Godzina, której nie ma. Co nam daje zmiana czasu

W tym roku mieliśmy pożegnać go po raz ostatni, ale wbrew woli większości Europejczyków i w kontrze do stosownej uchwały europarlamentu czas letni pozostanie z nami zapewne na czas nieokreślony.

24.10.2022

Czyta się kilka minut

Kamil Filipowski ze swoją instalacją artystyczną „Czas na kulturę”. Lublin, 29 marca 2019 r. / WOJCIECH PACEWICZ / PAP
Kamil Filipowski ze swoją instalacją artystyczną „Czas na kulturę”. Lublin, 29 marca 2019 r. / WOJCIECH PACEWICZ / PAP

Która godzina? Odpowiedzi na to pytanie puryści powinni szukać w Polsce gdzieś między Zgorzelcem a Stargardem Szczecińskim, czyli na linii odpowiadającej czasowi słonecznemu południka 15. stopnia długości wschodniej. W tym miejscu Słońce wyznacza nam coś, co w tabelach tzw. uniwersalnego czasu koordynowanego nazywane jest naturalnym środkowo­europejskim czasem strefowym (ang. Central ­European Time – CET). Gdy w nocy z 29 na 30 października cofniemy wskazówki o godzinę na tzw. czas zimowy, większość z nas nie będzie zdawać sobie sprawy, że przywraca zegarkom zgodność wskazań ze stanem faktycznym CET. Czas letni jest bowiem niczym innym jak manipulacją. Na tyle sprytną, że wciąż łapie się na nią około 70 krajów świata, głównie leżących w strefie klimatu umiarkowanego.

Zmiana bez zmiany

Trzeba uczciwie zaznaczyć, że koncepcja zmiany czasu nie ma ostatnio dobrego czasu. Z przestawianiem zegarków dały już sobie spokój Rosja i Islandia, a w przyszłym roku chcą zrezygnować z tej praktyki także USA. Na Starym Kontynencie również zapachniało zmianą. W 2019 r. Parlament Europejski zapalił zielone światło planom zniesienia zmiany czasu już od roku 2021 – pomysł jednak upadł, bo w obliczu pandemii COVID-19 Rada Europejska nie przystąpiła nawet do uzgodnień z krajami członkowskimi, które mogłyby zaowocować wspólną decyzją w tej sprawie.

Konsultacje społeczne, które poprzedziły decyzję europarlamentarzystów, pokazały jednak, że w kwestii zmian czasu społeczeństwa Unii Europejskiej są dosyć zgodne. Za odejściem od tej praktyki opowiedziało się 84 proc. z 4,6 mln uczestników ankiety – w historii unijnych konsultacji żadne pytanie nie spotkało się z tak dużym odzewem. W dodatku 70 proc. odpowiedzi nadesłali mieszkańcy Niemiec, co jedynie umocniło ich stereotypowy wizerunek nacji, która nie lekceważy zegarka.

Wśród Europejczyków, którzy zmianie czasu powiedzieli „nie”, 56 proc. wolałoby na stałe ten letni. Za zimowym optowało 36 proc. Reszta nie mogła się zdecydować. Niechęć do przestawiania zegarków w różnych krajach przybrała jednak inną skalę. Wśród uczestniczących w ankiecie Finów odsetek tych, którzy doświadczenia ze zmianą czasu opisali jako negatywne, sięgnął aż 93 proc. Na drugim miejscu uplasowali się Polacy (91 proc.), podium zamknęli zaś Litwini (89 proc.). Zwolennicy utrzymania czasu letniego i zimowego przeważali jedynie wśród Greków, Cypryjczyków i Maltańczyków – czyli na słonecznym południu Europy, gdzie nawet grudniowy poranek bywa czasem przyjemniejszym od skandynawskiej wiosny.

W identycznym badaniu przeprowadzonym w 2019 r. przez CBOS na zamówienie ówczesnego Ministerstwa Przedsiębiorczości i Technologii aż 78,3 proc. ankietowanych Polaków również oceniło zmianę czasu jako zbędną (co ciekawe, zwolenników przestawiania zegarków było tylko 14,2 proc). Trudności nie sprawiło nam również wskazanie preferowanego czasu, bo aż 74 proc. badanych zadeklarowało, że wolałoby ten letni, który zapewnia więcej światła słonecznego w godzinach wieczornych kosztem dłuższej porannej szarzyzny. Autorzy badania CBOS podkreślali, że preferencja dla czasu letniego była zauważalna we wszystkich grupach społeczno-demograficznych i zawodowych, ich uwagę przykuło jednak „nieco wyższe w porównaniu z innymi poparcie dla czasu zimowego wśród osób wykonujących specyficzne zawody: zatrudnionych w prywatnych gospodarstwach rolnych (22,9 proc.), rolników i robotników niewykwalifikowanych (po 18,6 proc.) oraz wśród niepracujących gospodyń domowych (21,4 proc.)”. Największym bodaj zaskoczeniem okazał się jednak relatywnie wysoki (38,7 proc.) odsetek osób niechętnych likwidacji zmiany czasu wśród wchodzących w dorosłość Polaków (18-24 lata). Choć być może wytłumaczenie dla tego fenomenu jest proste, zważywszy na to, że część osób w tym wieku nie wstaje przed południem.

Oficjalnie pomysł rezygnacji ze zmiany w krajach Unii nie umarł. Jak twierdzą politycy, to tylko kwestia… czasu i wypracowania wspólnych ram prawnych. „W nawiązaniu do doniesień medialnych, informujemy, że Komisja Europejska zaleca państwom członkowskim UE kontynuowanie obecnych regulacji dotyczących czasu zimowego i letniego przez najbliższe 5 lat (2022-2026)” – podaje na swojej stronie Ministerstwo Rozwoju i Technologii.

Możliwe więc, że się doczekamy, choć równie prawdopodobne jest to, że tymczasowe rozwiązanie, jak wiele innych prowizorek, utrzyma się jednak na dłużej.

Kto rano wstaje

Za tym drugim przemawiać może fakt, że większość korzyści związanych z wprowadzaniem czasu letniego okazuje się nie jest tak oczywista, jak dotąd uważano. Problematyczne okazuje się nawet utrzymanie koronnego argumentu o zbawiennym wpływie zmiany czasu na zużycie energii. Przestawianie zegarków gwarantowało oszczędności na początku XX wieku, kiedy jego źródłem były wyłącznie siłownie węglowe. Jeszcze w latach 30. w amerykańskich miastach, mających już wówczas świetnie rozwiniętą sieć oświetlenia ulicznego, oszczędności z tego tytułu sięgały nawet 30-40 proc. rocznych kosztów zużycia energii. Dziś zwykle mowa o 2-3 proc. W dodatku elastyczność współczesnych systemów energetycznych, które niemal w czasie ­rzeczywistym dostosowują strukturę produkcji prądu do warunków pogodowych, sprawia, że przy odrobinie pecha zamiast ­oszczędności w ­dobowym bilansie energetycznym mogą pojawić się straty. Wystarczy, że tuż po wprowadzeniu czasu zimowego trafi się kilkanaście dni z rzędu z silnymi wiatrami o świcie. Miejsce porannych 60 minut zasilanych supertanią energią z wiatraków zajmie wówczas godzina, w której prąd pochodzić będzie głównie z węgla.

Wątpliwości budzi też drugi z najczęściej podnoszonych argumentów, czyli bezpieczeństwo na drogach. Zauważalny statystycznie spadek liczby wypadków w okresie wiosenno-letnim można bowiem tłumaczyć zarówno przesunięciem cyklu dobowego o 60 minut, jak i po prostu lepszymi warunkami panującymi wówczas na drogach.

To może zdrowie? Więcej światła słonecznego z pewnością dobrze robi na psychikę, czasem jednak zysk może nie pokryć innej straty. Badania prowadzone w Szwecji na początku tego stulecia zakończyły się niepokojącym wnioskiem, że w pierwszych tygodniach po wprowadzeniu czasu letniego widoczny jest lekki wzrost liczby samobójstw wśród mężczyzn. W innych przypadkach wciąż daleko do naukowej pewności, czy za obserwowanym skutkiem (np. większym odsetkiem zawałów w poniedziałki po weekendzie, na który przypada zmiana czasu) na pewno stała wyłącznie przyczyna w postaci manipulacji zegarkiem.

Maj rozpoczęty w kwietniu

Głównym błędem, jaki popełniamy, może być bowiem to, że zmianę czasu usiłujemy utożsamić ze zmianą na lepsze, do tego w naszym interesie. Tymczasem angielski termin daylight saving time oznaczający czas letni brutalnie oddaje prawdziwy sens dorocznych machlojek z przestawianiem wskazówek zegara. Nie chodzi w nich wcale o nasze samopoczucie. Gra toczy się o to, aby jak najdłużej utrzymywać nas w stanie wysokiej aktywności w dwóch najbardziej pożądanych z puntu widzenia państwa rolach pracowników oraz konsumentów – i zarazem podnieść przy tym możliwie najniższe koszty.

Na zbędne humanizowanie tego pomysłu nie wpadł nawet Benjamin Franklin, powszechnie uznawany za pomysłodawcę nie tyle zmiany czasu, co zmiany rytmu dobowego. „Jeśli zmusimy kogoś, by wstał o czwartej rano, to jest więcej niż prawdopodobne, że chętnie położy się do łóżka o ósmej wieczór i, po przespaniu ośmiu godzin, jeszcze chętniej wstanie o czwartej rano następnego dnia” – pisał w liście opublikowanym potem przez redakcję „Journal de Paris”. A na wypadek, gdyby jego pomysł został uznany za fantasmagorię, postulował ustawienie na każdym paryskim skrzyżowaniu armaty, której wystrzał każdego ranka oznajmiałby okolicznym mieszkańcom wybicie godziny czwartej. Trudno się więc dziwić, że jego propozycja nie wzbudziła entuzjazmu wśród francuskich elit. Nie zmieniły tego nawet wyliczenia Franklina, który szacował, że w ten sposób roczne koszty oświetlenia Paryża spadłyby aż o 96 mln liwrów tylko w okresie od marca do września.

Kolejni pomysłodawcy manipulowania rytmem dobowym w zależności od długości dnia – jak Nowozelandczyk ­George Vernon Hudson czy Anglik William ­Willett – również głównie zderzali się z niechęcią i niezrozumieniem ze strony rozmaitych środowisk, od farmerów, przez Królewską Marynarkę Wojenną, aż po astronomów. Pomysł zmiany czasu idealnie wpasowywał się za to w realia epoki przemysłowej, która czas – obok węgla, ropy czy stali – uczyniła jeszcze jednym zasobem podlegającym rabunkowej eksploatacji. W drugiej połowie XIX stulecia przeciętny robotnik w fabryce w Manchesterze musiał w skali roku przepracować około 3 tys. godzin, aby zarobić na minimum egzystencji. Pięć wieków wcześniej, około roku 1300, w tej samej Anglii przeciętnemu chłopu osiągnięcie tego samego zajmowało najwyżej 1,5 tys. godzin rocznie. Nic więc dziwnego, że gdy w 1916 r. pogrążone w wojnie Niemcy i Austro-Wegry jako pierwsze wprowadziły na swoich ziemiach czas letni, sprytnie rozpoczynając 1 maja już 30 kwietnia o godzinie 23, w rozporządzeniach na ten temat nie zająknięto się choćby słowem o czasie wolnym czy zdrowiu psychicznym obywateli. W wydaniu z 22 kwietnia 1916 r. krakowski „Czas” na pierwszej stronie donosił wprawdzie o zarządzonej właśnie „zmianie czasu w Austryi”, ale w krótkiej notce, w której akcent kładziono przede wszystkim na „lepsze wyzyskanie światła dziennego i tak pożądane dziś zaoszczędzenie materyałów świetlnych i paliwa”. Uwagę czytelników i tak najmocniej przykuwała pewnie sąsiednia korespondencja spod Verdun, gdzie „Francuzi znów atakowali znacznemu siłami martwego człowieka”.

Czas letni musiał nosić tak wyraźne piętno cywilizacji germańskiej (choć śladem Niemiec i jej sojuszników niemal natychmiast wprowadziły go także państwa Ententy), że nawet gospodarczy golas, jakim była odrodzona po 123 latach Polska, nie zdecydował się na przyjęcie tej idei. Przestawienie zegarków wróciło na ziemie polskie dopiero w czasie okupacji niemieckiej, a na dłużej – po wojnie, dla wsparcia trudu odbudowy. Koncepcja zmiany czasu doskonale pasowała do industrializacji kraju, choć wielu świeżo upieczonym mieszczuchom, którym tryb życia w dzieciństwie regulowało pianie wiejskich kogutów, dostosowanie się do nowych uwarunkowań przychodziło z trudem. Ich męczarnie świetnie oddawała subtelna jak cios w szczękę liryka Edwarda Stachury:

„Godzina słynna: piąta pięć

Naciska budzik, dźwiga się

Do kuchni drogę zna na pamięć

Prowadzą go tam nogi same

Pod kran pakuje śpiący łeb

Przez chwilę jeszcze śpi jak w łóżku

Dopóki nie posłyszy plusku

I wtedy wreszcie budzi się”.

Na stałe wprowadzenie czasu letniego do polskiego kalendarza władze PRL zdecydowały się dopiero w 1977 r., idąc śladem krajów zachodnich, które w tym czasie do podobnego kroku zmusił kryzys paliwowy. Odtąd nieprzerwanie dwa razy w roku cofamy lub pchamy wskazówki o godzinę. Zmianie uległa jedynie data jego wprowadzania i odwoływania. Aż do 1995 r. czas letni odwoływaliśmy w ostatnią niedzielę września. W 1996 r., w ramach treningu przed akcesją do Unii Europejskiej, postanowiliśmy jednak zsynchronizować zegarki z Zachodem i wracać do czasu zimowego w ostatni weekend października. Zmianie nie uległo jedno. Wielu z nas nadal nie potrafi zapamiętać, czy śpimy wtedy o godzinę dłużej – czy krócej. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Historyk starożytności, który od badań nad dziejami społeczno–gospodarczymi miast południa Italii przeszedł do studiów nad mechanizmami globalizacji. Interesuje się zwłaszcza relacjami ekonomicznymi tzw. Zachodu i Azji oraz wpływem globalizacji na życie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 44/2022