Dwie ojczyzny

Chariklia: - Lubię polską zimę, Kraków i Krościenko, gdzie dzieją się wszystkie moje sny. Stratos: - W Krakowie odnalazłem zieleń z dzieciństwa, z Samotraki. Jorgos: - Moją ojczyzną jest Rzeczpospolita Muzyki.

09.03.2003

Czyta się kilka minut

Wśród Greków w Polsce najliczniejszą grupę stanowią uchodźcy polityczni i ich dzieci, np. Chariklia i Jorgos. Jest też grupa właścicieli i pracowników greckich i grec-ko-polskich spółek, importujących żywność, wina, marmur. A także grupka studentów. Jednym z nich był Stratos - dziś pracujący właśnie w greckiej spółce.

Tawerna kontra McDonald's
Do Grecji po raz pierwszy pojechał w 1997 r., dzięki reżyserce, która kręciła o nim film - chciała, by akcja rozgrywała się również w Grecji. - Odnalazłem się tam - wspomina Jorgos - przeżyłem cudowne chwile, poznałem rodzinę.

Zachwyciło go słońce, uśmiechnięci ludzie, radość, której nie widać na naszych ulicach. A także poczucie własnej wartości Greków, kulturowej odrębności i niezależności. - To kraj, w którym nie słyszy się amerykańskiej muzyki na ulicach, w odróżnieniu od Polski ogromnie zapatrzonej w Amerykę. W Grecji McDonald's się nie przyjmuje, w Polsce święci triumfy.

W Polakach brakuje mu świadomości i głębokości Greków: - W rozmowie z greckim dziadkiem, który całe życie pasł owce, można usłyszeć tak ważne zdania, jakich tu nie usłyszy się nawet od inteligentnego człowieka.

W Polsce ma jednak to, czego próżno szukać w Grecji. - Nie znajduję tam osób, które by mnie inspirowały muzycznie. Grecy nie grają jazzu - gra się muzykę ludową lub buzuki.

Z Polską wiąże go przede wszystkim żona i dzieci, Zuzia i Antoni, oficjalnie: Suzana i Antonis. O polskich początkach rodziców, uchodźców politycznych, Jorgos mówi: - Przyjęto ich z otwartymi ramionami. Zarówno władze, jak i ludzie, którzy żyjąc w ciężkich warunkach rozumieli, co to bieda, więc ciepło przyjmowali innych biedaków.

Po przegranej w 1949 r. przez komunistycznych partyzantów wojnie domowej Polska udzieliła azylu ponad 14 tys. Greków. Rodzice Jorgosa działali w popieranej przez ZSRR partyzantce gen. Markosa, wciągnęli się w nią jako młodzi ludzie -matka miała szesnaście lat, ojciec osiemnaście. Trzy lata później wyemigrowali do Polski. I tu urodził się Jorgos. W 1950 r. trafili do Zgorzelca. Resztę życia spędzili w Bielawie, miasteczku włókienniczym w dawnym województwie wałbrzyskim. - Całe życie przeżyli ze sobą, nawet nie w licznym tam środowisku Greków. Ojciec był ideowcem, skłóconym z rodakami mieszkającymi w Bielawie. Zył w swoim świecie, w idealnej, komunistycznej Grecji. Do dziś mieszka w Bielawie - i nie nauczył się polskiego. Rodzice wierzyli, że wrócą do ojczyzny; czekali na to latami. Gdy w 1974 r. padła dyktatura „czarnych pułkowników”, na powrót było za późno. Matka zmarła w 1996 r. Jorgos: - Myślę, że główną przyczyną jej śmierci była tęsknota za Grecją, ból rozstania z rodziną i świadomość, że prędko ich nie ujrzy.

Jorgos kłóci się z ojcem
- W młodości żenowali mnie rówieśnicy, którzy, gdy alkohol dawał o sobie znać, żalili się, że żyją z dala od Grecji. Czułem w tym nieuczciwość, bo naśladowali rodziców, podczas gdy sami nie czuli prawdziwej nostalgii - wspomina Jorgos.

Gdy niedawno odwiedził kolegów z podwórka, którzy wrócili do Grecji, ci serwowali mu polskie kiełbasy, specjalnie dla nich sprowadzone do Aten. - Jeden z kolegów mówi: Teraz będę mógł zaśpiewać z tobą ,,Nie płacz, Ewka”. Pytam: ludzie, co wy? Przecież jesteście w Grecji, zaśpiewajmy piosenkę grecką. „Nie, Jorgo, my strasznie tęsknimy za Polską”. Ci sami, którzy 20, 30 lat temu płakali za Grecją - opowiada.

Sam nigdy o niej nie marzył. - Słuchałem opowieści rodziców o partyzantce, ale akceptowałem kraj, w którym się urodziłem, w którym mogę żyć normalnie.

Jorgos zaakceptował kraj, ale nie akceptował komunizmu. W odróżnieniu od ojca widział jego zło i słabości. Nie wstąpił do PZPR, choć ojciec, członek partii, gorąco go namawiał. Dla ojca mit komunizmu nigdy się nie rozwiał. - To była przyczyna naszych kłótni. Ja jestem zagorzałym antykomunistą.

Dla matki komunizm, gdy przestał wiązać się z walką o Grecję, utracił znaczenie.

- Dla niej ważne były duch i wiara, a nie idee. Była z ojcem, bo wybrała mężczyznę, z którym się pozostaje do końca życia, ale nie dyskutowała z nim o komunizmie. Czułem, że w jej sercu był przede wszystkim Bóg, czego nie można powiedzieć o komunistach, więc i o ojcu, ateiście i zagorzałym antyklerykale.

Jorgos, choć sercem był po stronie opozycji, nie zaangażował się w „Solidarność”.

- Nie interesowało mnie uczestniczenie wobalaniu systemu. Nie jestem typem rewolucjonisty politycznego, zawsze bardziej interesowała mnie rewolucja w muzyce.

W polskiej rewolucji muzycznej Jorgos Skolias uczestniczy od lat. Grał w Tie Breaku, Young Power czy Free Cooperation. Koncertował i nagrywał także z Tomaszem Stańką, Zbigniewem Namysłowskim czy Nikosem Touliatosem. Ostatnio występuje z duecie z puzonistą Bronkiem Dużym.

Niedawno uzyskał polskie obywatelstwo. W jego szybkim nadaniu pomogła mu właśnie działalność muzyczna, spora liczba nagranych w Polsce płyt, udział w koncertach i festiwalach. Jorgos nie pielęgnuje greckich zwyczajów, może tylko częściej niż w innych polskich domach na jego stole pojawia się baranina. - Czasami również frap-pa, kawa na zimno, którą Grecy uwielbiają. Ale to od momentu, gdy wróciłem z pierwszej podróży do Grecji, więc się chyba nie liczy - śmieje się.

Stara się orientować w greckiej polityce, utrzymuje kontakty z mieszkającą tam rodziną. Bliska jest mu grecka muzyka - elementy folkloru wykorzystuje w swojej. -Czuję się Grekiem i Polakiem, ale przede wszystkim muzykiem. Moją ojczyzną jest Rzeczpospolita Muzyki.

Może kiedyś osiądzie w kraju przodków, ale musi być do tego przekonany w stu procentach - gdyby miał w Atenach szukać polskiej kiełbasy i tęsknić za Polską, nie miałoby to sensu. - Może pojadę do Grecji umrzeć, bo tam umiera się cieplej - słońce, wino, pogodni ludzie. Choć mogę wylądować w Afryce - życie jest otwartą księgą. Niech się więc zapisuje.

Chariklia wybiera
Rodzice Charikli byli dumni, że czwórka ich dzieci skończyła studia. - Wielu Greków, podobnie jak Polacy, miało wówczas szansę na zdobycie wyższego wykształcenia. I skorzystaliśmy z niej - mówi Chariklia. Pamięta słowa rodziców: gdybyśmy zostali w Grecji, w naszej wsi, nic by z was prawdopodobnie nie było; nas czekało więzienie, a po wyjściu i tak nie stać by nas było na wasze studia. Bardzo doceniali pobyt w Polsce - podkreśla Chariklia, absolwentka krakowskiej Akademii Rolniczej. Studiując w Krakowie związała się z kabaretem ,,Pod Budą”, z którym występowała przez kilka lat. Tam poznała również przyszłego męża.

Rodzice, wraz z Grekami z Krościenka, założyli w Polsce spółdzielnię produkcyjną, którą nazwali ,,Nowe Zycie”. Takie przecież zaczynali w Polsce. - W pewnym stopniu traktowali to jako realizację komunistycznych ideałów. I własnych marzeń.

Na Paschę całe Krościenko tonęło w dymie ognisk, bo wszyscy Grecy piekli świątecznego baranka. Greckie było w Krościenku wszystko - od władz spółdzielni, przez szkołę, klub taneczny, gazety, skończywszy na fecie własnej produkcji. Grecka była przede wszystkim atmosfera. Chariklia wspomina Krościenko jako raj.

- Rodzice wpoili nam, że nie możemy zapomnieć o swym pochodzeniu. Ojciec powtarzał, że to grecki dom i tu mówi się po grecku.

Słuchała opowieści o wiosce, w której żyli kiedyś jej rodzice - wspominali każdy dom, kamień, górską ścieżkę. - Chcieli zachęcić nas do powrotu, obudzić miłość do tego kraju. I to im się udało.

Byli szczęśliwi, że powróciła tam trójka ich dzieci. Jej losy potoczyły się inaczej. Pamięta rozczarowanie, gdy podczas pierwszej podróży do Grecji odwiedziła rodzinną wieś - bajkowa miejscowość z opowiadań rodziców okazała się pasterską wioską przeciętnej urody.

Jako jedyna z rodziny wybrała Polskę - wyjechali rodzice, bracia i siostra. - Tutaj jest Andrzej, nasz wspólny dom, nasze grec-ko-polskie dziecko. Tutaj przeżyłam młodość, wyszłam za mąż i urodziłam dziecko. Te zdarzenia wiążą mnie z Polską.

Czuje się jednak Greczynką. I kocha Grecję - za koloryt, za słońce, które zmiata każdą brzydotę. - I za ludzi, prostych, naturalnych, bez kompleksów, tryskających energią i żywotnych do czubków palców.

Tęskni za tym wszystkim, a przede wszystkim za rodziną. - Jestem związana z rodzeństwem, dzwonimy do siebie niemal codziennie. Grecję odwiedza co roku: - Jeździmy na dwumiesięczne wakacje. Ale pod koniec pobytu brakuje nam Polski, tego co tam zostało - ludzi, domu, psa.

W latach 80. wyjechała do Grecji na pół roku. - W wolne od pracy dni, pracowałyśmy z siostrą w hotelu, zasuwałam story, żeby stworzyć polski klimat, smażyłyśmy schabowe i puszczały polskie płyty - opowiada ze śmiechem. Mimo trudnych warunków życia nad Wisłą, problemów ze zdobyciem mleka w proszku dla dziecka, zdecydowała się powrócić do Krakowa. -Jestem Greczynką, ale czuję się wewnętrznie rozdarta. Tęsknię i tu, i tam. Myślę, że tak będzie do końca życia.

Pół roku temu do Grecji wyjechała córka Chariklii i Andrzeja - by szlifować język na Uniwersytecie w Salonikach. Niedawno oświadczyła rodzicom, że bardziej czuje się Greczynką niż Polką. Na razie nie myśli o powrocie do Krakowa. - Nie wiem, skąd u Majki miłość do Grecji, chęć poznania kraju i języka - zastanawia się Chariklia. - U nas w domu nie mówiło się po grecku, nie zachęcałam jej do wyjazdu. Może zadziałały pocztówki, obrazki z Grecji, zapachy, klimat. Majce czegoś w Grecji jednak brakuje. Polskiej zimy, śniegu, Zakopanego.

Chariklia też lubi polską zimę, lubi, gdy rok ma cztery pory. - Tu lubię wszystko, co mnie otacza - podkreśla. Najbardziej Kraków, miejsce studiów, siedzibę kabaretu ,,Pod Budą”, lubi też Krościenko, gdzie „dzieją się” wszystkie jej sny. - Dzięki tym miejscom jestem tu zakorzeniona. Mimo miłości, jaką darzę Grecję, jest ona miejscem wakacji, z którego wraca się do codzienności, do własnego miejsca na ziemi. A moje jest w Krakowie.

Stratos odnajduje zieleń
Był rok 1980. Stratos słyszał, jak w gazetach, telewizji powtarzają się słowa: Wałęsa, „Solidarność”, strajki. Tyle więc wiedział o kraju, w którym miał zacząć studia. - To, co działo się w Polsce, nie wzbudzało moich obaw, raczej zainteresowanie. Chciałem studiować nauki społeczne, więc wydawało mi się to dobrą okazją do obserwacji. I zależało mi na studiach. W Grecji trudno było dostać się na uniwersytet, nie każdy mógł pozwolić sobie na wynajęcie mieszkania - a akademików jest tam niewiele.

Naukę polskiego rozpoczął w Łodzi. -Moje pierwsze wrażenia - wylicza - to zimno, ładne kobiety i niezbyt świeże kanapki w bufecie. I jeszcze zieleń. Nawet w Łodzi, nie najpiękniejszym mieście, parki robią na nim wrażenie. Gdy przyjechał do Krakowa, zachwycił się Plantami. - W porównaniu z greckimi, polskie miasta są niezwykle zielone. Tam bloki niemal zachodzą na siebie, jest mało wolnej przestrzeni, a dzieci bawią się na ulicy. W Krakowie odnalazłem kolory dzieciństwa, z Samotraki.

Szybko przywykł do polskiej rzeczywistości. - Tęskniłem tylko na początku, z czasem coraz mniej. Poznałem przyszłą żonę, zyskałem wielu kolegów, a dla mnie ludzie są najważniejsi. Stratos podkreśla, że wśród Greków jest wyjątkiem - nie wszyscy łatwo się tu odnajdują. - Myślę, że to kwestia charakteru - dorzuca żona Danuta - Stratos jest domatorem, molem książkowym i jest mu obojętne, czy czyta w Polsce, czy w Grecji.

I to prawda, bo Stratos narzeka na brak greckich gazet, książek, choć czyta również polskie. Brakuje mu też fety, oliwek i kawy - drobno mielonej, z miodem, parzonej w tygielku.

Planował, że po studiach wróci do Grecji. Gdy jednak znajomy Grek, właściciel firmy handlowej, zaproponował mu współpracę, zdecydował się zostać. Wśród Polaków czuje się dobrze. - Może Grecy są wyjątkowo otwarci, ale tu też nie miałem problemu ze znalezieniem przyjaciół. Pod tym względem Polacy są podobni do Greków - też lubią się bawić, są towarzyscy.

Nigdy nie spotkał się z niechęcią. - Jesteśmy traktowani przez Polaków z sympatią. Może dlatego, że jesteśmy Europejczykami, może dlatego, że mieliśmy kiedyś wspaniałą kulturę. - zastanawia się.

Zdarzały się natomiast konflikty z powodu polityki. Gdy przyjechał do Polski, w Grecji większość społeczeństwa miała sympatie lewicowe - w 1981 r. wybory wygrała Panhellenistyczna Partia Socjalistyczna PASOK Andreasa Papandreu. - Na sytuację w Polsce patrzyłem inaczej niż moi koledzy. Zmiany polityczne były konieczne, ale wtedy i teraz wiedziałem, że dla większości Polaków będą one negatywne. A przecież chodzi o to, by większość żyła w godziwych warunkach - podsumowuje.

Nigdy nie żałował, że został w Krakowie. - Choć życie nie jest tu łatwe, trudno o pracę, a pensja za podobną pracę, w porównaniu z grecką, jest dwukrotnie niższa - nie myślę o tym, by wyjechać. Już po dwóch tygodniach wakacji w Grecji marzy o powrocie. - W Polsce mam dom i tu czuję się najlepiej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2003

Artykuł pochodzi z dodatku „Unia dla Ciebie - Grecja (10/2003)