Czy zmierzch literatury?

W “Przeglądzie" znalazłem rozmowę z Józefem Henem. Sugerowano mi, abym napisał coś o Henie, jako pisarzu zapoznanym, ponieważ zbliża się osiemdziesiąta rocznica jego urodzin, a w księgarniach jego książek nie ma. Kiedy mniej więcej rok temu złamałem nogę, zakotwiczony w fotelu, miałem pod ręką “Szwejka" oraz “Nie boję się bezsennych nocy" Hena: jest to rodzaj jego raptularza. Wiele miejsca poświęcił Hen uwagom i rozmyślaniom nad mnóstwem dzieł z XX wieku. Uważny i życzliwy dla powieściowej klasyki, bywał także krytykiem dość surowym. Zarówno Gombrowiczowi, jak Simenonowi nie skąpił dezaprobaty. Muszę wyznać, że raczej się z deprecjacją obu tych autorów nie zgadzam.

09.11.2003

Czyta się kilka minut

Spoglądając w przeszłość, wspominam, żem spotkał Hena w krakowskiej redakcji “Żołnierza Polskiego", dowodzonej przez pułkownika Płońskiego. Było to bardzo dawno, bo tuż po wojnie, a potem drogi Hena i moje rozeszły się. Rozeszły się również nasze zainteresowania i szlaki pisarskie. Sporo klasycznych dzieł powieściowych, na przykład Prousta, stało się dziś opornych na przyswojenie, ponieważ wzmogło się tempo życia, a co za tym idzie, zmienił się modus operandi literatury. Amerykanie dawno już pisali o Tomaszu Mannie, że jest pompous and ponderous - pompatyczny i ciężkawy.

Szczególnie pociągnęła mnie autobiograficzna warstwa zapisków Hena. Stanowi on przypadek osobny. Po surowym żywocie w sowieckiej Rosji, wstąpił do dywizji Berlinga i doszedł z wojskiem kościuszkowskim za Nysę. Taki człowiek, zdawałoby się, był predestynowany do rozbłysku w Polsce Ludowej, co jednak sprawdziło się w ograniczonym stopniu, ponieważ okazał się suwerenny, niczym kot chodzący własnymi drogami. Miał on swój własny kompas, który udaremnił mu zachwyty nad Związkiem Sowieckim, poznanym od podszewki podczas wojny. O swoich przeżyciach w tamtym pobycie napisał książkę “Nikt nie woła", która czekała trzydzieści trzy lata na wydanie.

Przymierzałem się z dobrą wolą do podźwignięcia wielu książek Hena, ale przekonałem się, że temu nie podołam. Świadczy o tym główny nurt jego prozy, poświęconej obfitym w miłości utworom, które autor ceni sam wysoko w swoim dorobku. Wiele pracy poświęcił też historii, czego dowodzi ostatnie dzieło o królu Stanisławie Auguście. Natomiast moje zainteresowania sięgają poza historię Polski, a nawet człowieka, ponieważ w ostatnich latach zagłębiałem się w paleontologii i kosmologii. Nie wiem, który z nas obu został skazany na większy rozrzut dokonań. Hen pisał opowiadania, scenariusze dla filmu i telewizji, powieści, a mnie najbardziej i najtrwalej przyciągały jego raptularze, ponieważ pisał prawdę, nie zważając na okresy naprzemiennej koniunktury i niepogody w PRL. Kosztowało go to sporo, władza ludowa kilkakrotnie utrudniła mu żywot, a jak o tym świadczy jego ostatni wywiad, czas niepodległej Rzeczypospolitej również okazał się mało przychylny dla jego książek.

Są to niesprawiedliwości, na jakie nie mamy rady, ponieważ rządzi teraz rynek. Hen ubolewa, że rola pisarza zeszła na peryferie, że zanikła instytucja kawiarni literackiej i Domu Literatury, a Związek Literatów przestał być azylem pisarza, występującym o wznowienia i dbającym o sprawy podatkowe. Hen nie zdawał sobie chyba sprawy, w jakim stopniu, mimo swojej wyjątkowej osobności, był przycumowany do środowiska literackiego. O żadnej “kawiarni literackiej" nie słyszałem, a Związek Literatów nie zajmował się problemem wznowienia moich książek. Prawdą jest, że sytuacja pisarza zmieniła się dziś zasadniczo. Kiedy spojrzeć na program krakowskich targów książki, aż gęsto w nim od spotkań z autorami. Można by więc sądzić, że czytelnictwo niebywale rozkwita. Tymczasem większość społeczeństwa w ogóle po książkę nie sięga.

Boleję nad tym, że nie wydano dotąd zebranych opowiadań partyzanckich Jana Józefa Szczepańskiego, które należały do najświetniejszych w jego nowelistycznym dorobku. Znalazłoby się więcej tytułów, których wydanie powitałbym. Na ogół obowiązuje zasada Boya: skoroś taki rozumny, właźże do trumny. Kiedy zamknie się jej wieko, pamięć o nieboszczyku ginie. Rozgoryczony Hen powiedział, że za PRL-u nie mógł wydać “Nikt nie woła", ale i teraz nie może. Przyczyny są jednak odmienne: wtedy chodziło o politykę, a teraz to sprawa rynku.

Mieszkając w Niemczech Zachodnich, a potem przez sześć lat w Austrii, zapoznałem się z warunkami kapitalistycznego rynku wydawniczego. Pamiętam zdziwienie, kiedy przeczytałem w austriackim magazynie literackim artykuł doktora Franza Schuh, zaczynający się od twierdzenia, że jest rzeczą oczywistą, iż żadne literackie pismo nie może przetrwać bez dotacji z zewnątrz. Przyjechałem z Polski, gdzie pism literackich nie brakło i nikt nie zaprzątał sobie głowy problemem ich finansowania. W PRL łożyło na edycję książek całe społeczeństwo, wcale o to nie pytane. Ten problem ma i drugą stronę: znam młodego Polaka mieszkającego w Wiedniu i piszącego po niemiecku, który kilkakrotnie dostawał stypendia i nagrody. Wiele miast niemieckich przyznaje takie nagrody, rozbudowany jest też w Niemczech system finansowego wspierania narybku pisarskiego przez wielki kapitał. I jeszcze jedno: rzeczą zwykłą w Niemczech są pisarze, będący za pan brat z politykami. U nas kontakty klasy politycznej z intelektualistami są praktycznie żadne.

Nasz rynek książki jest płytki, choć Polska liczy prawie czterdzieści milionów ludzi. Sprzedaży pomaga nagroda Nike: Rymkiewicz, który osobliwie mi się podoba - dużo u niego śmierci, czaszek, piszczeli, zwłaszcza gnicia, jest rozlubowany nieco ironicznie w rozkładzie - wydał swój “Milanówek" w dwóch tysiącach, ale tuż po przyznaniu mu nagrody sprzedano resztę nakładu i jest już dodruk. Za PRL-u trzeba było albo stać w świetle władzy, albo osiągnąć Matuzalema wiek, żeby doczekać wznowienia. Książki drukowało się wtedy po kilka lat. Oprócz tak zwanych znajomości i układów, potrzebne są wsparcia filmowe. Za granicą najbardziej pomógł mi Fox, dając Soderberghowi do zekranizowania “Solaris". Film okazał się wprawdzie nieudany, jednak fama, że Lema filmują w Hollywood, poszła w świat. Pisarze starzy, pamiętający dawne czasy, wiedzą dobrze, jak ciężkim więzieniem był stalinizm, jak nas wspomogła odwilż po Październiku i jak potem nastąpił znowu okres lodowcowy. Pragnąc, aby jego utwór ujrzał światło dzienne, musiał każdy pisarz stosować własną taktykę, omijającą zasieki cenzury.

Dla mnie szczególnie cenną pozycją Hena była jego książka o Boyu, której rozmiłowanie w tym człowieku mogłem zestawić z również Boyowi poświęconą książką profesora Markiewicza. Ten ostatni dał rzecz encyklopedycznie profesorską, chłodną, a przede wszystkim niezaangażowaną solennie w odtworzenie drogi, jaką Boy przetorował w polskiej umysłowości. Za najlepsze uważam też odpryski nowelistyczne Hena, w których można dostrzec tak całkowicie prawie przemilczaną i tak fatalnie zapomnianą historię Armii Kościuszkowskiej, walczącej na nyskim froncie, rzecz, którą Hen w nawiasie jednowyrazowym określił z gorzką ironią. Mianowicie napisał w owym nawiasie, że walki te były “niesłuszne". W samej rzeczy, kampanię tamtą skazano na zapomnienie, ponieważ pomysłodawcą utworzenia w Sowietach wojska kościuszkowskiego był Stalin, ale przecież uczestnik tamtych bojów miał nie tylko prawo, ale i obowiązek spisania o nich choćby ułamkowej relacji.

Książki mają swoje wschody i zachody, nierzadko pokrywające się z biografiami ich twórców. Bardzo trudno wyjaśnić, dlaczego niewiele tytułów wykazuje sekularną odporność na upływ czasu. Trwałość poszczególnych dzieł stanowi w gruncie rzeczy tajemnicę.

Niełatwo jest wymierzać w uwagach, jak niniejsze, sprawiedliwość autorom, ale co więcej, uczynić to tak, ażeby ich utwory zmartwychwstały na ladach księgarskich. Hen z pewnością zasłużył na wznowienia, ale podobnych mu losem twórców jest więcej. Nadciągnęła epoka ikonograficzna, internetowa, komputerowa, cyfrowa, która zaczyna nadwerężać czcigodne państwo Gutenberga. Niczym galernicy, jesteśmy przykuci do naszych pisarskich zawodów i być może stanowimy już dziejowy relikt, który stanie się kolejnym zmartwiałym łupem technologii. Powiedzenie habent sua fata libelli nabrało w nowym stuleciu szczególnego, gdyż niepokojącego znaczenia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2003