Autoportret z historią w tle

Dwadzieścia pięć lat temu krużganki krakowskiego klasztoru Dominikanów przypominały codziennie rojny ul, a to za sprawą duszpasterstwa akademickiego, zwanego powszechnie Beczką. Charyzmatycy i konspiratorzy, opiekunowie chorych i działacze SKS-u, zamknięte seminaria filozoficzne i tłumnie uczęszczane wykłady o najnowszej historii czy o literaturze rosyjskiej, spotkania ze Stefanem Kisielewskim czy Andrzejem Kijowskim i noce czuwań modlitewnych, wędrówki po górach i pomoc w budowaniu kościołów...
 /
/

Hektycznej aktywności studentów towarzyszyło zainteresowanie ze strony służb specjalnych, a naciski na klasztor, by tę aktywność powściągnąć, przyjmowały rozmaite formy, włącznie z odcięciem dostaw blachy miedzianej potrzebnej do remontu dachu...

Nad rojącym się w średniowiecznych murach kłębowiskiem starało się zapanować trzech charyzmatycznych duszpasterzy: o. Tomasz Pawłowski, o. Jan Andrzej Kłoczowski i - najstarszy z nich - o. Joachim Badeni. Jeśli to on odprawiał niedzielną Mszę o 9.00, trwała zawsze nieco krócej niż zwykle, co nie wynikało z braku skupienia nad tajemnicą eucharystycznej Ofiary, ale z dobitnej zwięzłości kazania. Budził podziw i respekt, zjednywał bezpośredniością i poczuciem humoru. Mówiło się o jego arystokratycznym pochodzeniu i wojennych przygodach, o zainteresowaniach buddyzmem - wygłaszał wykłady na temat tybetańskiej Księgi Zmarłych - i fascynacji ruchem odnowy w Duchu Świętym. Wiedzieliśmy, że stał się mistrzem duchowym nie tylko dla rozmaitych świeckich podopiecznych, ale i dla niektórych młodszych współbraci.

***

Użyłem czasu przeszłego, bo przywołuję obraz sprzed ćwierćwiecza, ale przecież człowiek, o którym piszę, nadal mieszka w krakowskim klasztorze, czynny i pełen energii. Dzięki moim redakcyjnym kolegom, Arturowi Sporniakowi i Janowi Strzałce, niezwykłą postać Ojca Joachima będzie mogło teraz poznać szersze grono. Charakteryzuje się on bowiem osobowością, której siłę najlepiej odczuwa się w bezpośrednim spotkaniu. “Talenty mam wprawdzie liczne - żartuje - ale nie potrafię zręcznie pisać. Jestem prorokiem mówiącym, nie zaś piszącym". Dwie książki rozmów umożliwiają takie spotkanie.

Pierwsza - “Boskie oko, czyli po co człowiekowi religia" - była zapisem dysputy obu redaktorów z o. Badenim i jego współbratem (a także uczniem), filozofem religii o. Janem Andrzejem Kłoczowskim. Druga, wydana obecnie, przynosi “autoportret mówiony" Ojca Joachima. Jego humor, równowaga duchowa i dystans do samego siebie sprawiają, że ta autobiografia nie ma nic z autohagiografii, że czyta się ją chwilami jak współczesne wcielenie powieści łotrzykowskiej, choć w ostatecznym rachunku jest lekturą bardzo budującą. Dociekliwość zaś rozmówców sprawia, że prócz przyjemności, jaką daje żywa narracja, i prócz pokrzepienia natury duchowej, czytelnik otrzymuje także lekcję historii.

Najpierw przenosimy się do początków minionego wieku. Ludwik Badeni, dyplomata austriacki, syn Kazimierza - namiestnika Galicji, przez dwa lata premiera rządu Austro-Węgier - poznaje podczas balu w Sztokholmie piękną Alicję Ancarcrona, córkę szwedzkiego koniuszego królewskiego. “Mimo niechęci Oscara Ancarcrony do katolika Badeniego mama pozostała wierna głosowi serca - opowiada o. Joachim. - Wesele rodziców odbyło się na Zamku Królewskim w Sztokholmie, co podobno oburzyło królową szwedzką, bo doprawdy to nic przyjemnego przestawać z katolikami". Panna młoda przyjęła wyznanie męża, choć zachowała wstrzemięźliwość wobec niektórych przejawów swej nowej religii; “gdy się urodziłem, babka moja, Maria ze Skrzyńskich Badeniowa, powiesiła nad kołyską medalik z Matką Boską, a mamę to niesłychanie oburzyło, bo w geście teściowej dopatrzyła się katolickiego zabobonu".

Przyszły dominikanin urodził się w 1912 r. w Brukseli (“Europejczykiem jestem od kołyski"...) i otrzymał na chrzcie imię Kazimierz. Gdy miał cztery lata, umarł jego ojciec, matka wyszła ponownie za mąż za Karola Olbrachta Habsburga z Żywca. Tymczasem Polska odzyskała niepodległość i zarówno Żywiec, jak i Busk Badenich znalazły się w jej granicach. I tutaj dotykamy pierwszego fascynującego wątku tej książki: polskiego patriotyzmu wielonarodowej rodziny arystokratycznej. Powściągliwego, nieostentacyjnego, wyrażającego się czynami, nie słowami. Karol Habsburg za lojalność wobec Polski zapłacił podczas II wojny internowaniem przez Niemców i utratą majątku. Jego syn (czyli przyrodni brat o. Badeniego), którego wybuch wojny zastał w Szwecji, wstąpił do wojska polskiego w Anglii. Alicja Habsburg, przesiedlona do Wisły, działała w Armii Krajowej. Nie wspominając już, że jej ulubioną lekturą była... “Trylogia", a upodobanie do niej zaszczepiła synowi (“Co, czytając ją, czuł chłopiec, który w połowie był Szwedem?" - “Czułem, jak wrze we mnie polska krew!").

Nie chcę czytelnikom tej rubryki odbierać przyjemności, więc tylko krótkie wyliczenie tego, co dalej. A więc: studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim i beztroskie życie w kręgu ówczesnej “złotej młodzieży", przerwane niezwykłym przeżyciem religijnym. Wrzesień 1939, wędrówka przez Rumunię do Francji, obóz wojskowy w Coetquidan, służba w Podhalańczykach, Narwik, znowu Francja - już zajęta przez Niemców. I kolejna wędrówka, przez Afrykę Północną do Gibraltaru, potem Anglia (właśnie te fragmenty najbardziej przypominają powieść przygodową, w której dramatyzm wojny miesza się z epizodami niemal humorystycznymi).

W Anglii właśnie, nie bez udziału sławnego filozofa o. Innocentego Bocheńskiego, wówczas kapelana brygady spadochronowej, w lipcu 1943 Kazimierz Badeni podejmuje decyzję o wstąpieniu do dominikanów. Odbywa nowicjat w angielskim klasztorze w Howkesyard i w lipcu 1945, w dniu imienin Joachima (stąd imię zakonne przyjęte na cześć ojca Matki Boskiej) składa pierwszą profesję. A później, już w habicie, wraca do kraju.

Jesteśmy dopiero w połowie książki... Później życie zewnętrzne czasem jeszcze wkracza w tę opowieść - poznajemy m. in. powojenne losy Habsburgów żywieckich, zamknięte niby klamrą niedawnym powrotem do Żywca przyrodniej siostry autora, Marii Krystyny Habsburg - najważniejsze jednak stają się nie tyle fakty, ile refleksja nad powołaniem zakonnym i klasztorną codziennością, nad ludźmi, których o. Joachim spotkał na swojej drodze, nad Odnową w Duchu Świętym, nad sensem starości. I pozbawione egzaltacji, a przez to tak przekonujące świadectwo żywej wiary, własnych doświadczeń religijnych, osobistego przeżycia Tajemnicy. (Wydawnictwo Literackie, Kraków 2004, s. 262. W tekście sporo zdjęć, na końcu - brawo! - indeks osób.)

Lektor

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2004