gwardzistów" to operacje niemądre i szkodliwe, w tym z pogranicza bandytyzmu. Rozłubirski był w czasie wojny specjalistą od tzw. mokrej roboty - mordował ludzi niewygodnych dla kierownictwa PPR. Wspominam o tych faktach w książce "Polska Partia Robotnicza 1941-1944. Droga do władzy" (2003, s. 159-160, 171). O sprawach tych pisałem jeszcze w latach 90., kiedy żył Edwin Rozłubirski i mógł zażądać sprostowań oraz złożyć pozew o naruszenie dóbr osobistych. Obrzucił mnie epitetami, ale do sądu nie poszedł.

"Rozłubirskiego, AL-owca, odznaczył Virtuti Militari sam gen. Tadeusz »Bór« Komorowski" - mówi mój polemista. Ale takie rzeczy młodym wilkom [jak Gontarczyk] nie mieszczą się w głowie". Nie tylko mieści mi się to w głowie, ale nawet o tym pisałem, zaś przyczyna gestu gen. "Bora" jest chyba oczywista: polityka. Dwa takie odznaczenia przyznano AL i dostali je Rozłubirski oraz Jakov Szelubski. Gen. Komorowski nic nie wiedział o pewnych faktach z okupacyjnej działalności "Gustawa". Ponadto uważam, że fakt otrzymania Virtuti Militari nie zwalnia od normalnej weryfikacji działalności, bo takie jest rzemiosło historyków. Czyżby mój krytyk był innego zdania?

Pan Łubieński wypowiedział się też w kwestii mojej oceny historii: "słyszałem, w Muzeum niestety, jak [Gontarczyk] zdyskwalifikował (...) cały dorobek historyczny PRL i oczywiście III RP. Nawet powstania narodowe według Gontarczyka trzeba opisać inaczej". Przyjmuję do wiadomości wyżej zaprezentowaną koncepcję pełnienia funkcji członka Rady Programowej Muzeum Powstania Warszawskiego. Rozumiem, że nie wolno mi już będzie głosić tam poglądów, choć nie wiem jeszcze jakich: czy żadnych, czy tylko tych, z którymi Mój Szanowny Krytyk się nie zgadza. Bardziej martwi jednak mnie fakt, że pan Łubieński albo słuchał moich poglądów nieuważnie, albo zna je co najmniej z drugiej ręki. Na spotkaniu w Muzeum 31 sierpnia 2006 r. wypowiadałem się krytycznie o historiografii PRL, szczególnie o tej najnowszej. Twierdziłem, że historiografia

III RP w znacznej części - ze względu na ciągłość organizacyjną i personalną z PRL - ma niewielką lub dyskusyjną wartość. Zaś wiele obszarów naszej historii, np. losy polskiej lewicy, zostało tak zmistyfikowanych, że badania trzeba zaczynać niemal od zera. Słowa: "wiele", "znaczna część" czy "niemal" nie oznaczają absolutu. Nie potępiałem więc w czambuł całej historiografii PRL i III RP. Krytykowałem ostro, lecz selektywnie, stosowałem cienie i wątpliwości. Sprawę nadużyć historiografii PRL dotyczącej powstań narodowych (konkretnie Powstania Styczniowego) wspomniałem nie ja, tylko prowadzący spotkanie wicedyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego - Dariusz Gawin. Powoływał się na publiczne wyznanie prof. Stefana Kieniewicza, który miał wprowadzać "poprawki" (czyli fałszerstwa) do edycji dokumentów źródłowych.

Mój Szanowny Krytyk ma też pretensje, że krytykuję niektórych historyków i ich publikacje: "Jest faktem, że - czy to komuś wydaje się politycznie słuszne, czy nie - tacy profesorowie jak zmarły niedawno Jarema Maciszewski czy Eugeniusz Duraczyński, choć pełnili wysokie funkcje partyjne, mają poważną zawodową renomę. Jako eseistę historycznego niepokoi mnie natomiast dr Piotr Gontarczyk i jemu podobni". Odnosząc się krytycznie do publikacji prof. Duraczyńskiego, operuję argumentami merytorycznymi. Przypisywanie moim działaniom znaczenia jakiejś walki politycznej, czy też pokoleniowej, jest równie krzywdzące, co bezpodstawne. Prof. Duraczyński był jednym z czołowych twórców komunistycznej mistyfikacji, jaką była oficjalna PRL-owska historiografia drugiej wojny światowej. Przykładem niech będzie chociażby sprawa zbrodni katyńskiej, którą opisywał za pomocą komunikatów Sowieckiego Biura Informacyjnego, czasem dodając coś od siebie: "Rząd Sikorskiego dał jednak wiarę propagandzie Berlina i zwrócił się 16 kwietnia do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża w Genewie o przeprowadzenie dochodzenia" ("Między Londynem a Warszawą", 1986, s. 27).

Spuśćmy jednak zasłonę milczenia na działalność prof. Duraczyńskiego w czasach Polski Ludowej. Sęk w tym, że także obecnie publikuje on książki, których treść daleko odstaje od wielu znanych już faktów historycznych i dokumentów archiwalnych. W ostatniej pracy "Polska 1939-1945. Dzieje polityczne" (1999), w podrozdziale "Urodzeni konspiratorzy" rozdziału "Początki Polski Podziemnej", obok gen. Stefana Roweckiego "Grota" wymienił "urodzonego konspiratora Polski Podziemnej"(?) Józefa Goldberga-Różańskiego, w tym czasie oficera śledczego NKWD. Takich przykładów mogę podać więcej. W związku z tym w książce o Polskiej Partii Robotniczej tu i ówdzie wytknąłem niektóre nadużycia. Prof. Duraczyński nie podjął polemiki, ale skupił się na innych działaniach, które skończyły się awanturą i jego odejściem z redakcji "Dziejów Najnowszych".

Jak widać, na Tomaszu Łubieńskim ani sprawa przedstawienia zbrodni katyńskiej, ani fałszerstwa, ani książki-paszkwile na władze polskie na wychodźstwie i podziemie niepodległościowe nie robią większego wrażenia. A rola, jaką odgrywał w Polsce gen. "Grot", niech będzie porównywana do zasług oficerów śledczych NKWD, bo prof. Duraczyński ma "poważną zawodową renomę". Zaś przykładem "polityzacji i ideologizacji historii", które wskazuje Łubieński, mogą być "Gontarczyk i jemu podobni". Takie postawienie sprawy zmartwiło mnie nieco, choć bez wielkiej przesady. Mamy wolny kraj. Tak prof. Duraczyński, jak pan Łubieński mają prawo sami wybierać sobie i autorytety, i bohaterów.

Dr PIOTR GONTARCZYK (ur. 1970) jest historykiem i politologiem. Ostatnio wydał książkę "Kłopoty z historią" (2006).

Odpowiedź Tomasza Łubieńskiego

W nierzetelnej dyskusji zamieszczonej w "Biuletynie IPN" nr 3-4/2006 dr Gontarczyk, zastępca dyrektora Biura Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów IPN, wyrażał się o Edwinie Rozłubirskim per "generał LWP o mentalności niemal gangsterskiej: przyjść, zastrzelić, buty zabrać". W powyższej polemice rozwija dalej tę opinię, powołując się na własną książkę jako źródło. Może ktoś kompetentny (ja nie jestem zawodowcem) zdołałby ją zweryfikować, bo w stwierdzeniach dr. Gontarczyka politolog-ideolog zbyt często bierze górę nad historykiem. Mój polemista ubolewa też, że gen. "Bór" nic nie wiedział o przeszłości Rozłubirskiego, a dekoracji dokonał zapewne ze względów politycznych. Ale przecież "Bór" nie wybierał: Rozłubirski został mu przedstawiony do odznaczenia jako żołnierz Starówki.

Istotnie, wygląda niefortunnie, że generał "Grot" i Różański znaleźli się w tym samym podrozdziale książki prof. Duraczyńskiego, ale przecież nie obok. I chyba wystarczająco rozróżnia ich sam Duraczyński, tak pisząc o Różańskim: "Powojenny dyrektor departamentu śledczego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego Jacek Różański (rodowe nazwisko - Jakub Goldberg), przed wojną adwokat warszawski, komunista, w latach 1939-41 był funkcjonariuszem NKWD w Rostopolu, również i we Lwowie". Rozumiem, że dla Piotra Gontarczyka, który rozprawia się z Duraczyńskim, taki cytat brzmiałby niewygodnie, dlatego starannie go przemilcza.

O powstaniach narodowych, zdaniem Piotra Gontarczyka, też przydałoby się pisać po nowemu. Dr Gontarczyk powołał się w tym miejscu na prowadzącego spotkania w Muzeum dr. Dariusza Gawina, który miał przypomnieć wyznanie prof. Kieniewicza na temat "poprawek", czyli - nie wiadomo: zdaniem dr. Gawina czy dr. Gontarczyka - fałszerstw, jakich profesor miał się dopuścić. Myślę, że ktoś się tu przesłyszał i że w tej sprawie odezwą się uczniowie Mistrza.

Słuchając wyrazistych poglądów Piotra Gontarczyka, nie zauważyłem tam cieni i wątpliwości, raczej brak chęci zrozumienia starszych kolegów, którzy pracując w trudnych warunkach poprzedniej epoki, zdołali wiele osiągnąć. A ponieważ pod koniec swojego tekstu przestaje on być uprzejmy, podzielę się pewną nieprzyjemną refleksją. Otóż dawno, dawno temu młodzi budowniczowie lepszego jutra, m.in. dla nauki, rozprawiali się z burżuazyjną profesurą, wytykając jej różnymi metodami wszelkiego rodzaju niesłuszność. W wersji literackiej nazwano ich "pryszczatymi" i dotąd jeszcze niektórzy z nich słusznie wstydzą się swoich niegdysiejszych słów i gestów. Grupę historyków, których pan Gontarczyk jest czołowym przedstawicielem, określiłem, chyba łagodnie, mianem "młodych wilków". Oczywiście, ideologię mają inną niż zelanci sprzed pół wieka, ale biologię podobną: bezwzględną, darwinowską. Byłoby źle, również dla nich samych, gdyby zasłużyli sobie na brzydkie miano "młodych, pryszczatych wilków".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2006