Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
"Arabska reakcja na spotkanie ministrów spraw zagranicznych Izraela i Pakistanu w Ankarze i na nawiązanie przez oba państwa stosunków dyplomatycznych była łatwa do przewidzenia. Nawet jeśli Islamabad ogłosił jednocześnie, że krok ten nie oznacza uznania państwa żydowskiego. I tak, jak w poprzednich przypadkach, gdy jakieś państwo arabskie nawiązywało stosunki z Izraelem, poczuciu wymierzenia policzka Arabom towarzyszyły gorzkie łzy" - tak znany arabski komentator Abd al-Munem Said zaczyna swój - nietypowy - komentarz w wydawanym w Londynie (i sponsorowanym przez Saudyjczyków) arabskim dzienniku ASZ-SZARQ AL-AWSAT.
Ankarskie spotkanie było dla świata arabskiego zaskoczeniem i kamieniem obrazy tym bardziej, że Pakistan - jedyne państwo muzułmańskie dysponujące bronią atomową i utrzymujące armię w gotowości (ze względu na konflikt z Indiami i niepokoje na granicy z Afganistanem) - było kandydatem Bliskiego Wschodu na rzecznika interesów świata islamu. Przypomnijmy, że Pakistan (dosł. “czysty kraj") powstał w 1947 r. jako islamski bliźniak Indii w efekcie podziału brytyjskiej kolonii. Arbitralny podział spornego terytorium według kryteriów narodowo-religijnych - tak wyglądał patent Londynu, który w Irlandii, Indiach i Palestynie zaowocował wieloletnimi konfliktami. Z drugiej strony, zwłaszcza po objęciu władzy przez obecnego prezydenta Muszarrafa, Pakistan - niegdyś zaplecze walczących przeciw Sowietom mudżahedinów, a potem dla sterowanych z Islamabadu talibów - flirtował z USA. W zamian za niepopularną w kraju “wojnę przeciw terroryzmowi" Muszarraf może liczyć na ostrożne poparcie Waszyngtonu dla jego statusu regionalnej potęgi. Nawet jądrowej.
Said pisze: “W arabskiej myśli politycznej stało się zasadą, że każde zbliżenie z Izraelem niesie ze sobą rodzaj piętna, a każde oddalenie - oczyszczenie, bez względu na skutki dla realizacji celów palestyńskich: czyli zakończenia izraelskiej okupacji i powstania niezależnego państwa palestyńskiego ze stolicą we wschodniej Jerozolimie. (...) Przedłużająca się okupacja i podporządkowanie władzom izraelskim Wzgórz Golan, Strefy Gazy i Zachodniego Brzegu uczyniły bojkot dyplomatyczny Izraela rodzajem bezrefleksyjnie dziedziczonej tradycji, w myśl której biernie oczekuje się dnia wyzwolenia, który nadejdzie, gdy nastaną nowi władcy arabscy i muzułmańscy, a panowanie USA nad światem dobiegnie kresu i upadnie cywilizacja Zachodu". Tymczasem, zauważa komentator, w (rzadkich dotąd) przypadkach, gdy Izrael wycofywał się z okupowanych terytoriów arabskich, działo się tak dzięki “kombinacji środków pokojowych i siłowych. Ani bojkot, ani normalizacja [stosunków z Izraelem - red.] nie były przy tym traktowane jak świętość".
“Posunięcie Pakistańczyków nie jest samo w sobie złe - pisze Said - tak jak i bojkot w przeszłości niekoniecznie był dobry, gdyż pozbawiał [Arabów] możliwości nacisku na Izrael. Co więcej, bojkot Izraela stał się raczej sposobem strategicznego nacisku na Pakistan, zwłaszcza po zacieśnieniu się w ostatnich latach relacji izraelsko-indyjskich".
Pakistan nie będzie ostatni - przepowiada komentator “Asz-Szarq al-Awsat" - i sporo państw, w tym muzułmańskich, uczyni w przyszłości to samo, a każdy będzie się kierować swoim interesem. “Świeżo nawiązanych stosunków można jednak użyć dla stworzenia ośrodka, z którego przemawiano by bezpośrednio do społeczeństwa izraelskiego, wzmacniając w nim siłę zwolenników pokoju i pobudzając zmiany w polityce USA i Europy - proponuje Said. - W ten sposób możemy ujrzeć kwestię stosunków dyplomatycznych z Izraelem w zupełnie nowym świetle. Ich nawiązanie i ich ewentualne rozszerzenie może stać się nieograniczonym narzędziem wpływu i nacisku na Izrael, tak aby zrezygnował z kurczowego trzymania się okupowanych terytoriów i ujrzał korzyść w ich ewakuacji. Co nie może się powieść, jeśli nie zmienimy naszego stanowiska w kwestii palestyńskiej i nie zaczniemy zajmować się praktycznie wyzwoleniem Palestyny, zamiast płaczu nad jej utratą".
SG