Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W słońcu jest
tak ciepło
jak w wierszu
który kiedyś
czytałem
gdzie można
było usłyszeć
cień chmury
jak idzie
przez śnieg
4 maja
Garaże za pętlą w maju,
gdy beton wybucha mleczem.
Laski na murku w słońcu,
ziomale na murku w cieniu.
W rozdzieleniu, w przeniesieniu,
w ubywaniu -
zrudziałe kopce gruzu przy stercie
kwitnących opon.
Od ziemi zaduch, duch ziemi,
tęcowanie trawy.
Nad głową mijają mgławice,
lecz trwa żar papierosa.
W zapamięci, w niewiedzeniu,
w samym rdzeniu -
gołe plecy, ostry księżyc,
Jutro czerwiec.----
22 lipca
Kiedyś to była gala, a dzisiaj
posucha...
Deszcz zacina pod słońce
i robi przekręty.
Sępia sepia kampanii wciąż drze
się na słupach.
Więdnie w bluzgach rabatka,
gdzie grillują męty
z sąsiedniego więzowca,
co kupili vana...
Jednych goni do teściów, drudzy
na zakupy.
Wiertarkowa ballada marszczy
sen firanek
i niesie się przez okna pieśń
spalonej zupy.
Tylko obłoki mają plan, jak ruszyć
z posad:
chcą obalić horyzont
nad zwiewną sukienką
przerzuconą przez trzepak.
Cień gra w klasy na ostach -
jak to w letnią niedzielę
- w sumie trochę cienko.
10 września, zapalenie ucha
W czarnej sztolni dźwięków
rozlega się popiół.
Dym przenika ciało
i spowija krwinki.
Oto rys choroby:
blok, nagie topole.
Z pętli rusza "piątka"
i huczą silosy
Fabryczki cementu.
A dalej są tory
nieczynne od zawsze.
Wiadukt lśni od deszczu.
Ucho wciąż gadało
i teraz jest chore.
Sunie chwijnym krokiem
w zadymce pościeli,
Gdy oni śpi na boku.
Trop wybiega w przyszłość:
męczennicy ucha
wyruszą do gardła
Po niewierny język.
Płomień liże ściany,
sufit dudni głucho -
koniec jest na końcu.
26 listopada
Tak czekaliśmy
na ten arktyczny niż,
że kiedy nagle wybucha bielą
Musimy wyjść mu naprzeciw.
wreszcie czujemy na plecach
niebosiężny Szpicbergen.
Nadeszła pora,
aby paść w objęcia
pierwszemu bałwanowi
i ubrać marchewkowy nosi.
Przybądź, wietrze, i zgół nas
do zera tępą brzytewką
zmarzniętego błota...
Już dawno zapadł zmierch
i z drogi nie został ślad
W pustkowiu sinym od nazwałnicy
Wielki Listopad:
czysta rozkosz w lipcu.
PAWEŁ MARCINKIEWICZ (ur. 1969) - jest poetą, tłumaczem współczesnej poezji amerykańskiej i angielskiej, wykładowcą na Uniwersytecie Opolskim. Autor siedmiu tomów wierszy, z których ostatni "real" ukazał się w 2004 r. Tłumaczył m.in. utwory Johna Ashbery’ego, Richarda Brautigana. Laureat nagrody Czesława Miłosza.