Zazdrośni czy rozczarowani?

Choć artykuł ks. Bogdana Leśniaka SJ ,,Dwa oblicza zazdrości” („TP” nr 13/2003), zamieszczony w cyklu „Internetowe rekolekcje wielkopostne”, poruszył mnie, dwa jego fragmenty chyba zrozumiałam na opak. Zdania: ,,W każdej epoce i kulturze zazdrość pokazuje nowe oblicze. Dziś daje znać o sobie jako cecha ludzi zubożałych, pozbawionych pracy, a przez to pogrążających się w marazmie, pozostających w opozycji wobec skomercjalizowanej i rozwijającej się materialnie cywilizacji” odczytałam jako oskarżenie ludzi biednych o niesłuszną zazdrość wobec tych, którzy posiadają więcej. Uważam, że sytuacja materialna wielu rodzin w naszym kraju jest dramatyczna i powinno się im okazywać współczucie, a nie dezaprobatę. Jako nauczycielka stykam się z biedą każdego dnia. Obraz dziecka niecierpliwie wyczekującego długiej przerwy i obiadu za 2,60 zł (często suchych, wystygłych ziemniaków i jajka na twardo) na stałe wpisał się w realia szkoły. Nie dziwi mnie postawa ludzi ubogich - zniechęconych i rozczarowanych. Z pewnością nie nazwałabym ich jednak zazdrośnikami. Ludzie są sobie równi, każdy ma taki sam żołądek. Pytanie: „Dlaczego ja nie mam na »smarowanie«, a oni znowu jadą na zagraniczną wycieczkę” jest jak najbardziej usprawiedliwione. Może gdyby padało więcej takich pytań, bogaci zauważyliby panującą dookoła nich nędzę. Na razie oczy przesłania im zazdrość, a doświadczenie podpowiada mi, że to właśnie oni, możni tego świata, wciąż pożądają więcej i więcej.

Ks. Leśniak pisze również: „Oczywiście istnieje też zazdrość chorobliwa - wówczas pomocy należy szukać u psychologów i psychiatrów. W tej sytuacji modlitwa nie jest skutecznym środkiem. Może nawet prowadzić do pogłębiania się tego stanu”. Zwracam się do Boga w modlitwie z każdym problemem. Jest On przecież wszechmogący i miłosierny. Czy Bóg chce człowiekowi szkodzić? Żaden lekarz nie jest cudotwórcą. Dlaczego więc mamy bardziej ufać jemu niż Bogu?

Po pewnym bolesnym przeżyciu udałam się z wizytą do jednego z psychologów. Opowiadałam o problemie, z którym sobie nie radziłam, a lekarz co kilkanaście minut przerywał mi słowami: „Czego pani ode mnie właściwie oczekuje?”. Oczekiwałam pomocy, ale nie potrafiłam określić jej formy. Poza tym, byłam przekonana, że wyszukanie skutecznego „lekarstwa” należy do zadań lekarza, a nie pacjenta. Na szczęście pan psycholog, chyba nieświadomie, pomógł mi. Gdy wyjmując kolejną chusteczkę dla otarcia łez usłyszałam słowa: „Przypominam, że za cztery minuty koniec sesji”, postanowiłam nigdy już nie odwiedzać lekarzy, którzy brakiem taktu i delikatności odstraszają pacjentów.

(Nazwisko i adres do wiadomości redakcji)

*

Spostrzeżenia Czytelniczki są jak najbardziej słuszne. Każdy człowiek ma prawo do rozumnego zaspokajania swoich potrzeb. Pisząc o zazdrości miałem na myśli sytuację, gdy w człowieku powstaje nieprawidłowa relacja do kogoś lub czegoś. Człowiek dzięki swojej wolności jest „panem samego siebie” i dlatego od jego decyzji zależy nie tylko to, co istnieje na zewnątrz, ale przede wszystkim to, co rodzi się w jego sercu. Bodźcem budzącym zazdrość może być niesprawiedliwość społeczna: „Kogoś stać na luksusy, a ja cierpię biedę”. Zazdrość pojawia się tam, gdzie jeden zaczyna mieć więcej od drugiego. Człowiek ubogi pozbawiony pracy nie musi być zazdrośnikiem. Wszystko zależy od jego wewnętrznej postawy. Również człowiek bogaty narażony jest na przeżywanie zazdrości, bo przecież nie może kupić za pieniądze wszystkiego, a poza tym zawsze znajdzie się ktoś od niego bogatszy. Ciągle spotykamy ludzi narzekających, że „inni mają, a nie my, jak oni się tego dorobili?”. Kwestionują zaradność innych, nie szukają jednak drogi wyjścia z ubóstwa, lecz pozostają bierni. Ludzie ubodzy płacą najwyższą cenę za przemiany społeczno-gospodarcze w Polsce. Niezależnie jednak od okoliczności, w jakich żyjemy, jesteśmy zobowiązani do życia zgodnie z Dobrą Nowiną. Ubóstwo nie zwalnia nas od wystrzegania się zazdrości.

Odpowiadając na drugą wątpliwość, podzielam zdanie Czytelniczki i podobnie jak ona z każdym problemem zwracam się w modlitwie do Boga. Mimo to podejmuję też działania, zmierzające do rozumowego rozwiązania problemu, bo przecież „Wiara i skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy” (encyklika „Fides et ratio”). Np. rozpoczynając podróż pociągiem czynię znak krzyża, co jest znakiem mojej wiary i modlitwy, wcześniej jednak kupuję bilet kolejowy, nie oczekując, że Bóg przeniesie mnie do celu podróży. Korzystanie z pomocy lekarza nie jest zaprzeczeniem modlitwy, ale postawą odpowiedzialności wobec siebie. W chorobie, zarówno psychicznej, jak fizycznej, człowiek ma obowiązek korzystać z pomocy specjalistów.

BOGDAN LEŚNIAK SJ

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2003