Ewa Lipska: Wiersze

Dlatego

Deszcz ze śniegiem przy stole.

Na miejscach matki ojca dziadków

zamarznięta pamięć. Półmisek zegarków.

Okulary z nieuleczalną wadą wzroku.

Nie klei się milczenie.

Kolęda osuwa się z nóg.

Nikt nikogo nie wzywa na pomoc.

Dlatego nie lubię świąt.

Chłopcy

Chłopcy na rozpiętość skrzydeł:

osiemnastozgłoskowce.

Obierają ze skóry czas.

Jeszcze wierzą że będą żyć wiecznie.

Kołysze się czarny t-shirt:

Jezus należy do mnie

Poezja z wiszącą metką

i przepisem na pranie.

Wołam do nich: Sebastian, Sebastian

ale mój głos z playbacku

plącze się w kablach liści.

Zachód słońca przejeżdża

na czerwonych światłach.

Drzazga

Lubię panią pisze do mnie dwudziestoletni poeta.

Początkujący cieśla słów.

Jego list pachnie tarcicą.

Jego muza drzemie jeszcze w różanym drewnie.

W literackim tartaku ambitny hałas.

Czeladnicy okładają łatwowierny język fornirem.

Przycinają nieśmiałe sklejki zdań.

Wystrugane heblem haiku.

Problemy zaczynają się

z wbitą w pamięć drzazgą.

Trudno ją wyjąć

jeszcze trudniej opisać.

Lecą wióry. Ogryzki aniołów.

Pył do samego nieba.

Hymn mgły

Los przegapił okazję.

Mógł ci przecież dać szansę.

Wtedy. O czwartej nad ranem.

Teraz sam żałuje.

A ty jak narciarski skoczek

w którym na zawsze zakochało się powietrze.

Coraz wyżej coraz dalej

od wrzeszczącego hymnu mgły.

Apteka

Nawet nie wiedzieli że mieszkają już w Aptece.

Budziła ich musująca tabletka świtu.

Jak gwizd lokomotywy. Wścibski budzik.

Ona czytała mu do ucha

farmaceutyczną ulotkę.

Czajnik rzęził

w napadzie duszności.

On - jej pacjent od momentu ślubu

w Kościele Gotowych Leków.

Dwadzieścia lat temu.

Przedawkowanie tej miłości

nie wchodziło w grę.

Pisali do siebie recepty

z nadmorskich uzdrowisk.

Nie ominęła ich nawet

toksyczna historia.

Nadczynność zbrodni.

W stanach zapalnych

kiedy brakowało im słów

trzymali się za ręce.

Każdorazowa dawka dnia

to dla nich środek opatrunkowy

i jeśli Bóg nie przepisze inaczej

podziwiać będą jeszcze żółte wątki liści

przed upływem terminu ważności.

***

Warto umrzeć

dla takiego wiersza

któremu

nie dowierza śmierć.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 52/2005