Do Jacka Podsiadły

A mój syn powiedział, żebym się nie martwił. Skoro Pan Jacek Podsiadło z “Tygodnika Powszechnego" zwraca mi uwagę, że zdjęcia ze straszliwego trzęsienia ziemi w Iranie, które jako redaktor prowadzący dopuściłem do druku, są dla niego zbyt drastyczne (“TP" nr 1/04), to znaczy, że nie tylko “Gazetę Wyborczą" ogląda, ale i że mu na niej zależy. Bo gdyby mu nie zależało, to by w ogóle nie zwrócił uwagi. To chyba i nie życzy jej źle? Jeśli mu na “Gazecie" zależy, to jest pewne, że nieraz miał ją w ręku. Że ją ogląda i czyta. Dobrze o niej myśli.

Szanowny Panie! Wiem, że 27 grudnia 2003 r. Pańska idealna “Wyborcza" zderzyła się z “Wyborczą" realną. Aż zabolało. I zaraz Pan znalazł winnego - mnie. Ale to nie moja wina, tylko Pana! Bo Pan by chciał, żebym ja tak umiał skonstruować w “Gazecie" relację z tragedii, w której walące się mury miażdżą dziesiątki tysięcy ludzi, by nie urazić Pana wrażliwości. Idealnie. A ja nie umiem. Ale starałem się z masy drastycznych, nieraz makabrycznych zdjęć wybrać te, na których widać ludzki dramat, a nie np. ludzkie szczątki. Człowieka, który cierpi, a nie np. bezimienne gruzowisko. A dlaczego chcę pokazywać człowieka, który cierpi? Bo cierpi.

Racja, nie jestem nieomylny. Dlatego ostateczna decyzja o wyborze zdjęcia, które mogłoby kogoś wzburzyć, zawsze zapada w gronie kilku redaktorów, po głębokim namyśle i nieraz - proszę mi wierzyć - ostrych dyskusjach. Zgoda, kilka osób też się może mylić. Wszyscy mogą się pomylić. Pomylić się może nawet Pan.

Astrid Lindgren napisała, a Pan kiedyś przytoczył: “Nie mam nic przeciwko śmierci. Umrę spokojnie, ale nie tak od razu, najpierw muszę posprzątać w domu". To śmierć godna i pewnie mieszcząca się w Pana poczuciu estetyki. Na śmierć ludzi, którzy nie zdążyli nawet posprzątać, trudniej się zgodzić. Ale czy pokazywanie jej światu tak, jak zrobiłem to w “Gazecie" (proszę jeszcze raz, bez uprzedzeń, popatrzeć na te zdjęcia), odbiera ofiarom godność?!

Pan zgrywa się jeszcze, że marzą się Panu kolorowe dodatki do “Gazety" pt. “Wysokie zgony" i “Trupkowo". Zgroza. Nie powinien Pan zgrywać się w taki sposób. Bo chyba się Pan zgrywa?...

Dariusz Fedor

***

Miły Panie Dariuszu, ma Pan niezwykłego syna, jeśli jego zasadniczą refleksją po moim felietonie była otwierająca Pański list laurka na cześć “Wyborczej", którą w dodatku próbuje się wcisnąć do ręki mnie. Gwoli ścisłości: nie myślę dobrze o gazecie, w której Pan pracuje. Jedyny komplement, jaki miałem do wyrażenia pod adresem “Wyborczej", wyraziłem i chętnie powtórzę: wciąż nie jesteście szmatławcem porównywalnym z “Superekspresem".

Cieszę się, że zna Pan słowa Astrid Lindgren, które tak lubię po niej powtarzać. Ale powtarzałem też nieraz, że ona strzegła dzieci przed zbyt gwałtownym wchodzeniem śmierci w ich świat. I nie przypadkiem zaczynam swoje teksty inwokacją “A mój syn". Bo ja już mało nie pęknę starając się, żeby zawsze po bajce zdążyć wyłączyć TV, zanim zacznie się główne wydanie trupnika telewizyjnego (stary zgrywus ze mnie), szczęśliwie przeprowadzić go przez miasto oklejone plakatami World Press Photo 2002 (roczne dziecko w kostnicy, 10 000 ojro, oj, jaki zgrywus!), albo właśnie znaleźć program TV w gazecie nie znajdując tych zdjęć, i w setkach innych przypadków. Na razie wystarczy mu, że widział zabitego łabędzia i rozjechanego kota.

Nie mogę jeszcze raz i bez uprzedzenia spojrzeć na te zdjęcia, bo gazetę wyrzuciłem, a patrzenie bez uprzedzenia na martwe dzieci uważam za grzech. Ale i bez tego wiem, że takie fotografie nie odbierają godności ofiarom. Godności i wrażliwości pozbawiają się ci, którzy w obliczu cudzej tragedii majstrują przy aparatach fotograficznych. I wszyscy konsumujący to, co im dziennikarska hiena w zębach przyniosła. Znam proporcjum i to zestawienie będzie dla “Wyborczej" krzywdzące, ale filozofii “chcę pokazywać człowieka, który cierpi, bo cierpi", tak explicite wyłożonej nie słyszałem od czasu, gdy żona Urbana, której godności nie pamiętam, broniła swego prawa do wydawania megatrupnika “Zły". Czy kiedy Pan bardzo cierpi, woła Pan kolegów z działu fotograficznego “Zróbcie mi zdjęcie"? Kiedy umrze Panu ktoś bliski, chciałby Pan zobaczyć swoją rozpacz w jutrzejszych gazetach?

Tak, mogę się mylić. W tym akurat przypadku to nawet chciałbym się mylić.

Jacek Podsiadło

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2004