Duma i wstyd

Konflikt między Kościołem a rządem socjalistów może wydawać się czymś wyjątkowym, szczególnie po spokojnym ośmioletnim okresie sprawowania władzy przez Partido Popular. Tymczasem jest to powrót do sporów trwających od dwóch wieków, a dotyczących miejsca Kościoła w państwie i społeczeństwie hiszpańskim.

05.06.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Dzięki konkordatowi z 1753 r., rozszerzającemu i tak już znaczne zwierzchnictwo Korony nad Kościołem, król Karol III z dynastii Burbonów mógł wykorzystać kler do reformowania państwa, odnawiając przy okazji Kościół (np. przez likwidację budzących zdumienie w całej Europie praktyk dewocyjnych). Próby ocalenia zachwianej równowagi w stosunkach Kościół-państwo zakończyły się likwidacją Towarzystwa Jezusowego i upokorzeniem nieposłusznych biskupów.

Liberałowie, po objęciu władzy w latach 30. XIX wieku, początkowo starali się kontynuować politykę władców oświeceniowych, nie rozumiejąc zmian zaszłych w Kościele na skutek wojny z Napoleonem. Z kolei Kościół nie pojął, że w ciągu kilkunastu lat zmagań z Francuzami i prób restauracji władzy absolutnej, społeczeństwo hiszpańskie przeszło wielki proces emancypacji. Postawienie wszystkiego na jedną kartę - karlistów, których program był ślepą uliczką (w skrócie: zakładał powrót do zmitologizowanej przeszłości, przypominającej średniowiecze) - doprowadziło do klęski Kościoła w starciu z państwem liberalnym. Władze zajęły dobra kościelne, co było jedną z głównych przyczyn znalezienia się biedoty wiejskiej i miejskiej, jeszcze w XVIII wieku stanowiącej zaplecze politycznego poparcia dla Kościoła, pod wpływem jego najzagorzalszych przeciwników - skrajnych liberałów, a od końca XIX wieku rewolucyjnej lewicy. Pogodzenie się z rzeczywistością przez duchowieństwo i odrzucenie radykalizmu przez umiarkowanych liberałów zaowocowało długim okresem spokoju w stosunkach Kościół-państwo, mimo pojawiających się od czasu do czasu przejawów antyklerykalizmu. O negatywnych dla Kościoła hiszpańskiego zmianach w mentalności społeczeństwa świadczyły pojawiające się od początku XX wieku przypadki instrumentalnego traktowania antyklerykalizmu, jako metody zdobycia politycznego poparcia.

Proklamowanie II Republiki w 1931 r. było dla Kościoła nieprzyjemnym przebudzeniem po dyktaturze Primo de Rivery, ocenianej przez duchowieństwo jako czas od XVIII wieku dla niego najlepszy. Wielu katolików nie chciało się pogodzić zarówno z laickim charakterem nowego państwa, jak republikańską formą rządów, a utwierdzały ich w tym listy prymasa i innych biskupów. Już od 1931 r. w obozach w Pirenejach odbywały się ćwiczenia paramilitarne karlistów, którym towarzyszyli kapelani. Delegacja hiszpańskich katolików udała się wręcz do Benito Mussoliniego, aby prosić o broń dla powstania przeciwko “czerwonej Republice". Zaś rewolucję w Asturii (1934 r.), która była zapowiedzią masowych mordów na klerze w czasie wojny domowej, ksiądz pracujący w tym regionie - Maximiliano Arboleya - uznał za dowód nienawiści między klerem a kapitalistami.

Zdaniem Williama Callahana - historyka kanadyjskiego, najwybitniejszego badacza dziejów Kościoła hiszpańskiego - sytuacji Kościoła w okresie II Republiki nie można porównywać do prześladowań kleru w Meksyku czy krajach komunistycznych. Najbliższa położeniu Kościoła hiszpańskiego w tym okresie była sytuacja Kościoła francuskiego w czasie III Republiki - z tą jednak różnicą, że Kościół hiszpański nie chciał przystosować się do nowych warunków.

Długi cień dyktatury

Ten krótki rys historyczny pomoże zrozumieć źródła obecnych konfliktów; uzmysłowi też, że socjaliści, którzy doszli do władzy w marcu 2004 r., uważają się za kontynuatorów polityki nie tylko premiera i prezydenta Republiki, Manuela Azańii, ale też Karola III. Mówiąc wprost, chcą przekształcić Hiszpanię z państwa niekonfesyjnego w laickie. Głównym autorem tego projektu jest wywodzący się z chrześcijańskiej demokracji rektor Uniwersytetu Karola III w Madrycie, jeden z twórców hiszpańskiej konstytucji - Gregorio Peces Barba.

Zasadniczym celem skupionych wokół niego osób (wywodzących się z reguły z Uniwersytetu Karola III) jest rewizja porozumień między Stolicą Apostolską i Hiszpanią z 1979 r. Szczególnie zależy im na likwidacji przywilejów Kościoła dotyczących nauczania religii i finansowania jego działalności. Podkreślają, że laickość nie jest w żadnym przypadku świecką religią państwową ani też nietolerancyjnym dogmatem osób niewierzących, lecz porozumieniem między wyznawcami różnych religii (lub żadnej) i różnych wzorców moralności, a także wymogiem politycznym, prawnym i moralnym, wynikającym z wolności sumienia. Szkoła publiczna, która z założenia miała likwidować różnice w statusie społecznym uczniów, przez swoją świeckość ma też przezwyciężać różnice powstałe z racji wyznawania odmiennych religii i systemów wartości. Równie ważna dla autorów programu partii socjalistów (PSOE) jest laicyzacja administracji publicznej. W tej kwestii doszło już do wojny, spowodowanej nakazem udzielania przez urzędników ślubu parom homoseksualnym.

Kościół jest oczywiście przeciwny tym socjalistycznym projektom, a jego postawę najtrafniej przedstawia teolog Olegario González de Cardedal. Zarzuca on socjalistom dążenie do przekonania obywateli, że demokracja tylko wtedy funkcjonuje prawidłowo, gdy wyeliminuje się religię z życia publicznego, odrzucenie zaś idei Boga jest niezbędnym warunkiem modernizacji Hiszpanii. Cardedal pisze: “Chrześcijaństwo nigdy nie uzna prawomocności moralnej i demokratycznej państwa czy rządu, który słowem, czynem albo prawem zmarginalizuje codzienną pobożność, zahamuje instytucjonalne przejawy życia religijnego. Oznaczałoby to narzucenie takiego modelu społecznego, który zakładałby wyrugowanie religijności z duszy ludzkiej (...). Byłaby to ukryta - a co za tym idzie, dużo bardziej skuteczna - forma dyktatury".

Dlaczego obrano tak ostry kurs i to właśnie teraz? W niewielkim stopniu wynika to z koniunktury politycznej. Przyczyny postępowania PSOE leżą głębiej i są dla Kościoła boleśniejsze. Przechodząc do ustroju demokratycznego, Hiszpanie zawarli pakt o niewracaniu do czasów wojny domowej. Była to przede wszystkim zgoda strony przegranej w tej wojnie na nierozliczanie frankistów za represje. Pakt zerwali zarówno postfrankiści, jak Kościół. Największe znaczenie miały prace Pío Moa, hiszpańskiego Davida Irvinga, przeinaczającego fakty i tworzącego mity o wojnie domowej (według niego wojnę rozpoczęła lewica w 1934 r., organizując powstanie przeciwko rządowi prawicy; zbombardowanie Guerniki było nieistotnym szczegółem itd.). Pío Moa nie przewidział, że jego działania przyniosą efekt odwrotny od zamierzonego: sympatycy Republiki zażądali rozliczenia się z frankistowską przeszłością, do którego nie doszło w czasie 14 lat rządów socjalistów (1982-96).

Kościół zemsty i męczeństwa

Podobnie wygląda sprawa beatyfikacji ofiar pogromów antyklerykalnych. Procesy wstrzymano w 1966 r., wznawiając w 1982 r., wbrew negatywnej opinii przewodniczącego Konferencji Episkopatu. Gabino Díaz Merchán był przeciwnikiem wynoszenia tych ofiar na ołtarze, mimo że sam w dzieciństwie stracił rodziców, zabitych za to, że w dni powszednie chodzili do kościoła. Uważał - podobnie, jak znaczna część episkopatu - że wznowienie procesu beatyfikacyjnego położy się cieniem na stosunku większości Hiszpanów do Kościoła i powstrzyma zanikanie antyklerykalizmu.

Od czasu przejścia do demokracji, poza najbardziej zaciekłymi antyklerykałami z lewicy (dla których nawet teologia wyzwolenia była klerykalnym spiskiem), nikt nie wypominał Kościołowi jego postawy z lat wojny i frankizmu. Tymczasem podczas procesów beatyfikacyjnych ukazały się książki Hilari Raguera, benedyktyna, i Julio Casanovy, w których bez ogródek ukazano zaangażowanie Kościoła w represje frankistowskie. Cytowany przez Casanovę dziennik kapelana więziennego, Gumersindo de Estella, zawiera wstrząsające oskarżenie hiszpańskiego kleru, tym mocniejsze, że dokonane przez duchownego. Opisuje on m.in. proboszcza z okolic Huelvy (południowa Hiszpania), który doprowadził do wydania kilkudziesięciu wyroków śmierci, mszcząc się za spalenie probostwa. Przedstawiciele miejscowych władz - wojskowi i falangiści - nie byli w stanie przekonać zwierzchników, że kary są niewspółmierne do winy (na plebani nikt nie zginął). Głos księdza interweniującego u wyższych władz był decydujący.

W państwie narodowo-katolickim opinie księży decydowały o życiu i śmierci. Jedynie biskup z Wysp Kanaryjskich, Antonio Pildain, zabronił podwładnym wydawania opinii o parafianach dla władz. Kilku biskupów wręcz nakazywało donosić na czerwonych. W arcykatolickiej Nawarze haniebnym zjawiskiem był udział księży w masakrach zwolenników Republiki, zabieranych z więzień albo dopiero co schwytanych. Rozstrzeliwano ich bez sądu, za to w obecności duchownych, którzy udzielali im absolucji i ostatniego namaszczenia.

Dla nas niemniej wymownym świadectwem zachowań Kościoła z czasów frankizmu jest stosunek do II wojny światowej. Hiszpańska prasa katolicka (wydawana przez Kościół) pisała np., że 3 września 1939 r. “w Warszawie zapanowała wielka radość, gdy usłyszano, że Francja wypowiedziała wojnę Niemcom; zorganizowano wielką manifestację, w której wzięło udział 10 tys. Żydów w chałatach. Większość była pijana i cuchnęła alkoholem". Inne informacje z Polski dotyczyły opieki gubernatora Hansa Franka nad polskimi seminariami i pozwolenia na wyjazd kapłanów do pracy wśród robotników polskich w III Rzeszy. Pod koniec wojny jedna z katolickich pisarek, Carmen Velacoracho, pozwoliła sobie na porównanie Adolfa Hitlera do Chrystusa. W Hiszpanii frankistowskiej do końca lat 60. nie publikowano zdjęć dokumentalnych z obozów hitlerowskich. Z filmów nie tylko “Dyktator", ale także “Lis pustyni" i “Być albo nie być" były zakazane ze względu na karykaturalne przedstawienie Führera. Z kilkudziesięciu biskupów jedynie czterech jednoznacznie krytykowało nazizm i represje frankistowskie. Spotkały ich za to różnorakie szykany, niektóre z nich zastosowano wiele lat po wojnie.

Czy to się komuś podoba czy nie, Kościół hiszpański czasów wojny domowej i pierwszych lat frankizmu był Kościołem zemsty. Najlepiej podsumował to katolik i republikanin, baskijski minister Manuel de Irujo: “W strefie republikańskiej Kościół będzie uchodził za męczennika, w strefie frankistowskiej zaś za pluton egzekucyjny". Inny tekst tego autora, dotyczący prześladowań duchowieństwa, odczytano podczas uroczystości poświęconych pamięci męczenników Kościoła w XX wieku, w maju 2000 r. w Koloseum. Kto powołuje się tylko na jeden z tych dwóch tekstów, pisze nieprawdę o hiszpańskiej wojnie domowej.

Po pierwsze, laickość

W ostatnich latach dramatycznie spadła w Hiszpanii liczba powołań kapłańskich, zauważalnie w Kraju Basków i Katalonii - regionach, z których kiedyś pochodziło wielu księży. Innym negatywnym dla Kościoła katolickiego zjawiskiem jest małe poważanie, jakim cieszy się on w społeczeństwie. Świadczą o tym wyniki ankiety z końca 2004 r. badającej, jakim szacunkiem Hiszpanie darzą przedstawicieli poszczególnych zawodów. Księża zajęli przedostatnie miejsce - przed politykami. Abp Braulio Rodriguez, metropolita Valladolid w Kastylii, stwierdził nawet, że największym problemem dla Kościoła nie są ataki przeciwników, ale właśnie niska ocena w oczach Hiszpanów-praktykujących katolików. Dziennikarze “El Mundo" próbowali znaleźć wśród znanych postaci medialnych osoby gotowe przyznać, że są dumne z faktu bycia katolikami. Zadanie okazało się trudne, a wśród tych, którzy zgodzili się, by ich wypowiedzi opublikowano, kilku nie w pełni przestrzega nakazów moralnych Kościoła.

Jedna z aktorek, deklarująca się jako katoliczka, stwierdziła, że Hiszpanie wstydzą się okazywać publicznie religijność. Wydaje się to sprzeczne z danymi statystycznymi: 65 proc. Hiszpanów uważa się za katolików, 80 proc. nowo narodzonych dzieci jest chrzczonych, a 3/4 małżeństw zawiera się w Kościele. W społeczeństwie hiszpańskim wydaje się więc dominować “świecki katolicyzm", rozumiany bardziej jako styl bycia i hołdowanie tradycji. Każdy, kto uczestniczył w święcie lokalnego patrona jakiejś hiszpańskiej miejscowości, wie dobrze, o co chodzi. Aspekt religijny takiego święta jest co najwyżej drugorzędny. Służy ono przede wszystkim zacieśnieniu więzi społecznych, łączących osoby zamieszkałe w danej miejscowości lub z niej się wywodzące.

Socjaliści zdali sobie sprawę już w latach 80., że sporo katolików nie tylko głosuje na nich w wyborach, ale także w wielu kwestiach nie zgadza się z nauczaniem Kościoła. Uznali wobec tego, że ich program - zwłaszcza w sprawach rozwodów, środków antykoncepcyjnych czy nauki religii - jest tym ludziom bliższy niż nakazy Kościoła.

Ogłoszony po ostatnich wyborach program polityczny PSOE, poza już przeprowadzoną możliwością zawierania związków homoseksualnych, postuluje liberalizację prawa rozwodowego i aborcyjnego. Krytyczni wobec pomysłów socjalistów przedstawiciele Kościoła do tej listy dodają jeszcze kwestię eutanazji i doświadczeń na komórkach macierzystych. Socjaliści odrzucają tę część oskarżeń, twierdząc, że ich program w ogóle nie zajmuje się eutanazją, a prawo dotyczące eksperymentów z komórkami macierzystymi wprowadzono już w czasie rządów Partido Popular.

Nauka religii jest kwestią bardziej skomplikowaną. PP wprowadziło ocenę z religii jako składnik średniej ocen, wpływającej zarówno na możliwość uzyskania stypendium, jak dostania się na studia. Socjaliści chcą to zmienić, a wypowiedzi niektórych z nich idą nawet w kierunku usunięcia religii ze szkół. Wymagałoby to jednak zrewidowania porozumień z Watykanem. Zgodnie z nimi lekcje religii nie są obowiązkowe dla uczniów, ale muszą znajdować się w programie szkolnym. Premier José Luis Zapatero podkreślał jednak wielokrotnie, że mimo deklaracji części socjalistów i przedstawicieli innych partii lewicowych zmiana porozumienia z Watykanem nie należy do priorytetów rządu; nie znalazła się ani w programie wyborczym, ani w przemówieniu inaugurującym kadencję nowego parlamentu.

Przedmiot do zaliczenia

Czasami odnosi się wrażenie, jakby spór był specjalnie podsycany: z jednej strony przez część duchowieństwa i polityków z PP, z drugiej przez przedstawicieli Izquierda Verde, lewicowego ugrupowania złożonego z komunistów i Zielonych. Tytuły prasowe są nierzadko histeryczne, np. “Pobrzękiwanie różańcem" (w oryginale “Ruido de sotanas", nawiązujące do “pobrzękiwania szabelką", co w Hiszpanii oznaczało pogróżki ze strony wojskowych pod adresem rządu). Z drugiej strony, rządzoną przez socjalistów Hiszpanię nazywa się państwem totalitarnym, na co z kolei szef Izquierda Verde, Gaspar Llamazares, odpowiada, że takie wypowiedzi Kościoła sytuują go poza systemem demokratycznym.

Po obu stronach pojawiają się też jednak głosy nawołujące do uspokojenia nastrojów. Jedyny w rządzie socjalistów katolik, minister obrony José Bono, przypomina, że trudno znaleźć w Europie kraj, w którym lepiej by traktowano Kościół katolicki, a laicyzacja społeczeństwa postępowała równie szybko podczas rządów PP, jak PSOE. Stowarzyszenie Teologów im. Jana XXIII zaapelowało do rządzących, aby zaprzestali konfrontacji opartej na niepohamowanych atakach nie tylko na Kościół, ale na samą wiarę; do Kościoła zaś o to, by nie zapominał o dialogu, rozpoczętym przez Sobór Watykański II. Niestety, część przedstawicieli władz zaczyna niebezpiecznie skłaniać się ku pogróżkom obcięcia funduszy przekazywanych przez państwo na rzecz Kościoła. Socjalistom przypomniano, że podobne groźby wysuwał admirał Carrero Blanco, prawa ręka gen. Francisco Franco, w ostatnim okresie reżimu, gdy doszło do największego napięcia w stosunkach Kościół-państwo frankistowskie. Na razie władze nie przekazały pieniędzy z budżetu na rzecz innych religii (protestantyzmu, islamu i judaizmu) - łącznie trzy miliony euro, czyli mniej więcej 1/10 tego, co rocznie otrzymuje Kościół katolicki.

Były biskup Walencji, Rafael Sanus, uważa, że rezygnacja z dotacji państwowych nie tylko nie byłaby zła, ale wręcz zapewniłaby Kościołowi większą wolność. Sanus prosił też hierarchię kościelną o zmianę retoryki, gdyż obecna zakłada, że wszyscy katolicy hiszpańscy myślą jak członkowie Opus Dei. Jego zdaniem Kościół nadal boi się wolności, a Oświecenie ciągle pozostaje przedmiotem do zaliczenia dla hiszpańskich duchownych.

***

Dyskusja o miejscu Kościoła w społeczeństwie hiszpańskim rozpoczęła się przed zwycięstwem wyborczym socjalistów w marcu 2004 r. Gdyby pękł balon napędzającego gospodarkę Hiszpanii boomu mieszkaniowego, jak od pewnego czasu prorokują ekonomiści, i społeczeństwo obwiniłoby za to socjalistów głosując w następnych wyborach na Partido Popular, w kwestiach religijnych niewiele by to zmieniło. Kościół staje przed wyzwaniami o wiele poważniejszymi niż polityka PSOE. Spada popularność tradycyjnych praktyk religijnych, przy zachowaniu - a nawet wzroście - innych form religijności, niezwiązanych z Kościołem katolickim. Mimo rewolucji seksualnej z lat 80., zachowania Hiszpanów w kwestiach moralnych są zdecydowanie bardziej konserwatywne niż np. społeczeństwa amerykańskiego. Kościół może i powinien to wykorzystać, a dyskusja z socjalistami tylko w tym pomoże, bo zmobilizuje do podjęcia nieuniknionych decyzji. Socjaliści zaś nie powinni zapominać, że korzenie Europy to nie tylko Oświecenie, ale także chrześcijaństwo.

Dr TADEUSZ MIŁKOWSKI (ur. 1954) jest historykiem Hiszpanii, autorem m.in. książek “Historia Hiszpanii" (we współpracy z Pawłem Machcewiczem), “Indianie i zakonnicy. Studia z historii Kościoła w kolonialnej Ameryce hiszpańskiej". Jest pracownikiem Instytutu Historii PAN oraz Instytutu Studiów Iberyjskich i Iberoamerykańskich UW.

W części historycznej tekstu wykorzystano prace, których spis znajdzie się w przygotowywanej do druku książce T. Miłkowskiego “Kościół w społeczeństwie hiszpańskim XIX i XX wieku"; wydarzenia ostatniego roku przedstawiono w oparciu o dzienniki “El Mundo" i “El País".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2005