Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To inspirowani przez Gazprom ekolodzy, którzy sprzymierzą się nawet z czerwonym diabłem, żeby chronić te swoje cholerne żabki. Tak w największym skrócie można ująć ton komentarzy, jakie pojawiły się w najważniejszych polskich mediach. W ich powodzi umyka to, że jak na razie stanowisko polskich zielonych wobec gazu łupkowego jest wstrzemięźliwe. Nie znalazłem w ostatnich miesiącach ani jednej wypowiedzi, w której jednoznacznie negowaliby oni sens poszukiwań gazu. Owszem: wskazują na zagrożenia, ale ich zarzuty nie są bezpodstawne. W oficjalnym stanowisku odsądzanego od czci i wiary Greenpeace znalazłem stwierdzenie, że "gaz to paliwo przejściowe" w drodze do zielonej energii. Dariusz Szwed z Zielonych 2004 powiedział w "Trójce", że "technologia wydobycia gazu łupkowego jest młoda, stąd wymaga kontroli". Krytyczniej od ekologów o wpływie na środowisko wypowiadał się swego czasu wicepremier Pawlak.
Nie jest oczywiście tak, że ekolodzy są święci. Poważny portal "The Ecologist" opublikował ostatnio zapis prowokacji, w jaką złapano potężną ekologiczną organizację pozarządową Conservation International, z budżetem 150 mln dolarów rocznie i zarobkami sięgającymi jednej trzeciej tej kwoty. Prowokatorzy podali się za przedstawicieli koncernu zbrojeniowego Lockheed Martin, twierdząc, że poszukują organizacji ekologicznej, która zaaranżuje rzekome zielone działania firmy i ociepli jej wizerunek. CI zgodziło się błyskawicznie, proponując równie szybko odpowiednie stawki. Dodajmy, że prowokatorami byli... ekolodzy. Tu sytuacja jest oczywista i jasna.
W Polsce zaś kowal jeszcze nie zdążył zawinić, a już go powiesili.