"Wierszarz staropolski"

Pisał Stefan George, wybitny niemiecki symbolista (przekład Jarosława Iwaszkiewicza):(...) Za samo istnienieZbliżam się z dziękiem. Wzniosłość twojaPotwierdza nasze prawo do wzniosłości.Z gestem królewskim odrzucasz i bierzesz.Ty, co prostujesz nasze błędne kroki,Gwiazdo przewodnia szlachetnych podróży..
 /
/

I - co za paradoks losu - adresat tego utworu, Wacław Rolicz-Lieder (1866-1912), jeden z oryginalniejszych poetów wczesnej fazy Młodej Polski, przez wiele lat bardziej był znany właśnie jako przyjaciel Georgego i autor wierszy tłumaczonych przezeń na niemiecki. Przekłady Georgego ukazywały się bowiem w Niemczech, polskie oryginały Liedera natomiast były niemal niedostępne. I to głównie za sprawą samego autora.

Po niepowodzeniu debiutanckich “Poezyj I" z roku 1889 (w ciągu 15 miesięcy sprzedano zaledwie 12 egzemplarzy) i po rozczarowaniu głosami krytyki (choć talent debiutanta dostrzegli Miriam, Lange i Kasprowicz) Lieder nie tylko bowiem przypuścił straceńczy atak na adwersarzy w dwóch broszurach (długi tytuł pierwszej zaczyna się od słów “Monument wszeteczeństwa gazeciarskiego pod pion sumienia i obowiązku wzniesiony..."), ale przede wszystkim postanowił wydawać następne tomy jako druki niesprzedażne, zastrzegając w dodatku, że nie wolno ich recenzować. “Poezje II" (1891), “Wiersze III" (1895), “Moja Muza. Wierszów ciąg czwarty" (1896), “Wiersze V" (1897) miały zmniejszające się stopniowo nakłady, od 60 do 20 egzemplarzy. Potem pojawił się jeden zbiór skierowany do szerszego kręgu czytelników, ale ostatnia książka poetycka Liedera, “Nowe wiersze" (1903), znów ukazała się jako “rękopismo" w 100 egzemplarzach. I choć w latach 30. o poecie pisali Iwaszkiewicz, Napierski, Boy-Żeleński i Juliusz Wiktor Gomulicki, jego spuścizna pozostawała praktycznie nieznana.

“Skoro się raz wypadło z historycznoliterackiego obiegu, trudno się w ów obieg dostać z powrotem" - pisała w wydanej w 1966 r. monografii Liedera Maria Podraza-Kwiatkowska. Lieder jednak powrócił, za jej głównie sprawą. W 1962 r. ukazał się w jej opracowaniu obszerny “Wybór poezji" ze wstępem i aneksem bibliograficznym. Wydane teraz “Poezje wybrane" poszerzone są w stosunku do edycji sprzed lat czterdziestu dwóch, a szkic wprowadzający prof. Podrazy-Kwiatkowskiej, z którego zaczerpnąłem przytoczone wcześniej informacje, uwzględnia nowe źródła, np. listy Liedera do sławnego językoznawcy Jana Baudouin de Courtenay.

Korespondencja z tym uczonym wskazuje na jedną z pasji poety, jaką była lingwistyka. Pisał do Baudouina de Courtenay: “Jestem jeśli nie z powołania to przynajmniej z »łaski boskiej« gramatykarzem, kocham i rozumiem mój język, od lat dziesięciu siedzę w starych książkach i w słowniku Lindego". Ślad tych lektur bez trudu odnaleźć można w wierszach Liedera, gęsto usianych archaizmami. Ale - jak zauważa edytorka - “kalkowanie dawnych form to tylko jeden sposób Liederowej praktyki językowej. Z czasem dołączyły się inne, znacznie ciekawsze. Liederowi-poecie często pomaga Lieder-językoznawca. Jego praktyka słowotwórcza np. opiera się głównie na sięganiu do rdzenia słowa i kształtowaniu innych pochodnych od tego rdzenia".

Archaizacja i stylizacja staropolska, służąca “odkonwencjonalizowaniu języka poetyckiego, a także nadaniu mu podniosłego, uroczystego tonu", wiąże się z kultem żywionym przez Liedera dla Kochanowskiego; tom “Moja Muza" rozpoczyna się ekstatycznym poetyckim hołdem dla autora “Fraszek". I z kultem słowa, którego ten tom także jest odbiciem, a który łączy z kolei Liedera ze współczesną mu poezją francuskiego i niemieckiego symbolizmu; jej mistrzami byli Stéphane Mallarmé i jego uczeń Stefan George. Pamiętajmy, że autor “Mojej Muzy" był, jak przypomina jego monografistka, jedynym polskim poetą, który pod koniec XIX wieku wszedł do europejskiego środowiska literackiego. Prowadził poetycki dialog z Georgem, przyjaźnił się także z Verlainem, po którego śmierci napisał wiersz zaczynający się od słów “Odszedłeś tedy od nas, bożuchny Lelianie...".

W dziele Liedera spotykają się więc światy bardzo różne: Kochanowski i Baudelaire, staropolszczyzna i lekcja symbolistów, najnowsze prądy europejskie i średniowieczna Persja (w postaci tłumaczeń czterowierszy sufickiego poety), hasła elitarności sztuki i poezja obywatelska. Patriotyczne i antyrosyjskie wiersze, choćby “Szkoła" - ponury obraz rosyjskiego systemu edukacyjnego, “Marsz Pola Mokotowskiego" czy “Pieśn o imperiale", sąsiadują z nowatorskimi formalnie prozami poetyckimi (“Cmentarzyk w Clarens", “Gdy dzwonki szwajcarskie symfonię grają: Oremus!", “Uruguay", “Witriol"). Ton nieznośnej czasem emfazy (patrz: triumfalny dwuwiersz “Jam Bogów syn, serc ludzkich Król, / Poeta młodej Polski!") przeplata się z wypowiedziami pełnymi prostoty. Jak jeden z sonetów ze wspomnianego już tomu “Moja Muza":

O, Matko Boża, polska, ryngrafowa,

Gwoździem kreślona, co wisisz na ścianie;

Od naszych westchnień cała zardzewiała

Jesteś i cięcia dwa nosisz na twarzy

Na Jasnej Górze! której królowanie

Nad pospolitą Rzeczą sławne było;

Która rycerstwo w dzień potrzeb orężnych

Wiodłaś na kresy kochanej ojczyzny;

Przed którą w środy postne i soboty

Cicho migoce płomyk miłosierny;

Maj, upachnioną kwieciem, schyla głowę:

Niechaj w obliczu twoim zardzewiałym

Sczeznę poczciwie, wierszarz staropolski,

Siewca urocznych ziół - ludzki - potrzebny -

Wacław Rolicz-Lieder, pisze Maria Podraza-Kwiatkowska, “izolowany od polskiej krytyki na skutek własnych decyzji o publikacjach »poza sprzedażą księgarską« z zakazem omówień, inspirowany jednocześnie przez najbardziej wówczas żywotne środowiska literackie na Zachodzie, stworzył poezję inną niż jego polscy rówieśnicy". Inne bowiem obierał wzorce, inaczej czytał francuskich symbolistów oraz ich mistrza Baudelaire’a. Dodać trzeba, że zapewne poznał też dzieła Norwida.

“Osobność i oryginalność Liedera na tle Młodej Polski polega jednak przede wszystkim na jego kulcie słowa" - podsumowuje badaczka, wpisując jego nazwisko w ciąg tych polskich poetów, którzy “różniąc się znacznie między sobą, umieli jednak jak on roztrząsać słowo »widełkami myślenia, jak kopkę siana«. Są to: Cyprian Kamil Norwid - Bolesław Leśmian - Julian Tuwim - Julian Przyboś - Tymoteusz Karpowicz - Stanisław Barańczak". Zastanawiająca to wspólnota - i dziwny poeta, który powrócił do nas po latach nieobecności. (Wydawnictwo Literackie, Kraków 2004, s. 364. Wstęp, wybór i opracowanie tekstu: Maria Podraza-Kwiatkowska. To już dziewiętnasty tom Biblioteki Poezji Młodej Polski; niedawno ukazały się “Poezje wybrane" Maryli Wolskiej, w druku znajdują się “Poematy prozą" Stanisława Przybyszewskiego, a w przygotowaniu - wybory wierszy Lucjana Rydla i Ludwika Marii Staffa.)

Lektor

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2004