Biliśmy trupa

- Dobrze, że wychodzim zsądu nie jako zabójcy - rosły drwal Tomasz Winek uśmiechnął się do dziennikarzy izaczął dawać pierwsze wswoim życiu wywiady. Mówił owszystkim, tylko nie otym, jak wyglądał najgłośniejszy wostatnich latach samosąd.

02.11.2007

Czyta się kilka minut

Uczestnicy linczu opuszczają areszt w Barczewie, listopad 2005 r. / fot. TOMASZ WASZCZUK / Agencja Gazeta /
Uczestnicy linczu opuszczają areszt w Barczewie, listopad 2005 r. / fot. TOMASZ WASZCZUK / Agencja Gazeta /

Tomasz Winek patrzył na sąd, jakby go nie widział. Przekrzywił głowę, jakby słuchał, ale nie mógł usłyszeć. Zastygł przygarbiony i trwał w bezruchu nawet wtedy, gdy sędzia czytał, że "uznaje go za winnego tego, że 1 lipca 2005 we Włodowie gmina Świątki w województwie warmińsko-mazurskim, działając wspólnie i w porozumieniu, wziął udział w pobiciu Józefa C., używając niebezpiecznych przedmiotów w postaci metalowych szpadli (...) pióra resoru i pięści". Nie drgnął, gdy sędzia czytał, że "skazuje go na karę dwóch lat pozbawienia wolności", ani gdy dodał, że "jej wykonanie zawiesza na okres lat trzech".

Niemrawy uśmiech na twarzy Winka pojawił się dopiero, gdy obrońca szepnęła mu coś do ucha. Chyba dopiero wtedy zrozumiał, że choć Józefa C. znaleziono z roztrzaskaną na kawałki głową, to on nie jest mordercą. Nie pójdzie siedzieć, jak chciała prokurator, na dziesięć lat za morderstwo. Sąd uznał jego i jego braci, Mirka i Krzyśka, jedynie za sprawców pobicia tego łajzy i wichrzyciela, recydywisty Józefa C., zwanego Ciechankiem. Sąd tak uznał, bo na morderstwo nie znalazł w aktach dość dowodów. A wątpliwości trzeba rozstrzygać na korzyść oskarżonych. Tyle Winkowi starczyło do szczęścia.

- Wracamy z żoną do domu, do dzieci, będziem dalej normalnie żyć, nie będziem wcale myśleć o tym, co się wtedy stało, wszystko będzie dobrze - tłumaczył zadowolony.

Z ulgą na twarzach wyszli z sądu też bracia Tomka i jego teść Wiesław K., który razem ze swoim sąsiadem Stanisławem M. odpowiadał za zbezczeszczenie zwłok Ciechanka. Dostali po pół roku w zawieszeniu na trzy lata. Sąd zrozumiał, że nie mogli się oprzeć pokusie, by znienawidzonemu przez lata Ciechankowi dołożyć, nawet gdy leżał bez tchu.

Zadowolenia z wyroku nie było widać tylko po Rafale W., który za to, że rzucił łomem w nogi Ciechanka, dostał rok w zawieszeniu na trzy. A do tego kuratora, bo ma dopiero 21 lat.

Spokój już będzie

Lincz we Włodowie w 2005 roku wstrząsnął Polską. Miejscowi opowiadali wtedy, że musieli wziąć sprawy w swoje ręce, bo choć alarmowali policję, że recydywista gania po wsi z maczetą, to ta nie wysłała po niego radiowozu. Funkcjonariuszy nie przekonały ani kobiety lamentujące do słuchawek, że "Ciechanek szaleje", ani zakrwawiony biceps Tomasza Winka, który osobiście pofatygował się na komendę do Dobrego Miasta i w dyżurce podwinął rękaw, żeby pokazać, jak mocno recydywista go skaleczył.

- Od takich ran się nie umiera, gorsze widziałem - odpowiedział policjant.

W Winka jakby piorun wtedy strzelił. Wrócił do domu i obgadywał policję przed sąsiadami. Ale to nie pomogło, tylko jeszcze bardziej go nabuzowało.

Dlatego gdy wieczorem zobaczył za wsią pijanego Ciechanka, który machał maczetą i wrzeszczał, że "spali i powyrzyna", syknął: "nie daruję". Chwycił za pióro resoru i wsiadł do poloneza. - Dawaj ze mną! - rozkazał Rafałowi W., który pomagał mu w remoncie. Rafał zabrał łom.

Wrócili po kilkunastu minutach. "Spokój już będzie" - powiedział Tomasz do żony i sąsiadek. I jakby nic się nie stało, zajął się swoją robotą.

W krzaki, gdzie leżał Ciechanek, poszedł potem ojciec Marleny Winek i jego sąsiad Stanisław M. "On nie będzie więcej wam wadził" - powiedzieli po powrocie i kazali zaparzyć sobie kawy.

Po nich do domu Winków wrócili jeszcze młodsi bracia Tomasza, Mirek i Krzysiek, którzy całe popołudnie naprawiali dziury w szutrowej drodze. Odstawili łopaty i poszli jeść.

Zmierzchało, gdy jedna z sąsiadek Winków zadzwoniła na policję: - Przyjedźcie posprzątać.

Policja przyjechała, gdy było już ciemno. - Teraz dopiero jesteście?! Po co?! Za co nam chłopaków zamykacie?! Że chwasta wyrwali?! To Ciechanek był kryminalista, nie oni! - krzyczały kobiety na policjantów, którzy zakładali Winkom kajdanki.

To nie my

- Jak odchodziliśmy, to żył, mówił, że wszystkich pozabija - zeznawał Tomasz Winek.

Był środek nocy, wszystko z wrażenia mu się plątało, ale ręczył, że jak odchodził z braćmi i Rafałem, to Ciechanek żył. - Biliśmy go łopatami po nogach. No, może ze dwa, trzy razy dostał w plecy. Ale nie w głowę!

- Jak my przyszliśmy, to był cały zakrwawiony, myślę, że biliśmy trupa - powiedział za to policji Wiesław K.

Kto kłamał? Kto mówił prawdę? Kto zabił Józefa C., rozbijając mu głowę, a kto go tylko pobił? Włodowianie nie pisnęli już o tym słowa, bo adwokaci nakazali im milczenie.

Winkowie i ich kompani milczeli przez cztery miesiące w celi aresztu.

Milczeli, gdy w blasku fleszy opuszczali więzienie. Minister Zbigniew Ziobro kazał ich zwolnić, stwierdzając, że "przekroczyli granice obrony koniecznej". Otwierali co prawda drzwi dziennikarzom, którzy odwiedzali ich we Włodowie, ale gdy ci włączali kamery, mikrofony i dyktafony - milkli.

Reporterzy wyjeżdżali ze wsi z materiałami o tym, jak bezduszna okazała się policja i że Ciechanek zawsze chodził z nożem, przesiedział 34 lata, a na więzienie mówił "dom".

Proces o lincz ruszył przed Bożym Narodzeniem, wyrok zapadł tydzień temu. Przez 22 rozprawy oskarżeni powiedzieli w sądzie po trzy zdania: na pierwszej, że nie zabili Ciechanka i odmawiają zeznań oraz odpowiedzi na pytania, a na ostatniej, że proszą o sprawiedliwy wyrok i karę w zawieszeniu.

Polowanie

Sąd dwoił się i troił, żeby ustalić, jak wyglądał lincz, ale niewiele zdziałał, bo świadkowie, w większości mieszkańcy Włodowa, mówili tak, żeby za dużo nie powiedzieć. Kilku osobom wymknęło się, że w pogoni za Ciechankiem brało udział wielu ludzi ze wsi, którzy potem obserwowali, "jak Ciechanek dostaje wpiernicz".

- Proszę to opisać - mówili sędziowie.

- Ja tego nie widziałem, ludzie gadali.

- Co ludzie mówili? Jacy ludzie? - nie odpuszczali sędziowie.

- Nie pamiętam, to tak dawno było... - i zapadało milczenie.

W takich chwilach z napięcia tężały twarze adwokatom. Ale Tomek Winek i jego bracia siedzieli spokojni, jakby nieobecni. Jakby nie zdawali sobie sprawy z tego, że każde słowo może zdecydować o ich wolności. Nie poruszyło ich nawet to, że prokurator żądając dla nich 10 lat więzienia za zabójstwo, powiedziała, iż zrobili "polowanie z nagonką na człowieka".

***

Mirek i Krzysiek Winkowie po wyroku wciąż nie byli rozmowni. Błyszczał za nich starszy brat. - Spokojnie jest teraz we Włodowie, cały ten czas, jak był proces, normalnie pracowałem, normalnie żyłem, jakby się nic nie stało - mówił dziennikarzom.

- Nerwów pan dużo stracił? - spytałam, gdy już odchodził.

- Trochę. Ale nie za bardzo. Bo ja to w sprawiedliwość wierzyłem.

- Teraz to my o tym całkowicie zapomnimy, bo do sądu nie trzeba będzie jeździć - dodała za Tomasza żona. Tak jakby nie rozumiała, co znaczy apelacja, którą zapowiedziała prokuratura.

Winkowie zgodzili się na podawanie ich nazwiska.

Joanna Wojciechowska jest laureatką nagrody "Grand Press" za najlepszy reportaż roku 2006. Pracuje w olsztyńskim oddziale Polskiej Agencji Prasowej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2007