Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
I tak jest dobrze. Bo choć próba zmierzenia się z twórczością Miłosza musi zmierzać ku jakimś podsumowaniom, to jednak zasadą książki Bieńkowskiej jest dialog z dziełem wciąż żywym i zmieniającym się, z pisarzem, który posiadł zdolność nieustannej odnowy i w chwili, gdy wydaje się, że nie czekają nas już z jego strony niespodzianki - dokonuje kolejnego zwrotu, stawia nowe pytania albo wraca do spraw, o których zdążyliśmy zapomnieć.
Podkreślam: dialog z dziełem i z pisarzem, bowiem “W ogrodzie ziemskim" to istotnie “książka o Miłoszu", w której ważny jest nie tylko tekst dzieła, ale i biografia autora. Nie daje ona wprawdzie prostego klucza do poszczególnych utworów, ale pozwala czytać je wedle osi tematów, miejsc, problemów. Podróż po “kontynencie Miłosz" odbywamy pamiętając, że “jest w dziełach poety wewnętrzny porządek, który jest porządkiem rozwoju jego osobowości, rozwoju jego narzędzi. Ten porządek jest również związany z historią, w której człowiek jest zanurzony, z »zewnętrznymi« fazami jego życia".
Dziesięć rozdziałów zbudowanych wedle tak wyłożonej zasady traktuje kolejno o obecności “miasta młodości" w wierszach poety, o źródłach Miłoszowej niezgody na zastany świat, o stosunku do “nienawistnego ja", o czasie wojennej katastrofy i powojennych wyborów, o “Traktacie poetyckim" jako momencie poetyckiego samookreślenia, o Miłoszu amerykańskim, “Ziemi Ulro" i poezji czasu dojrzałości, o tomie “Kroniki", zwłaszcza “Sześciu wykładach wierszem", i o “późnych latach" w Krakowie. Czytając Miłosza, autorka słucha uważnie jego autokomentarzy, choć zachowuje wobec nich dystans. Na przykład wobec tezy o dwoistym stosunku do natury, w którym zachwyt równoważony jest przerażeniem zrodzonym ze świadomości okrucieństwa biologii. Obie strony sprzeczności potraktowane są zdaniem Bieńkowskiej bardzo nierówno, Miłosz-poeta cały jest po stronie zachwytu, a świadomość zła w naturze ma u niego “rysy intelektualnej koncepcji, podpartej lekturami i służącej do dręczenia siebie".
Rozdział pierwszy i dwunasty, obramowujące całość, noszą znamienne tytuły: “Miłosz - kronikarz stulecia" i “Wiek Miłosza". Książka Bieńkowskiej jest nie tylko podsumowaniem prywatnej lektury dzieła poety, ale też dobitnym sformułowaniem ważnego problemu: “Co to znaczy dla ludzi tej samej mowy - dostać w podarunku od losu poezję Miłosza?". Co to dla nas znaczy, że żyjemy w wieku Miłosza? Na ile zmienia to nasze stosunki z literaturą i nasze widzenie świata?
Maria Janion napisała, że dzieło Miłosza to encyklopedia minionego wieku, a indeks nazwisk przywoływanych w jego utworach układa się w przegląd najważniejszych idei współczesności. Ewa Bieńkowska przypomina z kolei, że Miłosz wymyśla po trosze tradycję rodzimą, odwołując się “do nieistniejącego (w tej postaci) metafizycznego baroku, do strof poezji oświeceniowej o niespotykanej w samej rzeczy przejrzystości, do innej formuły romantyzmu, która się u nas nie wykluła". Wskazuje też nie bez racji, że jego troska o “gospodarstwo poezji polskiej", starania o jej przekłady na angielski i pieczołowitość, z jaką traktuje kolegów-poetów, zakorzenione są we władczym poczuciu panowania. Co, dodajmy od siebie, budzi u niektórych zrozumiały opór. Ale to już inna historia, która wykracza poza ramy pięknej książki Ewy Bieńkowskiej. (Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2004, s. 277.)
Lektor