Zaczernianie symbolu

Dyskusji medialnej wokół książki Rafała A. Ziemkiewicza "Michnikowszczyzna dotyczył tekst Michała Olszewskiego "Wieszanie Michnika ("TP nr 6/07) i część wywiadu "Rewolucja antymoralna, jakiego udzielił nam prof. Michał Głowiński ("TP nr 7/07). Dzisiaj oddajemy głos polemistom.

05.03.2007

Czyta się kilka minut

Przed 30 laty wysłuchałem kazania Prymasa Stefana Wyszyńskiego, krytykującego zmiany w konstytucji. Po Mszy ktoś mi przedstawił młodego człowieka, który uścisnął mi dłoń i wyraził uznanie za pisanie o zapychanych ponad miarę więzieniach. On dobrze wiedział, co mówi. Nazywał się Adam Michnik.

Osoba Michnika ciągle zaprząta media. Banałem byłoby szukanie przyczyny tego w ludzkiej zawiści, towarzyszącej każdemu, kto jest honorowany i podejmowany przez wielkich tak kraju, jak świata. Nie lubimy my, oj nie lubimy wybrańców losu i nie wstydzimy się nawet prezentować tej paskudnej właściwości. Nie sądzę też, by zmasowany atak na redaktora "GW" miał za najważniejszy powód przeszłość tylko, niewolną od pojedynczych, niezręcznych, lecz potem odwoływanych wypowiedzi (np. na temat honoru gen. Czesława Kiszczaka). Nawet liczący się udział w zorganizowaniu obrad "Okrągłego Stołu" nie wydaje się dzisiaj główną przyczyną zohydzania zasług red. Michnika, raczej - nieprzerwane głoszenie i popieranie przez niego praw człowieka (do tego właśnie odwołują się honory krajowe i obce nań spływające). Kto spędził sześć lat w więzieniach PRL, rozumie lepiej niż inni, czym jest międzynarodowe uznanie i prawna ochrona ludzkich uprawnień. Autorzy różnych "Michnikowszczyzn" żalą się też na ostry ton polemiczny Michnika. Chyba nie pamiętają, albo raczej nie znają, pojedynków prasowych takich autorów jak Antoni Słonimski, Stanisław Cat-Mackiewicz, Zygmunt Nowakowski. Ci dopiero popieściliby naszych współczesnych paszkwilantów...

Prof. Michał Głowiński słusznie więc zwraca uwagę w wywiadzie "Rewolucja antymoralna" na trwającą walkę z symbolami - symbol należy oczernić i tego właśnie jesteśmy świadkami. A nie ma dla władców z nieograniczonymi ambicjami większej przeszkody na drodze do tego celu niż obszernie sformułowane i gwarantowane przez instytucje międzynarodowe prawa człowieka. To wielki tom precedensów, dotyczących wszelkich ludzkich poczynań i zainteresowań, które przeszły przez wokandy sądów europejskich i Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Nie jest to lektura komfortowa dla osób uważających się za posiadaczy najlepszej ideologii i jedynie słusznych prawd. Nie pogodzą się oni nigdy z tym, że manifestacja publiczna przeciwna ich racjom korzysta z tej samej ochrony co demonstracja na rzecz ich poglądów: "Wolność prasy, proszę bardzo i owszem, ale tylko dla krytyki konstruktywnej i nie dla przeciwników demokracji, która ma za sobą większość. Ochrona dla własnych uczuć religijnych, ale już nie dla konkurentów wyznaniowych...".

W Niemczech toczy się obecnie interesująca dyskusja, w której uczestniczą politycy, sędziowie, adwokaci. Czy prezydent powinien ułaskawić terrorystów z Frakcji Czerwonej Armii, skazanych na dożywocie, a więzionych już nawet 25-

-30 lat? Choć 71 proc. pytanych opowiedziało się przeciw ułaskawieniu, wszystko wskazuje na to, że zwolnienia doczeka nawet nieprzejednany, wielokrotny zabójca ludzi władzy. W tej ostrej dyskusji publicznej padło niezwykle trafne stwierdzenie: republika federalna jest państwem prawa, a nie zemsty i mścicieli. Dlatego w Niemczech kara dożywocia osiąga średnio 17 lat pozbawienia wolności (jak zaleca Rada Europy).

Takie rozważania nie toczą się po raz pierwszy i wielu ułaskawionych przez kolejnych prezydentów eks-terrorystów studiuje, pracuje, a nawet wykonuje zawody zaufania publicznego (jeden z nich uczestniczy w międzynarodowej misji pokojowej w Kosowie). Takie są europejskie standardy praw człowieka, wynikające z europejskiej konwencji praw człowieka. Dlatego właśnie wśród wyroków Trybunału w Strasburgu znajdziemy nawet taki, który uznaje za torturę zbyt niską rentę, czy broniący prawa matki do kontaktów z wyjątkowo bezwzględnym recydywistą. To tylko parę przykładów pokazujących, że konwencje i precedensy są współczesnym komentarzem europejskiej elity sądowej do dekalogu.

Czy Polska chce być państwem prawa, czy mścicieli?

Praktykom i poglądom bezwzględnym stają na drodze np. Helsińska Fundacja Praw Człowieka czy tacy ludzie jak Adam Michnik i kierowana przez niego gazeta. Otwarcie i z uporem opowiadają się za swobodą wypowiedzi. Mają w tym wsparcie Trybunału ze Strasburga, który już prawie 30 lat temu pisał w jednym z wyroków: "Swoboda wypowiedzi (...) odnosi się w równym stopniu do takich, które obrażają, oburzają lub wprowadzają niepokój w państwie lub jakiejś grupie społeczeństwa. Takie są wymagania pluralizmu, tolerancji i otwartości na inne poglądy, bez których demokratyczne społeczeństwo nie istnieje".

Prawo i Sprawiedliwość od początku rządów nie skrywało rezerwy wobec instytucji praw człowieka. W pierwszych projektach konstytucyjnych zaproponowało nawet zniesienie urzędu Rzecznika Praw Obywatelskich, możliwość usuwania sędziów zbyt niezależnych i przez to kłopotliwych dla władz wykonawczych, tworzenia komisji uszczuplających uprawnienia instytucji sprawdzonych w obronie praw obywatelskich, ograniczenie roli Trybunału Konstytucyjnego. Tymczasem, chcemy tego czy nie, w Polsce prawa jednostki zawsze stały wyżej niż zbiorowości. Trudno się więc dziwić, że, jak tylko pojawiła się taka możliwość, coraz większa liczba polskich spraw zaczęła docierać aż do Trybunału w Strasburgu. To dalekie echo zaprzysięganych w Polsce przez monarchę od XVI stulecia szlacheckich praw i wolności (pacta conwenta). Można zaryzykować twierdzenie, że poseł Jan Zborowski, rzucając w twarz Henryka Walezego: "nie przysięgniesz, królem nie będziesz", wyraził nie tylko praktykę przeszłości, ale i nadchodzące rozwiązania ustrojowe.

Michnik wyznaje zasadę: lepiej niech ujdzie pięciu winnych, niż jeden niewinny skazany zostanie na niesławę (pod tym kątem należy też patrzeć na jego stosunek do lustracji). Trudno się dziwić, że kto przez lata obcował z celą, pryczą, kajdankami, zatrzymywaniem i rewizjami, ze współczuciem i uwagą pochyla się nad ludzką niedolą, atakuje przemoc, solidaryzuje się z jej ofiarami. Każde zagrożenie praworządności odbiera jako zamach na polską tradycję, w której od XV stulecia tylko sąd mógł pozbawiać wolności i tylko prawo przesądzało o losach zbiorowości, państwa i jednostki.

STANISŁAW PODEMSKI (ur. 1929) jest publicystą "Polityki" i "Gazety Wyborczej".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2007