Głusza

Dwunastoletni Artur jest tłumaczem dla swojej niesłyszącej mamy na porodówce. Musi więc przekazać: dziecka nie udało się uratować.

22.08.2016

Czyta się kilka minut

 / Il. Magda Wolna
/ Il. Magda Wolna

Wyobraź sobie, że oglądasz węgierską telewizję bez dźwięku. Znasz węgierski? Nie? Świetnie. Więc musisz się go nauczyć słowo po słowie, odczytując każde z ruchu ust aktorów. Czy zrozumiesz znaczenie, nie wiadomo. Ale odtąd inaczej się z nikim porozumiewać nie możesz.

Jest jeden plus: masz na to całe życie. Jak oni.

Możesz zacząć od słowa „mama”

Gdy głucha kobieta urodzi słyszące dziecko, co noc zasypia trzymając je za rękę, by czuć, kiedy zapłacze. Co jakiś czas zbliża też dłoń do jego noska, by mieć pewność, że oddycha.

Połączenie słów „głucha mama” stanie się bardziej zrozumiałe, jeśli przejdziesz do słowa „poród”


Reportaż "Głusza" Anny Goc czyta Anna Dymna, na język migowy przekłada Magdalena Sipowicz:

Adres URL dla Zdalne wideo

Mieszkanie pod Szczecinem. Marta (90 proc. niedosłuchu, rozumie proste zdania, czyta z ust, zna polski język migowy – PJM) siada naprzeciw. Obok jej mąż Krzysztof (70 proc. niedosłuchu, nie mówi i nie czyta w języku polskim, zna tylko polski język migowy), pięcioletni Adam (ich słyszący syn, który zna też język migowy) i siostra Marty (słysząca).

Marta jest skupiona, uważna. Śledzi każdy ruch. Opowiada powoli, nie zawsze zrozumiale, nie zawsze gramatycznie. O tym, jak przyszła na blok porodowy. Ze słyszącą mamą, żeby była jej tłumaczem (niesłyszące kobiety najczęściej rodzą z własnymi matkami albo szkolnymi wychowawczyniami).

– W szpitalu nikt ze mną nie rozmawiał. Nikt nawet nie spojrzał – mówi.

Czy dziecko jest zdrowe? Czy wyniki badań są dobre? Co się teraz będzie działo? – te informacje lekarze przekazują jej mamie. Kiedy mama wychodzi, choć zdarza się to bardzo rzadko, a jeśli już, to trwa góra dwie godziny – Marta czuje się, jakby była niewidzialna.

W środowisku związanym z osobami głuchymi na takie traktowanie pacjentów przez lekarzy mówi się „weterynaria”.

W czasie badania USG: Marta wpatrzona w lekarza. Pyta, czy wszystko dobrze. Lekarz, nawet na nią nie spoglądając, wychodzi. O tym, że wszystko w porządku, Marta dowie się dopiero od mamy.

– Przy porodzie niesłyszącej obowiązuje kilka zasad – tłumaczy jedna z nielicznych położnych w Polsce znająca język migowy. – Umawiamy się: jeśli kiwam głową w przód i w tył, ty przesz. Jeśli na boki, przestajesz. I jeszcze jedno: miej oczy szeroko otwarte, nawet gdy boli. Jeśli zamkniesz, stracimy kontakt.

– Żeby poprawnie odczytać z ruchu ust np. słowo „mama” – wyjaśnia tłumaczka języka migowego z dwudziestoletnim stażem – osoba mówiąca powinna: stać naprzeciwko; mieć dobrze oświetloną twarz, zwłaszcza usta; mówić powoli i wyraźnie; starać się nie odmieniać słów, bo wystarczy, że powie: „idę do mamy”, a nie „idę do mama”, i już nie wiadomo, o co chodzi. Osoba niesłysząca zwykle musi się więc domyślać.

W czasie porodu rodzina Marty uprzedziła anestezjologa, by mówił powoli i wyraźnie, bo Marta czyta z ust. Nachyla się nad kobietą. Mówi powoli i wyraźnie. Dopiero po kilku minutach orientuje się, że maska na jego twarzy przeszkadza.

A teraz weźmy znaczenie słów „głuche dziecko”

To był najgłośniejszy odkurzacz, jaki w życiu kupili. Kiedy Marcin wjechał nim do pokoju Marty, nawet nie drgnęła. Kilka tygodni później, tuż za jej plecami, runęła wielka półka z garnkami. Nie odwróciła głowy.

Foniatra klasnął Marcie przed nosem. Nie słyszy, powiedział rodzicom. Jest 1986 rok. Pierwszy aparat pudełkowy Marta nosi w naszytych na sukienkę kieszonkach. Nie przywraca słuchu, co najwyżej pozwala usłyszeć dźwięk karetki.

– Nie traktowaliśmy tego jak dopustu Bożego – mówi ojciec Marty. – Ale obwinialiśmy się. Każde na swój sposób. Ja za to, że kiedyś nią potrząsnąłem, bo nie chciała przestać płakać.

Powód był inny: Marta urodziła się po terminie, ze skaczącym ciśnieniem. To wtedy nerw słuchowy został uszkodzony.

Ojciec Marty: – Chodziliśmy do Częstochowy na pielgrzymki w oczekiwaniu na cud. I stał się: zaakceptowaliśmy, że nasze dziecko nie słyszy.

Najtrudniejsze momenty? – Kiedy Marta przyszła spytać, co to takiego muzyka – odpowiada.

Nie wszyscy w rodzinie wiedzieli od razu. Jako ostatni dowiedział się szwagier: „Co ona nic nie odpowiada? Głucha czy co?” – spytał. Nie wszyscy się odnaleźli. Dziadkowie cieszyli się ogólnym szacunkiem na wsi. Kochali Martę. Tylko do pobliskiego sklepu nigdy jej nie zabierali.

Dziwisz się, że głusi nie znają dobrze, a niektórzy wcale, polskiego? A jak mają się go nauczyć? Weźmy kolejne słowo: „książka”

Bożena, słyszące dziecko głuchych rodziców: – Mieszkaliśmy w czwórkę: ja, moi rodzice (oboje niesłyszący) i babcia. Kiedy babcia zmarła, miałam cztery lata. Wtedy skończyło się czytanie bajek.

„Czytanie” – tak, głusi rzadko czytają książki. Jeśli czytają, to teksty proste, raczej gazety 

– Rodzice nigdy nie mówili mi, na czym polega uczenie się – mówi Bożena. – Jakoś udawało się do trzeciej klasy szkoły podstawowej. W czwartej doszła geografia.

Pani od geografii: Co wiesz o Tatrach? Bożena: Nic. Dwója. Tydzień później pani od geografii: Co wiesz o Tatrach? Bożena: Nic. Dwója. Trzy tygodnie później to samo plus bicie po rękach linijką.

– Wtedy uświadomiłam sobie, że trzeba otworzyć książkę, coś przeczytać i zapamiętać – mówi Bożena. – Tak, żeby potem o tym opowiedzieć. Rodzice mi tego nie powiedzieli. Wychodzili z założenia: słyszysz, jesteś od nas mądrzejsza.

Kolejne słowo: „cukierek”

Jagoda (głucha od urodzenia) ma za sobą podstawówkę i gimnazjum dla dzieci słyszących. Wybrała je mama – nauczycielka.

Przez dziewięć lat Jagoda była grzeczna (ładnie przepisywała wszystko z tablicy), pilna (zadania odrabiała z mamą), ogólnie lubiana (choć z żadną koleżanką nie potrafiła się porozumieć). I przepychana – z klasy do klasy.

Teraz zaczyna naukę w liceum dla niesłyszących. Mama musiała pogodzić się z tym, że poziom w zwykłym liceum byłby dla niej za wysoki.

Przez pierwszy rok Jagoda nie zna języka migowego, więc dalej nie może porozumieć się z nikim. Jej rówieśnicy chodzący do szkoły dla głuchych potrafią już migać.

W gabinecie logopeda zapisuje na kartce słowo „cukierek”. Jagoda przepisuje je w swoim zeszycie. – Na którym obrazku namalowany jest cukierek? – Jagoda nie wie.

Nauczycielka: – Trafiła do nas jako analfabetka. Nie znała znaczenia prawie żadnego ze słów.

Surdopedagog, czyli taki, który pomaga w rozwoju niesłyszącym: – Dla głuchego dziecka naturalnym językiem jest język migowy. Nakazywanie mu uczenia się języka polskiego na tych samych zasadach, na których uczą się go dzieci słyszące, jest formą przemocy. Bo głuche dziecko nigdy nie nauczy się mowy, której nie słyszy. Pozna wybrane słowa, ale nie ich znaczenie. Wśród słyszących będzie outsiderem. Będzie udawało, że rozumie. Kombinowało, przytakiwało, robiło wszystko, by nie być gorsze od pozostałych. Wreszcie, jeśli nauczy się mówić, dla większości słyszących jego mowa będzie niezrozumiała.

Niech będzie słowo: „szkoła”

Głuchym dzieciom wybierają ją rodzice. Specjaliści radzą, by posyłać je do szkół powszechnych i nie nazywać głuchymi, tylko niedosłyszącymi.

Surdopedagog: – Ci specjaliści próbują spełnić oczekiwania rodziców, którzy, dowiedziawszy się, że ich dziecko jest niepełnosprawne, chcą je naprawić. Pedagodzy, dając im nadzieję, że głuche dziecko będzie mówiło i rozumiało język polski jak inne dzieci, okłamują ich. Głuche dzieci powinny się uczyć języka polskiego na tej samej zasadzie, co dzieci migrantów. Jako obcego, a nie pierwszego.

– Ze szkoły dla słyszących nie wynosiła nic – mówi ojciec Marty. – Na religii słyszała, że Mojżesz przeprowadził ludzi przez Morze Czerwone. Pytała: Co to jest morze? Dlaczego się rozstąpiło? Czy to wydarzy się znowu? Nalaliśmy wodę na talerz i dmuchaliśmy, aż zaczęła się rozchodzić na boki. Tłumaczyliśmy: fizycznie to jest wiatr, ale kto dał ten wiatr? Dał go Pan Bóg. Chodziło o przykłady, żeby ona mogła tego dotknąć.

Ciocia Marty: – Pamiętam, jak każdego dnia po kilka godzin przerabiała ze swoją mamą od nowa to, co było na lekcjach. Matematyka to była zabawa z owocami. 1 = jedno jabłko. 1/2 = pół jabłka. 1 jabłko w koszyku plus jeszcze jedno = dwa jabłka itd.

O mnożeniu nie było mowy.

A wiesz, że w szkołach dla głuchych nauczyciele nie migają do dzieci (większość zresztą nie potrafi), tylko mówią?

Z raportu Zespołu ds. Głuchych przy Rzeczniku Praw Obywatelskich „Sytuacja osób głuchych w Polsce” (Warszawa 2014): „W Polsce mamy 32 placówki specjalne kształcące dzieci głuche i niedosłyszące na różnych poziomach edukacji. W placówkach tych dominuje metoda oralna, opierająca się na komunikacji fonicznej, w której uczeń odczytuje komentarz z ust nauczyciela. Metoda ta funkcjonuje w surdopedagogice polskiej od ponad 60 lat i absolutnie nie sprawdza się jako skuteczna metoda edukacji głuchych”.

Ze sprawozdania z działalności statutowej Polskiego Związku Głuchych za 2015 rok:
Podopiecznych (w tym członków i osób niezrzeszonych w PZG) jest ponad 27 tys. (w tym 0,5 tys. to osoby słyszące). W języku migowym komunikuje się zaledwie 11,5 tys.

Tak, można wysnuć taki wniosek: osoby głuche uczone najpierw języka polskiego jak ludzie słyszący, a później, dopiero po wielu latach, języka migowego – nie znają dobrze żadnego. Przejdźmy do słów trudnych. Na przykład „cewka moczowa”

W gabinecie: on (głuchy od urodzenia), ona (głucha od urodzenia), seksuolog i tłumacz języka migowego (nie ma seksuologów dla osób głuchych, za każdym razem konieczna jest obecność tłumacza).

Prof. Maria Beisert, seksuolożka: – Kobieta skarży się na ból. Pokazuje na podbrzusze. Co boli dokładnie? Nie wiadomo. Jest zdesperowana. Chce się rozebrać i pokazać bolące miejsce. Nie zgadzam się. Ale proponuję wspólną wizytę u ginekologa.
Podczas wizyty w gabinecie ginekologa, gdzie towarzyszy im tłumacz i seksuolog, okazuje się, że kobieta ma rozszerzoną cewkę moczową.

Prof. Beisert: – Para miała problemy z nazywaniem części ciała, żadne z nich nie znało określeń takich jak wargi sromowe większe i mniejsze, łechtaczka, cewka moczowa itd. Niewielką wiedzę o tym, na czym polega współżycie. Dlatego usiłowali współżyć wprowadzając członek do cewki.

Konferencja naukowa. Surdopedagog, osoba słysząca: – Osoby głuche mają pod górkę, bo kiedy je coś boli, mogą powiedzieć jedynie, że boli.

Nauczycielka języka migowego, osoba głucha, mająca głuchych rodziców i głuchych dziadków: – Opowiada pani bzdury.
Wychodzi na środek i zaczyna migać: „ból kłujący”, „ból ściskający”, „tępy ból” itd.

Wiele się wyjaśni, kiedy poznasz dwa kolejne słowa: „cipa” i „chuj”

Szkoła dla osób głuchych w Krakowie, kilka lat temu. Wychowanie do życia w rodzinie.

Nauczycielka pokazuje plansze z narządami płciowymi kobiety. „Wzgórek łonowy”, mówi. „Wzgórek łonowy”, zapisują wszyscy w zeszytach. Nauczycielka pokazuje wskaźnikiem, o którą część ciała chodzi.

Lekcja wychowawcza, w klasie kilkanaścioro dziewczyn. Wychowawczyni: – Pokazałam im na planszy pochwę. Spytałam, co to jest. Cipa, odpowiedziały. Pokazałam rysunek członka. Chuj. Nikt z nimi na ten temat nie rozmawiał wcześniej. Miały lekcje wychowania do życia w rodzinie, a na nich, podobnie jak na większości innych, uczyły się pewnych słów na pamięć. Choć często nie rozumiały, co te słowa znaczą. Cipa i chuj, tak mówią między sobą. Jak będą dorosłe, powiedzą: boli mnie cipa. I nie poczują, że to wulgarne.

Określeń na stosunek płciowy w języku migowym jest wiele. Podobnie jak na narządy płciowe. Tyle że głusi często ich nie znają.

Jeśli się dziwisz, że do seksuologa osoba głucha musi przyjść z tłumaczem, to pomyśl, że tym tłumaczem jest najczęściej ktoś z rodziny. Zwykle mama. Podobnie zresztą jest u psychologa. Z trudnych słów będzie jeszcze „antykoncepcja”

W gabinecie: seksuolog, pacjentka (głucha) i jej mama (jako tłumacz).

Pacjentka: – Chodzi o dzieci… Po chwili: – O to, żeby ich nie mieć… Na razie.

Prof. Maria Beisert: – Jeśli chodzi o antykoncepcję, powinna pani zapisać się do ginekologa i wybrać odpowiednią dla siebie formę. Mama: „Nie przekażę tego córce”. Pacjentka pisze na kartce: „O co chodzi, nie rozumiem”. Seksuolog nalega. Mama: „Moja córka nie powinna stosować antykoncepcji”.

Sytuacja druga. Seksuolog pyta: „Czy ma pani za sobą kontakty dopochwowe?”. Matka: „Czy uprawiałaś seks?”. Córka: „Nie chcę odpowiadać na to pytanie”. Matka: „Nie mówiłaś mi o tym. Uprawiałaś?”. Córka nie odpowiada.

– Obecność matki powodowała dyskomfort pacjentki – mówi prof. Maria Beisert. – Matka poznawała szczegóły budowy anatomicznej i funkcjonowania seksualnego córki oraz jej partnera. Jeśli się okazywało, że coś jest sprzeczne ze światopoglądem matki, nie chciała tego przetłumaczyć. Twierdziła, że dziewczynie nie jest to potrzebne. Jeśli córka nie chciała odpowiedzieć na jakieś pytanie, matka odbierała to jako próbę zatajenia czegoś. Była przerażona, że czegoś nie dopilnowała.

Nie tylko u tych lekarzy tak bywa. Teraz słowo jak każde inne: „rejestracja”

W rozumieniu głuchych to czynność polegająca na zapisaniu się do lekarza. Zawsze osobiście, bo niby jak, przez telefon? Jeśli się uda, przychodzisz o wyznaczonej porze i czekasz, aż pani wywoła twoje nazwisko. Jeśli się wtedy w porę nie zorientujesz, że ciebie „wołają”, termin przepada.

Z danych Rzecznika Praw Pacjenta:
„Osoby głuche mają problem już przy rejestrowaniu się do lekarza; odmawia się im udzielenia informacji o ich stanie zdrowia, jeśli przychodzą bez tłumacza; pracownicy placówek nie wykazują chęci do udzielenia informacji o stanie zdrowia na piśmie; nie przekazują pisemnej informacji o zaleceniach (m.in. o dawkowaniu leków)”.

Krystyna Barbara Kozłowska, Rzecznik Praw Pacjenta:
„Tylko 4 z 14 województw podpisało porozumienia lub umowy z wybranymi świadczeniodawcami umożliwiające im korzystanie z pomocy tłumacza migowego podczas udzielania świadczenia zdrowotnego głuchoniemym pacjentom, a jedynie w 2 województwach istnieje możliwość skorzystania z pomocy tłumacza migowego Polskiego Związku Głuchych w sytuacji nagłej”.

Jeszcze jedno słowo: „uzależnienie”. Choć wytłumaczenie głuchym, co ono znaczy, jest prawie niemożliwe

– Problem alkoholizmu wśród osób głuchych jest jednym z częstszych – mówi tłumacz języka migowego uczestniczący w terapii uzależnień. – Jak wszyscy, trafiają oni do szpitala na odtrucie. A potem? Zwykle wracają do domu. Rzadko decydują się na terapię z tłumaczem, choćby z tego powodu, że większość znają osobiście.

Gabinet terapeutyczny: on (z problemem alkoholowym i zarzutem przemocy domowej), tłumacz i terapeuta. Terapeuta pyta: „Od jak dawna jest pan uzależniony?”. Tłumacz przekłada: „Od kiedy pijesz?”. Niesłyszący: „Od dawna”.

Tłumacz: – Niemożliwe jest wyjaśnienie osobie głuchej, bardzo słabo znającej język migowy, a jeszcze słabiej polski, czym jest uzależnienie. Problem trzeba więc sprowadzić do picia.

Danuta Stępień, wiceprezes Polskiego Związku Głuchych: – Nie ma lekarzy specjalistów bądź terapeutów przygotowanych do pracy z głuchymi i znających język migowy. Nie ma ośrodków leczenia uzależnień przystosowanych dla osób głuchych. Nie funkcjonują też grupy wsparcia AA.

A sytuacja osób głuchych sprzyja nałogom.

Z raportu Zespołu ds. Głuchych przy RPO: „Szacuje się, że ponad połowa niesłyszących jest bez pracy”.
I dalej: „Ośmioletni chłopiec asystuje jako tłumacz swojemu ojcu na spotkaniu grupy AA”.

Słyszące dzieci to ich pierwsi i często jedyni tłumacze, łącznicy ze światem słyszących. CODA – to nie słowo, to skrót: Child od Deaf Adult, słyszące dzieci głuchych rodziców

Artur (12 lat) ma niesłyszących rodziców. Zna więc dwa języki, jak wszystkie słyszące dzieci niesłyszących rodziców: polski i migowy. Zwykle to on jest ich tłumaczem. To on także wzywa karetkę pogotowia do mamy, która jest w ciąży i nagle zaczyna krwawić. Jadą razem. Po kilku minutach lekarz wychodzi z sali porodowej do czekającego na korytarzu Artura. „Musisz nam pomóc”. Bierze go za rękę.

Artur widzi najpierw inne rodzące kobiety, potem swoją mamę i dużo krwi.
Staje obok łóżka. Tłumaczy na język migowy polecenia lekarza. Na końcu także to, że dziecka nie udało się uratować.

Te dzieci mają dużo wspomnień

Na przykład takie:
„Mojego taty nie przyjęli do seminarium duchownego tylko dlatego, że był głuchy”.
„Za pierwsze zarobione pieniądze kupiłam radio, którego nigdy w domu nie było”.
„Znałam mało słów, więc bałam się występować publicznie”.
„Mieliśmy dzwonek świetlny – kiedy ktoś dzwonił do drzwi, lampka migała w każdym pokoju”.

– Spytałam raz przedszkolankę w czasie leżakownia, czy mogę wyjść do łazienki – opowiada Małgorzata (CODA, już dorosła). – Nie zgodziła się. Prosiłam dalej, bo wiedziałam, że zsikać się w wieku pięciu lat to jednak wstyd. Zezłościła się, wytarmosiła mnie z łóżka, uderzyła w twarz i zaciągnęła do łazienki. Nie pozwoliła mi się zamknąć i szydziła ze mnie, kiedy siedziałam na sedesie. Moja niesłysząca mama przyszła kolejnego dnia do dyrektorki. Widziałam, że nauczycielka płakała, a później ją zwolnili. Spytałam mamę po wielu latach, dlaczego ona mnie tak potraktowała. „Bo uważała, że tacy ludzie jak ja i twój tata nie powinni mieć dzieci”, odpowiedziała.

Szacuje się, że 90 proc. niesłyszących par wychowuje słyszące dzieci.

Z raportu RPO: słyszące dzieci głuchych rodziców pełnią rolę tłumacza w kontaktach „ze szkołą: wywiadówki, zebrania, rozmowy z nauczycielami, pedagogiem, psychologiem, dyrekcją; służbą zdrowia (włącznie ze specjalistami typu onkolog, ginekolog, psychiatra); w trakcie terapii psychologicznej; na policji, w sądach (sprawy sądowe rodziców, włącznie z rozwodami)”.
I dalej: „Trzyletnia dziewczyna dzwoni do pracy taty, aby poinformować o przyczynie jego absencji, sześciolatka wypełnia kwestionariusze paszportowe w urzędzie, sześcioletni chłopiec przekazuje matce informację od lekarza, że zdiagnozowano u niej raka i jest w stanie terminalnym, inny ośmiolatek dowiaduje się w gabinecie ginekologa, że jego mama dokonała wielokrotnych aborcji, dziewięciolatka tłumaczy na rozprawie rozwodowej swoich rodziców. To są przykłady autentyczne”.

Bywa lżej. Weźmy słowo: „telewizja”

Bożena (CODA): – Jednym z moich bardziej lubianych obowiązków było tłumaczenie filmów, które wspólnie oglądaliśmy. Siadałam tak, żeby rodzice mnie widzieli, i tłumaczyłam równolegle do obrazu.

Dane za trzeci kwartał 2013 r. w zakresie realizacji języka migowego w programach telewizyjnych (na podstawie wyniku monitoringu przeprowadzonego przez KRRiT): TVP1 – zero godzin, TVP2 – sześć godzin, Puls – trzydzieści sześć godzin, TVN – zero godzin, Polsat – zero godzin.

„Żart” – głusi znają takie słowo i mają poczucie humoru. Choć większość dowcipów, które opowiadają, jest z życia wziętych

Dziecko niesłyszących rodziców odbiera telefon.
– Dzwonię z urzędu miasta. Chciałabym porozmawiać z twoim ojcem.
– Mój tata jest osobą głuchą. Jest obok, przekażę mu pani słowa.
– Nie, muszę rozmawiać osobiście z twoim tatą.
– Ale on nie słyszy.
– Dobrze, zadzwonię jutro.
– Proszę pani, ale mój tata jutro też będzie głuchy.

„Głupi” – słowo, które pochodzi ze świata słyszących 

Z raportu RPO: „Nauczyciele korzystają z książek dla dzieci niepełnosprawnych intelektualnie w szkołach dla dzieci głuchych”.

I dalej: „Wciąż zdarzają się przypadki, kiedy dorosły głuchy jest skierowany na leczenie psychiatryczne, nie z powodu choroby psychicznej, ale tylko dlatego, że występują trudności w komunikacji z nim”.

– Nagrywałem kiedyś film promocyjny dla pewnej firmy – opowiada ojciec niesłyszącej. – Wszedłem z kamerą do kuchni. Trafiłem przypadkowo na osobę głuchą w towarzystwie słyszącego. Uchwyciłem moment, kiedy do kuchni wszedł inny słyszący i nie widząc mnie z kamerką, za plecami głuchego stukał się w czoło.

– Moja siostra wyszła za mąż za niesłyszącego, którego rodzice traktowali jak upośledzonego psychicznie – mówi siostra niesłyszącej. – Karmili i ubierali. Kiedy jako dwudziestolatek siedział przy stole i obgryzał paznokcie u nóg, nie reagowali.

Na koniec słowo „kciuk”. Najlepiej kciuk do góry

Głusi obelg nie usłyszą.

Na przykład takich: „machają rękami jak małpy”, „niemowa idzie, spytaj ją, która godzina”, „co pan nic nie odpowiada? Głupi czy co?” (w języku polskim dyskryminację osób głuchych określa słowo „audyzm”).

Ale widzą gesty. Dwóch nie lubią najbardziej.

Pierwszy: kciuk do góry. Znaczy: wszystko OK. Występuje najczęściej u lekarza, kiedy głuchy stara się dowiedzieć, co mu dolega.

Drugi: machnięcie ręką. Znaczy: odczep się, i tak się nie dogadamy. Stosowany przy różnych okazjach.

Z ubiegłorocznego raportu NIK o przygotowaniu urzędów do kontaktu z niesłyszącymi: „Polskie urzędy nie traktują osób głuchoniemych z należytą powagą”. I dalej: „Główną przyczyną niewystarczającego przygotowania do kontaktów z osobami posługującymi się językiem migowym była nieznajomość specyfiki niepełnosprawności słuchu i jej wpływu na możliwość komunikowania się osób głuchych z otoczeniem”.

Szacuje się, że w Polsce jest od 50 do 200 tys. głuchych (nie licząc tych, którzy stracili słuch na skutek np. choroby lub z wiekiem).

Tłumaczy polskiego języka migowego jest mniej niż stu (nie licząc osób, które ukończyły kurs języka migowego, zwykle kilkudziesięciogodzinny, a później mają problemy z porozumiewaniem się z głuchymi). Spośród tych stu tłumaczy większość to słyszące dzieci niesłyszących rodziców.

Jak sądzisz: głusi znają sformułowanie „pro publico bono”? 

Tłumaczka języka migowego, CODA: – Jakiś czas temu zadzwoniła do mnie pani z Sejmu i powiedziała, że powstanie specjalna komisja ds. osób głuchych i czy nie zgodziłabym się być tłumaczem w czasie obrad. Zgodziłam się i spytałam, na jakich warunkach. „Jak to na jakich?”, usłyszałam. Pytam więc, ile mi zapłaci. Pani z Sejmu się oburzyła: „To chyba żart? Ja myślałam, że może pani przyjdzie pro publico bono”. ©℗

Imiona bohaterów zostały zmienione.

Za pomoc w realizacji materiału dziękuję ekspertom: Paulinie Bęben, prof. Marii Beisert, Małgorzacie Czajkowskiej-Kisil, Bożenie Nowak i Piotrowi Kowalskiemu oraz rodzinom bohaterów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka i redaktorka „Tygodnika Powszechnego”. Doktorantka na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Do 2012 r. dziennikarka krakowskiej redakcji „Gazety Wyborczej”. Laureatka VI edycji Konkursu Stypendialnego im. Ryszarda Kapuścińskiego (… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2016