Bliźni z teczki

Ludzie różnie rozumieją sprawiedliwość. Dla niektórych jest ona prostą wymianą: oko za oko, ząb za ząb - nie ma mowy o jakimkolwiek zrozumieniu i przebaczeniu bez sprawiedliwej kary, która ma być podobnie dolegliwa, jak cierpienie ofiary. Tam, gdzie mamy do czynienia z przestępstwem, sprawa jest prostsza. Ale jak ukarać donosiciela?.

ANNA MATEJA: - Czy w kolejnej odsłonie "wojny na teczki" nie powinniśmy już szukać pomocy u psychologa?

KRYSTYNA SKARŻYŃSKA: - Psycholog pełni różne funkcje zawodowe, ale przede wszystkim ma pomagać ludziom. Czasem pomocą jest głęboka psychoterapia, która w konsekwencji poprawi jakość życia jednostki. Czasem jest to wsparcie w rozwiązaniu trudnej sytuacji życiowej, a czasem - w konstruktywnym rozwiązaniu konfliktu grupowego. Rozumiem, że oczekuje Pani ode mnie, abym na teczkowy czy lustracyjny konflikt interesów popatrzyła z punktu widzenia wiedzy psychologicznej i możliwości jego rozwiązania w sposób, który ułatwi stronom konfliktu “wyjście z twarzą", bez eskalacji wrogości i agresji. To duże wyzwanie.

- Zwolennicy ujawnienia nazwisk agentów przekonują, że naród musi się oczyścić. Po latach "niewoli babilońskiej" katharsis jest konieczne, by odsiać ziarno od plew, a tylko to nas przygotuje do budowy lepszego państwa. Skąd bierze się przekonanie, że droga do sanacji biegnie przez lustrację i że jej brak jest praprzyczyną obecnych bolączek? Skąd przeświadczenie o "nieudanym starcie" w 1989 r.?

- Gdy słyszę o konieczności “oczyszczenia narodu", mam tylko złe skojarzenia. Doświadczenia historyczne pokazują, że przynosi ono każdemu narodowi więcej nieszczęść niż pożytku. Osoby dostrzegające w dzisiejszej Polsce jedynie ciemne strony - korupcję, biedę bezrobotnych, głodne dzieci - mogą uważać, że gdy pozbędziemy się ludzi związanych ze starym systemem, będzie lepiej. To naiwne myślenie sfrustrowanych, z silnym poczuciem krzywdy. Naiwność polega nie tylko na przekonaniu, że odkrycie twarzy funkcjonariuszy UB i ich pomocników polepszy los ludzi, którym jest źle. Równie naiwna psychologicznie jest wiara w to, że można łatwo i trafnie “zaszufladkować" człowieka: ten jest porządny i takim pozostanie, a ten - świnia na zawsze. Ludzie są bardziej skomplikowani, dobro i zło jest w każdym z nas; to życie i sytuacje, w jakich nas stawia, sprawiają, że jesteśmy podli albo wspaniali. Ciągle wybieramy między różnymi wartościami, a nasze wybory nie muszą być takie same jak sąsiada.

- Od kiedy lista katalogowa opuściła czytelnię Instytutu Pamięci Narodowej i weszła do powszechnego obiegu, w oddziałach IPN-u kilkakrotnie zwiększyła się liczba wniosków o dostęp do akt. Czy niezadowolonych z III RP jest więcej, niż mogliśmy przypuszczać?

- Niezadowolonych jest dużo, ale nie tylko oni ustawiają się w kolejce po teczki. Zgłoszenie wniosku może też być wynikiem presji społecznej, że “tak należy", albo chęci zaznaczenia swojej roli ofiary. Nikt przecież nie chce być prześladowcą, niełatwo jest przyjąć własną winę i zgodzić się na społeczne potępienie. Sprawca krzywdy, nawet gdy jego wina jest bezsporna, próbuje ją zrzucić na ofiarę. To naturalna reakcja: dbałość o dobry wizerunek, bez którego trudno żyć. Znaczenie ma też ciekawość: “co też w tej teczce znajdę?".

  • Krzywda jako inwestycja

Przynajmniej te trzy motywy trzeba brać pod uwagę, także wtedy, gdy chcemy wyjaśnić wyniki sondaży pokazujące, że duży procent Polaków, większy niż parę lat temu, chce powszechnej lustracji. Być może jest to wynik ogólnego stanu świadomości Polaków - jesteśmy niezadowoleni z funkcjonowania państwa i próbujemy zrozumieć, dlaczego jest, jak jest. Poczucie krzywdy mogą mieć też dawni opozycjoniści, którzy narażali wiele cennych dóbr osobistych, a teraz obawiają się, że mogą zostać, choćby omyłkowo, nazwani donosicielami albo widzą, że kraj, w którym żyją, nie jest urządzony tak, jak sobie wyobrażali w czasach walki z reżimem. To oni właśnie, przyjmując, może nawet nie do końca świadomie, rolę ofiar obu systemów - dawnego i nowego - mogą być najbardziej skłonni do rozliczeń.

Z badań Sopockiej Pracowni Badań Społecznych wynika, że w 1998 r. 24 proc. ludzi uważało się za skrzywdzonych przez PRL. Jednak w tym samym badaniu 25 proc. Polaków mówiło, że czuje się skrzywdzonymi przez aktualny system. Może dlatego, że nie wszyscy, którzy angażowali się w zmiany i którym nie podobała się PRL, teraz mają lepiej. Czasem, paradoksalnie, te osoby mają dziś gorszą pozycję społeczną, mniej zarabiają.

- Albo mają poczucie utraconych szans: miniony ustrój zabrał im najlepsze lata życia.

- Też może tak być. Przede wszystkim jednak często postrzegają swoją pozycję jako gorszą od zajmowanej przez ludzi, którzy nic nie robili, żeby tamten ustrój zmienić. Rośnie w nich poczucie niesprawiedliwości, gdy widzą, że osoby związane z poprzednim systemem świetnie funkcjonują, odnoszą sukcesy finansowe, towarzyskie czy medialne, a oni żyją biednie, średnio czy po prostu nie na miarę swoich aspiracji.

Wygląda to trochę tak, jakby życie społeczne traktowano jak grę o sumie zerowej: im bardziej jacyś “oni" wygrywają, tym bardziej my tracimy. W ten sposób spora grupa Polaków przyjmuje rolę ofiary. Przynosi jej to krótkotrwałe korzyści psychologiczne. Jeżeli ludzie czują się skrzywdzeni czy niesprawiedliwie potraktowani, traktują swoje krzywdy jako inwestycję: coś im się za te krzywdy należy, więc nie muszą się już starać. Jest to też usprawiedliwieniem obecnego braku sukcesu: przegrywam w rywalizacji nie dlatego, że nie mam potrzebnych umiejętności, za mało się staram, ale dlatego, że nie ma tu żadnej sprawiedliwości. Z badania, które prowadziłam w grudniu 2004 r., wynika, że według większości Polaków nie ma w naszym państwie sprawiedliwości, ludzie nie dostają tego, co im się należy, a społeczeństwo jest “źle urządzone".

- Zwolennicy powszechnej lustracji przekonują, że "naród musi znać prawdę o sobie i ma prawo do własnej pamięci". To wielkie słowa, ale czy jesteśmy gotowi do przyjęcia bardziej trywialnej prawdy o czasach PRL, że np. donosił na nas sąsiad z klatki schodowej, kolega ze studiów czy dawna sympatia? Co Polacy, niezadowoleni z sytuacji w kraju, zrobią z takimi informacjami?

- Ci, którzy wywołali tę lawinę, w ogóle nie zajmują się takimi drobiazgami i to jest właśnie jeden z powodów, dla których można powiedzieć, że oni także przyjmują rolę ofiary. Bo to, co robią, jest typowym egocentryzmem osoby głęboko pokrzywdzonej: myślą jedynie o swoim bólu i jakiejś formie odwetu. Wydaje im się, że gdy odprawią akt sprawiedliwej zemsty, wreszcie będzie im łatwiej i lepiej żyć. Zdejmie to z nich dojmujące poczucie upokorzenia i bezradności, a przywróci siłę i znaczenie.

Psychologowie i psychiatrzy mają jednak liczne dowody na to, że osoby skrzywdzone dopuszczające się zemsty lub odwetu, np. ofiary gwałtu, weterani wojenni z Wietnamu, więźniowie obozów koncentracyjnych, nie pozbawiają się w ten sposób kłopotów ani cierpień. Dalej mają silne poczucie zagrożenia, są nieufne, ciężko chorują - de facto stają się ofiarami własnych czynów. Pomaga natomiast nadanie sensu cierpieniom, uznanie, że dzięki naszej krzywdzie stało się na świecie coś dobrego. Może to być uznanie, że coś dobrego w dzisiejszej Polsce jednak jest, że warto było...

  • Cierpienia sprawcy

Co zrobimy z tym, co przeczytamy w teczkach? Zgodnie z mechanizmami pamięci, dopasujemy to, co wiedzieliśmy, do tego, co znajdziemy. Pamięć jest przecież subiektywnym sposobem rekonstrukcji zdarzeń: dowiadując się czegoś o innym, zaczynamy sobie “przypominać", że rzeczywiście było w nim coś podejrzanego i można się było domyślać, że on donosi. Niczego nowego w ten sposób się nie dowiemy, m.in. dlatego, że myślenie o winie i odpowiedzialności osób głęboko skrzywdzonych jest uproszczone. Ofiara nie potrafi uwzględnić stopnia swobody działań swego prześladowcy, czyli ograniczeń jego wolności. Nie wnika w jego motywacje, przypisując krzywdzicielowi cynizm i kierowanie się prymitywnymi motywami, najczęściej materialnymi. Sprawca nie przeżywa żadnych wahań ani dylematów, ofiara zaś jest zawsze nieskazitelna moralnie i uczciwa. Nie ma między nimi żadnego podobieństwa, pełna dychotomia.

- Czy ta druga strona jest jeszcze dla nas człowiekiem?

- Przy silnych emocjach jesteśmy o krok od jej dehumanizacji. Sprawca i jego ewentualne cierpienia są nieważne. Ofiara długo nie chce go bliżej poznać, ponieważ ból zamyka na innych i skłania do bagatelizowania ich emocji. Ale to samo można powiedzieć o prześladowcach. Nie zrozumiemy innych, dopóki będziemy tkwić w dawnych rolach. Głębszej prawdy o ludziach nie poznamy przez ogólnonarodowe oglądanie jakichkolwiek list. Jedynie jeszcze raz zobaczymy, że nie było tak jednolitego frontu narodu przeciw PRL, jak to nam się kiedyś wydawało. I że byliśmy różni.

- Lustracja jest pojęciem głęboko dotykającym rzeczywistości, a obracamy się w kręgu pojęć idealnych: prawda, jednoznaczny podział na ofiary i prześladowców. Tymczasem otwarcie teczek będzie de facto zagłębieniem się w ciemniejszą stronę życia.

- Dlaczego tylko ciemniejszej? Rzeczywistość społeczna jest bardziej skomplikowana. Tylko czy naprawdę będziemy tak myśleć, czy też wybierzemy prosty obraz świata? Ilu z nas przylepi komuś etykietkę “donosiciel" czy “ubek" i na tym skończy się jego myślenie o całej sprawie? Ilu pomyśli: “świetnie, wreszcie jest sprawiedliwość, każdy oberwie za swoje".

Ludzie różnie rozumieją sprawiedliwość. Dla niektórych jest ona prostą wymianą: oko za oko, ząb za ząb - nie ma mowy o jakimkolwiek zrozumieniu i przebaczeniu bez sprawiedliwej kary, która ma być podobnie dolegliwa, jak cierpienie ofiary. Tam, gdzie mamy do czynienia z przestępstwem, sprawa jest prostsza. Ale jak ukarać donosiciela? Na co się wymienia pięć lat życia straconego w więzieniu; to, że nie oglądało się wiosny i dorastania dzieci? A upokorzenie, strach, niepewność losu najbliższych? Osoby bardziej skomplikowane poznawczo uważają, że sprawiedliwe jest takie postępowanie, które służy czemuś dobremu, przynosi nową wartość, a nie tylko wyrównanie krzywd.

- Nikt nie odwołuje się do takiej postaci jak Jacek Kuroń, który właśnie z powodu szykan reżimu stracił niejedną wiosnę i szansę na spokojne życie, nie pozwolono mu nawet na czuwanie przy umierającej żonie. Nie pozostawiło w nim to jednak chęci odwetu czy zapiekłej złości, ale utwierdziło zdolność do przebaczania.

- Bo w nim była miłość i szacunek do człowieka. Nigdy też nie czuł się ofiarą. Takich ludzi jak on system nie złamał, także w tym sensie, że pozostała w nim wiara w ludzi. Oczywiście, nie akceptował wszystkich czynów, ale rozliczeń nie potrzebował. Widział sens swoich działań i wartość wybaczenia.

  • Wydrzeć tajemnicę drugiego

W przywracaniu sprawiedliwości ważne jest też to, co robią prześladowcy. Zrozumienie, uznanie własnej winy, skrucha, przeprosiny ułatwiają porozumienie. Ale to nie jest łatwe. Każdy człowiek broni dobrego mniemania o sobie, pierwszą reakcją sprawcy cudzej krzywdy jest zaprzeczanie, próba usprawiedliwiania, obwinianie ofiar. Kiedy pojawia się wstyd - dochodzi do odgrodzenia się od świadków i ofiar. Odrzucając winę, sprawca może też wchodzić w rolę ofiary i zapewne spotka go podobny los. W ten sposób nakręcamy długotrwały proces cierpień różnych ludzi. Ktoś, kto nie wierzy, że można powoli umierać ze wstydu i cierpieć katusze z powodu społecznego odrzucenia, nawet gdy przewiny nie są duże, niech przeczyta “Rytuały morza" Williama Goldinga.

- A może to kolejna odsłona narodowego polowania na czarownice?

- Ci, którzy widzą w dzisiejszej Polsce jedynie zło, próbują sobie to wyjaśnić prostym sposobem - chcą znaleźć “onych" czy “innych", których można obarczyć odpowiedzialnością za niepowodzenia transformacji. W stosunku do współpracowników służby bezpieczeństwa śmiało można to robić, bo oni już są negatywnie wartościowani. Jeżeli znajdziemy czarne owce, zaśmiecające nasz porządny, uczciwy, nieskazitelny naród, wreszcie będzie nam lepiej. Jest tu więc jakaś analogia do mechanizmu kozła ofiarnego. Przy takim nastawieniu i silnych emocjach negatywnych tylko krok od nienawiści.

Robert Zajonc, wybitny psycholog amerykański polskiego pochodzenia, wykazał, że u podłoża nienawistnych zachowań leży wiara w imperatyw moralny: musimy coś zrobić, bowiem prawda czy moralność jest tylko po naszej stronie. Skoro jesteśmy tacy moralni, wszystko nam wolno, np. mamy prawo oczyszczać Polskę z elementów postkomunistycznych bez względu na “koszty uboczne". Jeśli wiele rodzin przeżyje tragedię - trudno. Jeśli to kogoś niewinnego zaboli - nie szkodzi, wszak to my mamy rację. Racja moralna legitymizuje wszystko. Tymczasem nienawiść to nie tylko emocja; z nienawiści popełnia się zbrodnie.

- Czy z lustracji może wyniknąć coś pozytywnego?

- Jeśli zainteresowanie tym, co i dlaczego ktoś robił w PRL jest tak duże, może jest to dobry moment, aby przejść od demokracji sondażowej do deliberatywnej. Czyli próbować wprowadzić autentyczny dyskurs między osobami o różnych poglądach, które nie są politykami. Można też pójść krok dalej: jeżeli chcemy budować społeczeństwo obywatelskie, musimy sobie ufać, a wygląda na to, że nie jesteśmy do tego zdolni bez poznania i zrozumienia przeszłości własnej i bliźnich. Warto więc doprowadzić do tego, żeby osoby, które wyrządziły sobie krzywdy, np. pisząc donos, mogły - jeżeli zechcą - spotkać się w towarzystwie mediatorów i powiedzieć, co wtedy przeżywały. To szansa na wzajemne zrozumienie, zasypanie podziałów czy zmniejszenie wzajemnej obcości. Dopiero takie konfrontacje, przerywając eskalację wzajemnych krzywd czy cierpień, mogłyby zadziałać jak katharsis i poprawić narodowe samopoczucie.

- Na razie chcemy poznać tajemnice innych. Mechanizmy życia społecznego w PRL interesują nas dużo mniej. Jakbyśmy zapominali, że takie zadanie przerasta śmiertelnika.

- Wydaje mi się, że ta ciekawość bardziej tkwi w ludziach, którzy sami niewiele przeżyli, nie są ani ofiarami, ani funkcjonariuszami starego systemu. To raczej osoby poszukujące wrażeń i sensacji, których samopoczucie poprawia się, gdy dzieje się coś emocjonującego. Można ich nazwać kibicami. Wrzawa, publiczne wyrażanie wrogości umila im szare życie. Dodatkowo ekscytuje ich fakt, że lista jest niezupełnie legalna, “wyciekła" bowiem ze “źródeł dobrze poinformowanych" (co w potocznym odbiorze zwiększa jej wiarygodność). Nie brakuje także kibiców politycznych, działających tak samo, jak kibice Legii czy Cracovii: widzą tylko faule przeciwników, a u swoich wyłącznie grę fair.

To, co się dzieje z teczkami, do poznania natury ludzkiej i złożoności ludzkich motywacji nic nie wnosi. Nie przybliżamy się nawet o krok ani do prawdy psychologicznej, ani do prawdy historycznej. Przybliżamy się tylko do potwierdzenia naszych hipotez i założeń. A pomysłowość naszego umysłu w ich potwierdzaniu jest nieograniczona.

Prof. KRYSTYNA SKARŻYŃSKA jest autorką wielu artykułów i książek z dziedziny psychologii społecznej oraz politycznej (“Spostrzeganie ludzi", “Konformizm i samokierowanie jako wartości", “Podstawy psychologii politycznej", red.). Kieruje Katedrą Psychologii Społecznej Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej i Pracownią Psychologii Polityki w Instytucie Psychologii PAN.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2005