A może Bush miał rację?

Przemawiając w siedzibie American Enterprise Institute 26 lutego 2003 r. - niespełna miesiąc przed uderzeniem na Irak - George W. Bush puścił wodze fantazji, roztaczając wizję nowego Bliskiego Wschodu. Podkreślał, że Amerykanie uczynią wszystko, by po spodziewanym upadku Husajna powstał Irak stabilny i demokratyczny, który wytworzy efekt domina: zmusi na inne kraje w regionie do reform i ułatwi rozwiązanie konfliktu bliskowschodniego.

13.03.2005

Czyta się kilka minut

Minęły dwa lata. Jak to w polityce (i na wojnie) bywa, wydarzenia nie toczyły się raczej wedle scenariuszy, które układali wcześniej politycy i politolodzy. Mimo to obalenie Saddama wyzwoliło polityczną dynamikę na Bliskim Wschodzie. Odnotujmy kilka tendencji, które - jeśli się utrzymają - może za kilka lat przekonają krytyków amerykańskiej polityki, że interwencja w Iraku miała sens.

Najpierw sam Irak: niestabilny, ale po wolnych wyborach, w których głosowano przede wszystkim przeciw staremu systemowi i terrorystom. Dalej Izrael/Palestyna: powstanie państwa palestyńskiego i ugoda między oboma narodami jest nieco bliższa, a Palestyńczycy demokratycznie wybrali nowego prezydenta. Wreszcie Liban: zamordowanie w lutym byłego premiera, zwolennika przywrócenia krajowi od lat kontrolowanemu przez Syrię pełnej suwerenności, nieoczekiwanie obróciło się przeciw mocodawcom zamachu (stały za nim zapewne syryjskie tajne służby) i wyprowadziło Libańczyków na ulicę, co przyczyniło się najpierw do pokojowego (rzecz w tym kraju absolutnie nowa) obalenia prosyryjskiego rządu, a teraz do deklaracji syryjskiego prezydenta, że zacznie wycofywać swe wojska z Libanu. Komentator tureckiej gazety “Sabah", który wydarzenia w Libanie nazwał “Bejrucką Wiosną" (inni mówią o “Rewolucji Cedrów", co brzmi dobrze po gruzińskiej “Rewolucji Róż" i ukraińskich pomarańczach), postawił wręcz tezę, że libański ruch oznacza zerwanie z nieszczęsnym modelem państwa, jaki trwał od 1936 r. i polegał na tym, że władza polityczna podzielona była między klany religijno-etniczne.

Czy to narodziny bliskowschodniej demokracji? Na ocenę za wcześnie. Ale widać, że od Bejrutu przez Bagdad po Ramallah coś się budzi. To nie byłoby możliwe, gdyby Saddam Husajn nadal panował, skoro rola Iraku - z jego położeniem, historią, potencjałem gospodarczym i ludnościowym - jest kluczowa.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2005