Życie duchowe człowieka zagonionego

Wielu Polaków uważa, że w tzw. minionym okresie było lepiej. Nie podzielam tej opinii, ale z jednym mógłbym się zgodzić. W tamtym okresie mieliśmy więcej wolnego czasu, mówiąc inaczej: byliśmy mniej zagonieni. Świat zmusza nas dziś do coraz większego pośpiechu, co wpływa również na nasze życie duchowe.

04.07.2004

Czyta się kilka minut

Jest trochę prawdy w ironicznym stwierdzeniu, że współczesna technika pozwala szybko rozwiązywać problemy, które sama stworzyła. Jak w sytuacji takiego zagonienia - pośród spraw, wyjazdów, rozmów i papierów - dbać o duchowy wymiar życia? Największym wyzwaniem wydaje się nie tyle brak czasu, co umiejętność zatrzymania się mimo nieustannego stresu, że czegoś jeszcze nie załatwiliśmy.

Zagonienie czy pracoholizm

Najpierw trzeba się zastanowić, czy owo zagonienie jest rzeczywiście wynikiem obiektywnych okoliczności, które zmuszają do intensywnego wysiłku i nie pozwalają na wygospodarowanie czasu wolnego. Nierzadko praca wymyka się nam spod kontroli i staje się swoistym nałogiem. Zaczynamy być jej niewolnikami nie z powodu niezależnego od nas systemu ekonomiczno--społecznego, ale dlatego, że sami na to pozwalamy. Pracoholizm, nałóg harowania, niszczy relacje z ludźmi i z Bogiem, niszczy psychikę i ducha.

Chorobliwe zniewolenie pracą jest nie do pogodzenia z duchowością chrześcijańską ani prawdopodobnie z żadną inną. Kohelet mawiał, że “wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem". A skoro tak, to nawet bycie zagonionym powinno mieć swój czas. Dziś bardziej niż kiedykolwiek winniśmy pamiętać o słowach psalmisty: “Jeżeli Pan domu nie zbuduje, na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą. (...) Daremnym jest dla was wstawać przed świtem, wysiadywać do późna - dla was, którzy jecie chleb zapracowany ciężko; tyle daje On i we śnie tym, których miłuje" (Ps 127,1-2). Zaufanie Bogu nie oznacza jednak błogiej nieodpowiedzialności i bierności, aktualna pozostaje stara zasada, że należy działać tak, jakby wszystko zależało od nas, a oczekiwać na owoce swej pracy, jakby wszystko zależało od Boga. Problem w tym, czy potrafimy czekać...

Ktoś mi powiedział, że nie ufa ludziom, w szczególności księżom, którzy nigdy nie mają czasu. Taki zawsze spogląda na zegarek i mówi, że ma mnóstwo rzeczy do zrobienia. Tymczasem tajemnica wielkości polega na tym, by nawet gdy rzeczywiście jesteśmy bardzo zajęci, jeśli spotykamy się z drugim człowiekiem choćby na krótko, zachowywać się tak, jakby on właśnie był w tym momencie najważniejszy. Zapewne analogiczną postawę trzeba mieć wobec Boga: gdy znajdzie się czas na modlitwę, stać przed Nim z hojnością i otwartością. Tak, pośród wielu spraw do załatwienia, można nie spieszyć się; nie zabijać teraźniejszości nerwowym wybieganiem w przyszłość.

Czy jecie, czy pijecie...

Co jednak robić, aby w sytuacji obiektywnego zagonienia nie zatracić duchowego smaku rzeczywistości? Jak nie zgubić kontaktu z tajemnicą tego, co nas otacza, czyli z Tym, na kogo wskazujemy słowem “Bóg"? Ważne jest uświadomienie sobie, że sprawy duchowe, choć odmienne od spraw psychicznych i cielesnych, są z nimi ściśle związane. Można być człowiekiem duchowym, jednocześnie zanurzonym w codzienności z jej tysiącem spraw. Wszystko może stać się materią modlitwy i duchowego wzrostu. Paweł Apostoł napominał: “Przeto czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie" (1 Kor 10,31). Założyciel jezuitów, Ignacy z Loyoli, uczył swych duchowych synów “szukania i znajdowania Boga we wszystkim". W jednym z listów pisał, że należy “ćwiczyć się w szukaniu obecności naszego Pana we wszystkich rzeczach, jak np. w rozmowie, chodzeniu, patrzeniu, smakowaniu, słuchaniu, myśleniu oraz we wszystkich czynnościach, albowiem prawdą jest, że jego Boski Majestat znajduje się w każdej rzeczy przez swoją wszechobecność, potęgę i istotę".

Oto duchowość na dzisiejsze czasy, w których wielu - pochłoniętych swoimi sprawami - zdaje się nie dostrzegać możliwości duchowego otwarcia na Boga. Niekiedy ludzie skarżą się na brak czasu na modlitwę, a jeśli już znajdą wolną chwilę, to ich modlitwa jest pełna rozproszeń. Podpowiadam wówczas, że przecież materią (humusem) modlitwy można uczynić również ów brak czasu czy też owe rozproszenia. Jeśli stres nie pozwala nam modlić się, nie uciekajmy od stresu, ale módlmy się stresem. Błędem byłoby myślenie, że najpierw musimy przygotować “czystą" sytuację, a dopiero potem uczynić znak krzyża lub podjąć refleksję nad fragmentem Pisma. Obcowanie z Bogiem nie jest rozmową dwóch dżentelmenów: psalmy pokazują, że prawdziwa, żarliwa modlitwa często jest bojowaniem, spięciem, skargą, wyrzutem lub okrzykiem zdumienia i wdzięczności. Jeśli życie to sztuka przeżywania napięć, to autentyczna modlitwa jest uprzywilejowanym miejscem tej sztuki, fenomenem par excellence życiowym. Zachętę św. Pawła: “nieustannie się módlcie" (1 Tes 5,17) rozumiem w ten właśnie sposób. A zatem nie ma takiej sytuacji, w której nie moglibyśmy się odnaleźć jako stojący przed Bogiem: czy jemy, czy pijemy, możemy być osobami duchowymi, smakującymi głębszy, Boży wymiar rzeczywistości. Trochę jak w anegdotce: dominikanin zapytał przełożonego, czy podczas modlitwy może zapalić papierosa, na co otrzymał oczywiście odpowiedź odmowną. Jezuita natomiast zapytał, czy podczas palenia papierosa może westchnąć do Boga... Okazuje się, że może, a nawet powinien.

Wyjść na górę

Zagoniony człowiek może modlić się własnym zagonieniem. Mimo to groziłoby mu samooszukiwanie, gdyby nigdy nie znajdował czasu na dłuższe oderwanie od codzienności, aby odnaleźć się przed Bogiem w dystansie do swojego życia. Takie zadanie nie jest niewykonalne nawet dla najbardziej zajętego człowieka. Trzeba tylko chcieć... Nie znaczy to, że duchowość chrześcijańska jest jakimś woluntaryzmem. Nie możemy sobie siłą woli nakazać przebaczania i miłowania. To raczej wydarzenia łaski niż woli. Ale łaska nie przekreśla ludzkiej wolności. Dlatego, choć nie możemy zapewnić sobie takich czy innych owoców modlitwy, na pewno możemy - i nikt nas w tym nie zastąpi - dać sobie i Bogu czas na nią. A dany szczerze Bogu czas, nawet gdy wydaje się źle przeżyty, nigdy nie jest stracony.

Przypominam sobie rzymskiego bankowca, który w każdy piątek Wielkiego Postu przychodził do naszej zakonnej kaplicy. Nie szedł z kolegami na obiad, lecz przeznaczał wolną godzinę na modlitwę, a zaoszczędzone na posiłku pieniądze wrzucał do puszki dla ubogich. Był niewątpliwie człowiekiem zagonionym: odpowiedzialna praca, a w domu trójka małych dzieci. Bez tego “sam na sam z Bogiem" groziło mu, że zacznie umniejszać się do “sprytnego zwierzęcia", które nieźle funkcjonuje w gąszczu spraw, ale oddala się od tego, co specyficznie ludzkie. Wszak nastawienie na Boga ostatecznie potrzebne jest nam samym, nie Bogu. Modlitwa to nie obowiązek, ale przywilej: możliwość powiedzenia “Ty, Boże" jest darem uczłowieczającym.

Pan Jezus nie był człowiekiem zagonionym (sic!), ale w ostatnim okresie życia zmagał się z ogromnym stresem w obliczu zbliżającej się Męki. “Przez dzień cały nauczał Jezus w świątyni, wieczorem zaś wychodził i noce spędzał na górze zwanej Oliwną" (Łk 21,37). Na górze nie tylko wypoczywał, ale przede wszystkim modlił się, odnajdując duchowy smak wydarzeń, które niebawem miały nadejść, a które okazały się kulminacją historii zbawienia. Warto o tym pamiętać, gdy grozi nam oszukańcze mniemanie, że naszym pożytecznym zagonieniem “zbawiamy" siebie i innych.

Kościół, który ma czas

Jednym z zadań Kościoła dzisiaj jest proponowanie duchowości, którą można żyć pośród wielu codziennych spraw, a z drugiej strony stwarzanie możliwości “wejścia na górę". Jednocześnie struktury kościelne oraz pracujący w nich duchowni nie powinni stwarzać wrażenia nieustannej pogoni za statystycznymi sukcesami. Kościół musi mieć czas dla pojedynczego wiernego. Sądzę, że masowe duszpasterstwo coraz bardziej potrzebuje uzupełnienia formami duchowej opieki nastawionymi na jednostkę. W parafiach, a szczególnie w duszpasterstwach młodzieży, potrzeba księży potrafiących zafascynować się człowiekiem z jego osobistymi, niepowtarzalnymi problemami. Taka fascynacja wymaga umiejętności znajdowania (w pewnym sensie: tracenia) czasu.

W Kościele szkołą “wchodzenia na górę" było zawsze życie kontemplacyjne. Bardzo ceniłem te okresy, kiedy na kilka dni mogłem skorzystać z gościny czy to karmelitanek, czy kamedułów. Cieszy fakt, że żeńskie zakony kontemplacyjne stosunkowo dynamicznie się rozwijają i nie brakuje im powołań również tam, gdzie powołań kapłańskich i zakonnych jest bardzo mało. Dla człowieka zagonionego istnienie wspólnot ściśle klauzurowych to znak pomagający zachować właściwy kierunek, a same klasztory kontemplacyjne stanowią przestrzeń, gdzie niekiedy można się schronić i odnaleźć odpowiednią perspektywę.

Cieszy też fakt, że powstają domy rekolekcyjne z bardzo różnorodną ofertą: od weekendowych sesji do 30-dniowych rekolekcji zamkniętych. Dużą popularnością cieszą się ze zrozumiałych względów zajęcia weekendowe. W atmosferze modlitwy i wsparcia psychologicznego mogą się zatrzymać na chwilę zabiegane małżeństwa, biznesmeni lub dziennikarze. To w domach rekolekcyjnych, opartych niejednokrotnie na duchowości ignacjańskiej, tworzy się duchowość człowieka zagonionego, który potrafi chwalić Boga swoim zagonieniem, a od czasu do czasu zatrzymać się “na górze". Karl Rahner powiedział, że chrześcijanin przyszłości będzie albo mistykiem, albo go w ogóle nie będzie. Te prorocze słowa dotyczą również chrześcijanina zagonionego. A to, że możliwe jest bycie zagonionym mistykiem, pokazał Jan Paweł II: pielgrzym zanurzony w sprawy tego świata, a zarazem mistyk odnajdujący intymny kontakt z Bogiem.

O. Dariusz Kowalczyk jest przełożonym Prowincji Wielkopolsko-Mazowieckiej jezuitów, wykłada teologię dogmatyczną i fundamentalną na Papieskim Wydziale Teologicznym “Bobolanum". Opublikował m.in. książki “Bóg w piekle. Dwanaście wykładów o trudnych sprawach wiary" i “Między dogmatem a herezją".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2004