Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Rodzice mają prawo żądać dla swego dziecka jak najlepszego wykształcenia. Szkoły mają prawo szukać takich rozwiązań, które to umożliwią. Selekcja wydaje się rozwiązaniem korzystnym dla wszystkich: dzieci uboższe lub wychowywane tylko przez mamę nie będą się wstydzić wobec zamożniejszych rówieśników swojej biedy czy sytuacji rodzinnej. Dzieci zamożniejsze i zdolniejsze nie będą "spowalniane" przez te mniej zdolne czy mające "słabsze zaplecze". Między dziećmi w jednej klasie nie będzie wyraźnych różnic, a to oznacza mniej okazji do konfliktów. Nauczycielom będzie się lepiej pracowało, a końcowy wynik szkoły też prawdopodobnie będzie lepszy.
A jednak coś się w nas burzy, gdy słyszymy: selekcja...
Instynktownie - a może także z doświadczenia - wiemy bowiem, że taki podział jak opisany powyżej oznacza, iż dzieci zakwalifikowane jako uboższe i mniej zdolne z góry skazane są na przegraną. Nauczyciele zdolniejsi, bardziej pomysłowi zostaną skierowani do pracy z "lepszymi"; "gorszym" zapewni się promocję do kolejnych klas, może nawet przyzwoite oceny, ale ich umiejętności tak naprawdę nie będą rozwijane. W rezultacie przepaść między jednymi i drugimi będzie z roku na rok się powiększać.
Ale czy stracą tylko "gorsi"? Problem w tym, że tam, gdzie usuwa się różnice, znika sama świadomość różnicy, a obraz świata ubożeje. Taka wyselekcjonowana "lepsza" klasa może nagle okazać się klasą nijaką. Albo, owszem, zdolną, może nawet ponadprzeciętnie zdolną w różnych dziedzinach wiedzy, lecz jednocześnie okaleczoną moralnie, pozbawioną czegoś bardzo istotnego, bez czego edukacja jest tylko - jak to ktoś powiedział - pakowaniem informacji na twardy dysk w głowie. Cytowana przez "Dziennik" pani psycholog zwraca na przykład uwagę, że "jeśli dziecko z rodziny zasobnej ma w klasie biedniejszych kolegów, to jest większa szansa, że będzie w życiu robić to, co jest zgodne z jego wrażliwością, a nie tylko z aspiracjami rodziców".
To daje do myślenia. Dlatego wrócę jeszcze do tego tematu za tydzień.