Wszyscy precz!

Prof. Victor Perez-Diaz, hiszpański socjolog: Hiszpański "Ruch Oburzonych" to nie rewolucja arabska ani nowy Maj ’68. To przejaw powszechnego wołania, że elity nie zdały egzaminu. Rozmawiał Maciej Stasiński

31.05.2011

Czyta się kilka minut

Maciej Stasiński: Hiszpania została wywrócona w wyborach samorządowych do góry nogami, a na ulicach Madrytu i innych miast dziesiątki tysięcy ludzi wołały, że mają dość wszystkich polityków. Co się dzieje?

Prof. Victor Perez-Diaz: Po pierwsze, rządząca partia socjalistyczna poniosła sromotną klęskę. Socjaliści przegrali kluczowe regiony autonomiczne, stolice prowincji, miasta. Strata do zwycięskiej prawicowej opozycji wyniosła prawie 10 proc., a to oznacza, że wyborcy wydali werdykt na rząd za nieodpowiedzialność i niekompetencję. Rząd nie zrozumiał kryzysu, oszukiwał społeczeństwo. Ponad dwa lata zajęło mu przyznanie, że kryzys w ogóle jest. Potem zaś podejmował kroki nie dość radykalne, by przywrócić wzrost gospodarczy. Reformy rynku pracy nie było i nie ma. Reforma systemu finansowego jest częściowa i niezdolna do pobudzenia kredytu. Oszczędności budżetowe ograniczają się do aparatu państwowego, ale premier ma wciąż ok. 700 doradców, którzy nie wiedzieć, co robią. Za to regiony autonomiczne (jest ich 17 i mają dużą władzę gospodarczą) cięć nie zrobiły. Skutkiem tego wszystkiego jest zatrważające bezrobocie rzędu 21 proc., wśród ludzi młodych sięgające aż 45 proc. To ci młodzi wyszli na ulice. W oczach Hiszpanów nastąpił krach, gospodarka stoi, nadziei nie widać.

Źródła tego trzęsienia ziemi to tylko kryzys i bezradność rządu?

Nie tylko. Do wrażenia, że kraj pada gospodarczo, dochodzi obawa, że się rozpada. Kwestionowana jest jego jedność. Separatystyczna lewicowa partia Bildu, dotąd nielegalna, bo związana z terrorystami z ETA, została dopuszczona do wyborów przez upolityczniony Trybunał Konstytucyjny i stała się drugą partią w Kraju Basków, tuż za nacjonalistami z partii narodowej, też marzącymi o secesji. Z kolei w Katalonii rządząca partia konserwatywno-liberalno-narodowa CiU przyjęła kurs niepodległościowy.

Socjaliści przegrali z kryzysem czy też przegrał ich projekt kulturalno-obyczajowy?

Za polityką socjalistów z ostatnich 7 lat nie krył się żaden wielki pomysł na kraj. To była taktyka wyszukiwania pól konfliktu, obliczona na to, by prawicowy przeciwnik został uznany za skrajną prawicę i wyłączony z gry, aby okazał się Czarnym Ludem. Socjaliści stworzyli wielki nieporządek. Własnego projektu nie mieli.

Ale Zapatero przeprowadził kilka reform, jak małżeństwa jednopłciowe czy liberalizacja ustawy o aborcji, co popiera większość Hiszpanów.

To nie wystarcza, by mówić o projekcie społecznym. To kilka reform, które popychają naprzód sytuację już istniejącą. Związki homoseksualne już były tolerowane, praktyka przerywania ciąży już była liberalna - zmieniono tylko literę prawa. To nie jest jeszcze projekt kulturalno-społeczny. Wielkie projekty to był np. model socjaldemokratyczny przeciwstawny do konserwatywno-liberalnego, bo oznaczał inny sposób organizacji państwa, gospodarki i społeczeństwa. Albo idee ’68 roku, bo oznaczały przewrót w sposobie życia ludzi.

Jednak na prawicy nie widać alternatywnego projektu.

Kręgi opiniotwórcze - czyli intelektualiści, środowiska akademickie, media - mają, owszem, taki obraz prawicy, która nie ma pomysłu ani wiarygodności. Opinia publikowana, czyli wyrażana w mediach i przez media, ma skłonność do dramatyzowania. Uważa, że społeczeństwo odrzuca wszystkie siły polityczne tak samo. Otóż nie tak samo. Rządowi socjalistów nie udało się wpoić społeczeństwu obrazu opozycji jako "czarnego luda". Prawica dbała, by nie dać się sprowokować do zasadniczej dyskusji o jej planach i poglądach. Wolała, aby debata dotyczyła tego, co źle robi rząd.

Przecież to oportunizm.

Nie chodzi o to, jak pan czy ja to oceniamy. Mówię, jak taką postawę oceniają obywatele. Zwyczajni ludzie nie odmawiają opozycji wiarygodności. Najlepszy dowód, że na nią masowo głosowali. Nie zachwyca ich, ale dają jej kredyt zaufania. Poza tym Hiszpanie mają nadzieję na powtórkę roku 1996: sądzą, że prawica już raz pokazała, iż umie radzić sobie z kryzysem odziedziczonym po socjalistach, gdy bezrobocie sięgało 24 proc. Pamiętają prosperity lat 1996-2000. Hiszpania nie mogła wejść do strefy euro, ale weszła. Dziś wielu przywódców prawicy to ci ludzie, którzy wtedy byli ministrami. Gdy mówią: "Udowodniliśmy już, że potrafimy kontrolować wydatki publiczne i dbać o jedność kraju", ludzie myślą: "Może to i prawda".

Nie wszyscy tak myślą: wybory byłyby zwyczajną zmianą władzy - jak wtedy, gdy w 1996 r. wygrała prawica albo w 1982 r. socjaliści - gdyby nie masowy "Ruch Oburzonych" na ulicach. To nowe zjawisko czy epizod?

Tego nie da się przewidzieć, na razie wpływ tego protestu na wybory był skromny. Za to efekt symboliczny jest dramatyczny. A dalekosiężne skutki mogą być poważne, bo ten ruch wzbudził sympatię i solidarność w społeczeństwie. Po pierwsze dlatego, że to ludzie młodzi, wśród których bezrobocie sięga 45 proc. To budzi litość, bo chodzi o całe pokolenie, jeśli nie stracone, to zagrożone. Po drugie, okupując place i ulice ci młodzi coś robią. To jak wtargnięcie na scenę ludzi czynu w sytuacji powszechnego marazmu w kraju, który czeka na zmiłowanie.

Ale dalej jest gorzej. Bo kiedy ci młodzi ludzie zaczynają mówić, nie mówią jednym głosem, sprawiają wrażenie anarchiczności. A z tym, co mówią, też nie jest dobrze. Są tu różne rzeczy, sprzeczne. Z jednej strony to krzyk ofiar kryzysu, wygrażanie winnym. Trochę infantylne, ale zrozumiałe. Jest też retoryka domagająca się ukarania bogaczy, większej władzy państwa, zasiłków i wysokich podatków. To treści anachroniczne, pokazujące brak rozsądku i witalności intelektualnej. Ruchowi grozi więc utrata autorytetu, mimo początkowej sympatii społecznej. Może się okazać, że to tylko happening bezradnych. Ciekawe, że ruch atakuje wszystkich polityków po równo, w czym wyświadcza przysługę rządowi. Występuje tu "wymiana usług": ruch nie atakuje rządu, a rząd nie usuwa ich z ulic, choć manifestacje są nielegalne.

Ktoś porównał "rewolucję hiszpańską" do rewolucji w krajach arabskich.

Nonsens. To nie ma nic wspólnego. Takich porównań dokonują ludzie, którzy nie znają tej ani tamtej rzeczywistości.

A porównanie z Majem ’68?

Dzisiejszemu ruchowi brakuje siły emocjonalnej i celów tamtego. "Oburzeni" zadowalają się wyjściem w przestrzeń publiczną i okupowaniem jej, by ściągnąć na siebie uwagę. Dalej nie idą, nie inspirują też innych. Proszą, by o nich zadbać, proszą państwo o pomoc. O protestujących dbają rodziny, noszą im jedzenie. Niektórzy idą do domu, wyspać się, a potem wracają. To mieszanina buntu i społecznego paternalizmu.

Ten bunt nie podaje w wątpliwość ustroju i sposobu życia, jak w 1968 r.?

Tak daleko protestujący się nie posuwają. Niemniej pakują palce w ranę, zwracając uwagę na co najmniej dwie istotne kwestie. Pierwsza to ogromne bezrobocie, a druga to oderwanie partii politycznych od dużej części społeczeństwa. Wskazywanie, że takie bezrobocie to dramat, że system polityczny nie reprezentuje dużych grup społecznych, że ordynacja wypycha poza scenę małe partie, że politycy zapatrzeni są we własny pępek, a partie finansowane w mętny sposób: to wszystko jest istotne. W tym buncie jest więc racjonalne jądro i nie ma powodu go lekceważyć dlatego, że padają też hasła niemające sensu. Warto poważnie zająć się żądaniami jawności działań partii czy odpowiedzialności polityków za decyzje dotyczące losu milionów.

Tych spraw partie nie biorą do siebie. Rząd, bo jest nieudolny, a opozycja, bo jest zbyt ostrożna albo nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji i czeka, co z tego wyniknie. Tymczasem na 10 miesięcy przed wyborami parlamentarnymi w marcu 2012 r. Hiszpania wkracza w dramatyczny okres. Nie wiadomo, czy kraj przetrzyma ten ciągły kryzys. Rynki czekają, firmy nie dostają kredytów, kapitału nie przybywa, gospodarka stoi, a ludzie się zamartwiają, co to będzie.

Czy "Oburzeni" nie przypominają ruchu "piqueteros" (pikieciarzy) w Argentynie po tamtejszym krachu w 2001 r.?

Oczywiście, hasłem tamtych też było: "Que se vayan todos!" (Niech wszyscy idą precz!). Jednak tam skonfiskowano oszczędności całego życia, które ludzie trzymali w bankach; nastąpiło bankructwo państwa. Tu jeszcze tego nie mamy i może do tego nie dojdzie. Poza tym, choć sprzeciw społeczny jest podobny, w Hiszpanii istnieje alternatywa polityczna, na którą większość gotowa jest głosować. Możemy krytykować opozycję za kunktatorstwo, ale wyborcy jej nie pokarali przy urnach, przeciwnie.

Czy protesty to także sprzeciw wobec ekscesów kapitalizmu? Czy "Oburzeni" nie wpisują się w rozczarowanie polityką i sposobem zarządzania gospodarką, widoczne w wielu krajach?

Istnieje głęboki nurt krytyczny, który ujawnia się w różnych krajach i formach. W Islandii domaga się niepłacenia długu, w Irlandii obala rząd, w Niemczech odrzuca pomaganie Grekom i używanie energii nuklearnej, w Grecji i Portugalii nie zgadza się na oszczędności. Ten kipiący nurt niezadowolenia mówi, że elity finansowe i polityczne nie zdały egzaminu. Coraz powszechniej sądzi się, że kapitalizm globalny i lokalny musi się zreflektować i zmienić sposób działania. To społeczne żądanie, które musi zostać uwzględnione. To także wyzwanie dla polityków i ludzi zaangażowanych w sprawy publiczne.

Ale z drugiej strony pamiętajmy, że kraje, które zaniedbały się w czasach globalnej konkurencji, nie rozwiążą swych problemów przy pomocy głupiutkiej demagogii socjalistycznej. I socjaldemokraci, i liberalni konserwatyści muszą się tu przystosować. Zobaczymy, jak to osiągną.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2011