Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zarzut jest poważny. Zauważmy jednak, że niestawiennictwo adwokatów na dwie rozprawy spowodowało opóźnienie rzędu 0,035 proc. czasu przeznaczonego na śledztwo i proces. A chodzi wszak o sprawę, która, jak każda, powinna być rozpoznana w “rozsądnym terminie", w rozumieniu, jakie nadaje temu pojęciu Europejska Konwencja Praw Człowieka. Kompletowanie składu sędziowskiego trwało wielokrotnie dłużej. Nie wywołało to jednak u autora krytyki czy oburzenia.
Rozprawę FOZZ uznał autor za “najostrzejszą w ostatnich latach walkę sądu z adwokatami". Obraz jest jasny: oto dobry, mądry i sprawiedliwy sędzia wypowiada walkę złu uosobionemu w adwokatach “bez wiedzy i moralności", którzy “są skuteczni i dobrze się sprzedają". Tymczasem problem jest gdzie indziej. Prawo do sprawiedliwego i uczciwego procesu jest niezbywalnym, konstytucyjnym prawem każdego obywatela naszego kraju. Nawet wtedy (a może właśnie wtedy), gdy sprawie gigantycznej afery gospodarczej, z politykami i służbami specjalnymi w tle, grozi przedawnienie.
Namaszczony sędzia
W PRL powszechną praktyką było staranne dobieranie składów sędziowskich. Widać rządzący, i słusznie, mieli ograniczone zaufanie do korpusu sędziowskiego, skoro we wszystkich sprawach “politycznie" ważnych manipulowali przy kompletowaniu składów. Aby wyeliminować pokusę powrotu do złych nawyków (pamiętajmy, że w sądownictwie po 1989 r. nie było weryfikacji), ustawodawca wprowadził do procedury karnej przepis art. 351 par. 1, dzięki czemu - przynajmniej w założeniach - wyeliminowano możliwość manipulowania procesem wyznaczania sędziów. Prawo do bezstronnego sądu od dawna zapisane jest w art. 6 ust. 1 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, która od 1993 r. obowiązuje w Polsce. Skądinąd wiadomo, że podniesienie przez adwokata Jacka Brydaka, obrońcę Janiny Ch., kwestii “manipulowania składem" jest casus belli sądu z obrońcami.
Szkoda, że Zbigniew Hołda nie przedstawił okoliczności towarzyszących wyznaczeniu sędziego w sprawie FOZZ. Powszechnie wiadomo, że nie było go na liście sędziów, którym zgodnie z zasadą “automatyzmu" można było przydzielić tę sprawę. Było na tej liście około 20 sędziów profesjonalnie przygotowanych do sądzenia wszystkich spraw. Właśnie spośród nich należało wyznaczyć referenta. Tymczasem sędziego wyznaczonego do osądzenia sprawy FOZZ ściągnięto z innego wydziału, co uprawnia twierdzenie, że w jego powołaniu ślepy los nie miał żadnego udziału. On został namaszczony.
Co na ten temat mówią sami sędziowie? W wywiadzie opublikowanym w tygodniku “Angora" (nr 15/05) Wojciech Małek, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Warszawie, powiedział: “Jeśli wykażemy, że to była manipulacja składem, to trzeba wykazać, w jakim celu. W celu jak najszybszego zakończenia sprawy. Więc jeżeli to nawet była manipulacja, to w szczytnym celu". Kasandryczny pogląd w sprawie skutków “manipulowania składem" wyraził wcześniej sędzia Lech Paprzycki, prezes Izby Karnej Sądu Najwyższego, który stwierdził w “Gazecie Sądowej" (nr 10-11/04), że “manipulowanie składem jest niedopuszczalne i stanowi bezwzględną przesłankę odwoławczą". Wypowiedzi pozostawiam bez komentarza. Jeśli wyrok w sprawie FOZZ zostanie uchylony z powodu “manipulowania składem", czyli z przyczyn, które poruszał w pismach procesowych adwokat Jacek Brydak, winien będzie nie sędzia, dzisiaj bohater mediów, tylko oczywiście adwokat. Dlaczego? Ponieważ zna orzecznictwo Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, który wielokrotnie pryncypialnie podkreślał, że manipulowanie składem to bezwzględna przesłanka odwoławcza. Także dlatego, że adwokat zna zasady etyki swojego zawodu i wie, na czym polega istota prawa do obrony.
Oskarżonemu wolno wszystko
Szkoda, że Zbigniew Hołda nie oparł się na materiałach źródłowych. Jako żywo na procesie FOZZ nie był widziany, a w aktach sądowych są rzeczy ciekawe. Wynika z nich, że część rozprawy z 11 lutego 2005 r. toczyła się pod nieobecność oskarżonej. Cytuję: “Sąd postanowił na podstawie art. 377 par. 3 kpk kontynuować rozprawę uznając niestawiennictwo Janiny Ch. - osobiście zawiadomionej o terminie rozprawy - za nieusprawiedliwione (godz. 9.30)" i dalej “adw. Brydak oświadcza (godz.12.40), że uzyskał wiadomość, że jego klientka została zatrzymana przez policję; (...) Przewodniczący informuje, iż w przerwie między rozprawami odbyło się posiedzenie sądu, na którym zapadło postanowienie o zatrzymaniu i przymusowym doprowadzeniu oskarżonej Janiny Ch. (...) aktualnie badanie ma się ku końcowi (...) w oczekiwaniu na wyniki badania Przewodniczący udziela głosu prokuratorowi".
Z kolei 15 lutego 2005 r. sąd świadomie naruszył przepis art. 378 par. 1 kpk, co potwierdza zapis w protokole z rozprawy: “Sąd wyraża przekonanie i nadzieję, że to względne naruszenie przepisu zostanie ocenione przez wyższe instancje jako nie mające wpływu na treść wyroku". Czy nie naruszono jednak aby prawa oskarżonej do obrony? A z czymś takim nie ma żartów. Dzisiaj pozbawiamy oskarżonego prawa do obrony, jutro prawa do sądu, po jakimś czasie obudzimy się w prawnym buszu.
Nie rozumiem, dlaczego Zbigniew Hołda, pisząc artykuł, zapomniał o zasadzie audiatur et altera pars. Właśnie autor - adwokat i członek Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka - jak mało kto powinien wyczuwać subtelności związane z wykonywaniem prawa do obrony, które przysługuje każdemu, także Janinie Ch. A prawo do obrony jest terminem niebywale pojemnym. Mówiąc wprost: oskarżonemu wolno wszystko, obrońcy wolno tyle, ile przewiduje prawo. Czy oskarżony może stracić zaufanie do obrońcy? Może. Czy może stracić zaufanie do obrońcy pod koniec procesu? Może. Czy musi wyjaśnić sądowi, dlaczego stracił zaufanie do obrońcy? Nie musi. Czy Janina Ch. miała powód, by stracić zaufanie do obrońców? Nie wiem, nie rozmawiałem z nią, a przesłuchiwanie oskarżonej na tę okoliczność przez sąd było niedopuszczalne, zwłaszcza po zamknięciu przewodu sądowego.
Zbigniew Hołda zarzuca też obrońcom, że wygłosili krótkie przemówienia. Znane jest przemówienie obrończe, chyba jedno z najlepszych w historii polskiej palestry, które wygłosił przed laty nieżyjący już adwokat K. Bronił przed sądem odwoławczym oskarżonego, który wyraził się o marszałku Konstantym Rokossowskim per “Rusek". Przemówienie ograniczył do krótkiego pytania: “Pytam wysoki sąd, czy to wstyd być Ruskiem?". Bronić należy mądrze, niekoniecznie potokiem słów.
Miarą sukcesu lub porażki obrońcy nie jest, jak się powszechnie uważa, wyrok. Podejmując się obrony nie zawieramy umowy o dzieło. Obrońca powinien zapewnić oskarżonemu tylko, lub czasem aż - uczciwy proces. Miarą sukcesu sądu jest ocena wyroku przez sąd wyższej instancji, bo przecież opinia publiczna, jak łaska pańska, na pstrym koniu jeździ. Miarą wielkości sędziego jest jego bezstronność, która nie ma granic. Dlatego też jeśli prawdą jest, że przewodniczący składu orzekającego w sprawie FOZZ zajmuje się doradztwem znanemu politykowi, możemy się obawiać, że sposób jego postępowania, wreszcie formułowane oceny dotyczące pracy adwokatów i wygłaszane poglądy prawne o zabarwieniu politycznym służą innym celom niż te, które określa procedura karna.
Bez pomocy naprawiaczy
Autor wystawia niską ocenę korporacji i kilku poważnym adwokatom. Medialnie adwokatura od lat stoi na straconej pozycji. Społeczeństwo, którego przeważająca część nie interesuje się sprawami palestry, ocenia adwokatów przez pryzmat plotek i powierzchownych informacji, skutkiem czego nie wie, jak ważną rolę pełni adwokatura - jeden z gwarantów praw człowieka. Dla kogoś, kto nie styka się stale z wymiarem sprawiedliwości, zrozumienie takiego terminu jak “prawo do obrony", zwłaszcza w kontekście afer, które śledzimy w telewizji, jest trudne, wręcz niemożliwe. Media milczą o naszych sukcesach, bo kogóż zachwyci sukces adwokata, który w procesie o bulwersującą społeczeństwo zbrodnię lub aferę z politykami w tle przekonał sąd o konieczności wydania wyroku uniewinniającego.
Zatem proponuję: ilekroć usłyszą państwo, że ktoś “został uniewinniony, bo miał cwanego adwokata", weźcie pod uwagę, że w Polsce każdy ma konstytucyjne prawo do obrony, a zgodnie z procedurą karną wszystkie wątpliwości muszą być tłumaczone na korzyść oskarżonego, nawet gdy w mediach nazywa się go obrzydliwym pedofilem, gwałcicielem lub aferzystą. Prawa bronienia się, choćby i metodami nieakceptowanymi przez opinię publiczną, nie można oskarżonemu odmówić także wtedy, gdy sprawa zmierza do rychłego przedawnienia. Tak, jak miało to miejsce w sprawie FOZZ. Pitawali nikt dzisiaj nie pisze, sprawozdawcy sądowi z prawdziwego zdarzenia przeszli do historii, a przebojami w mediach są opisy odosobnionych niechlubnych zachowań niektórych naszych kolegów, sprzecznych z etyką zawodową, czasem także z prawem.
Dla dobra społeczeństwa i adwokatury dyskusja na tak ważny temat, jakim są zasady wykonywania czynności obrońcy sądowego, powinna toczyć się w warunkach spokoju i rozwagi. Źle by się stało, gdyby udział adwokatów w sprawie FOZZ, przedstawiany z reguły powierzchownie i nieprofesjonalnie, miał wpływ na przebieg prac legislacyjnych. Dlatego wystąpienie naszego korporacyjnego kolegi uznaję za skrajnie nieodpowiedzialne. Jego postawa boli, zwłaszcza że nastąpiło to w piśmie, które od lat wyznacza standardy przyzwoitości. Zastanawiam się, jak udało się autorowi pogodzić wodę i ogień, nawoływać do dyskusji o poprawie etosu, kiedy nie przekazuje pełnej wiedzy nie tylko o procesie FOZZ.
Przez cały okres powojnia, aż do początku lat 90., adwokatura była jedyną w miarę niezawisłą od władzy, samorządną organizacją zawodową, o jakiej jedynie mogli marzyć np. lekarze, dziennikarze czy notariusze. To na naszych doświadczeniach wyrosły obecnie działające samorządy zawodowe. Co stało się przez ostatnie lata, że notowania adwokatury spadły tak nisko? Część zarzutów kierowanych pod adresem naszego środowiska ma pełne uzasadnienie i musimy zmienić się na lepsze. Jestem przekonany, że - bez pomocy naprawiaczy - wizerunek naszego zawodu poprawi się i - choć zabrzmi to jak żart - przyczyni się do tego m.in. sprawa FOZZ.
***
Nawiązując do apelu Zbigniewa Hołdy o ratowanie etosu, zamiast dyskusji proponuję prostą receptę: “Róbmy swoje". Przestrzegajmy ustalonych reguł, bądźmy rzetelni w ustalaniu faktów, sprawdzajmy wiarygodność źródeł, ferujmy oceny dopiero po dokładnej analizie, przeprowadzonej zgodnie z zasadami logiki, orzekając bądźmy pewni, że nie krzywdzimy bezpodstawnie. Nauczmy się spokojnie słuchać innych. Działając tak, a tak czyni zdecydowana większość sędziów, możemy być pewni, że inteligencja będzie miała etos, a sądy autorytet.
KRZYSZTOF STĘPIŃSKI jest adwokatem, członkiem Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie, jej rzecznikiem dyscyplinarnym. Przez wiele lat był sędzią w wydziałach karnych warszawskich sądów.