W oczach innych

Doskonale wiedział, że jego książki nie są książkami do poczytania. Proponował lekturę radykalną.

03.08.2010

Czyta się kilka minut

Był intrygującą osobowością, chociaż sam siebie nazywał "anomalią". Czuł się samotnikiem. Cenił sobie sytuacje graniczne, czas dezorientacji i niepewności. Lubił intrygować, być w poprzek tego, co uporządkowane. Było w nim nie tylko dużo przekory i uporu, ale także dystansu i uśmiechu...

Andrzej Falkiewicz - krytyk, filozofujący teoretyk, eseista, prozaik, metafizyk wyprowadzający problem bytu z metafory. Urodził się 5 grudnia 1929 r. w Poznaniu. Pochodził z bogatej, przemysłowej rodziny - ojciec był właścicielem fabryki perfum i kosmetyków. "Fabryka założona w 1911 roku w Paryżu" - taki napis widniał chociażby na słynnym w przedwojennej Polsce pudrze "Śnieg Tatrzański" produkowanym przez Wacława Falkiewicza. Po wojnie, przez dwa lata w zastępstwie ojca, młody Falkiewicz prowadził nawet rodzinną firmę. Wybrał jednak inną drogę, chociaż "świat kosmetyków" pozostał mu bliski. Odzywało się to w licznych rozmowach czy pieczołowicie kolekcjonowanych międzywojennych etykietach perfum. Z różnym natężeniem powracały także jego pasje - filatelistyczna i numizmatyczna. Od lat zbierał również pocztówki, szczególnie te, które przyciągały go jako przykład kiczu.

Zajmująco opowiadał o winach i koniaku - o destylacji, dojrzewaniu, kupażowaniu. Kiedy podczas jakiegoś spotkania zostałem przyłapany na nieznajomości odmian tokaju, w trakcie następnej wizyty na stole stało kilka butelek tego trunku, a ja odbyłem lekcję poglądową. Fascynowały i cieszyły go kulinarne eksperymenty. Kuchnia była niemal sakralną przestrzenią, w której nie wszystkim pozwalał przebywać.

Mówił, że jego życie i pisanie, kiedy przepatruje je po latach, przypomina mu czasami wańkę-wstańkę, którą pamięta z wczesnego dzieciństwa. "Zawsze kolorowo ubrana, zawsze z pogodnym obliczem. Jakkolwiek ją podrzucisz - staje głową do góry, z odsłoniętym czołem. Przyznasz, że to korzystna dla autora charakterystyka?" - pytał z błyskiem w oku.

Z wykształcenia był ekonomistą, który poświęcił się humanistyce. Debiutował w 1958 r. szkicem "O teatrze Sartre’a" na łamach "Dialogu" (nr 7), gdzie opublikował większość swoich późniejszych tekstów o teatrze, które złożyły się na jego pierwszą książkę "Mit Orestesa. Szkice o dramaturgii współczesnej" (1967). Przez lata pełnił także funkcję kierownika literackiego: najpierw w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym w Koszalinie (1964-67), później w Teatrze Współczesnym im. E. Wiercińskiego we Wrocławiu (1968-70 i 1973-84), w Teatrze im.

W. Bogusławskiego w Kaliszu (1970-73), w Teatrze Studio w Łodzi (1981-86) i w Teatrze Polskim we Wrocławiu (1990-95).

Teatr był zawsze ważną częścią jego życia. Nigdy jednak nie interesowało go aktorstwo ani techniczne możliwości sceny. W jego przypadku była to "teatralność życia". Poprzez teatr oglądał naszą codzienność, międzyludzkie relacje i społeczne mechanizmy. Intrygowały go sytuacje i miejsca, "które nakładały konieczność form, a zarazem stawały się skłamane w oczach obserwującego samotnika".

Bliski był mu Witold Gombrowicz, którego traktował jako duchowego patrona, "mistrza pograniczności". W 1981 r. opublikował pierwszą w Polsce książkę o "Wielkim Witoldzie" - "Polski kosmos. 10 esejów przy Gombrowiczu". Tytułowe "przy" stało się znakiem rozpoznawczym pisarstwa Falkiewicza. W książkach o literaturze - co wcale nie zjednywało mu zwolenników - nie proponował biograficznych informacji o pisarzu, ale to, co pomyślał przy okazji lektury. Takie są jego "Fragmenty o polskiej literaturze" (1982) czy opublikowane w ubiegłym roku "znalezione. szkice do książki". Za każdym razem szukał pisarza, który dawał mu szansę radykalnie osobistej lektury. Cenił Leopolda Buczkowskiego, od lat pozostawał wierny Tymoteuszowi Karpowiczowi, osobną książkę poświęcił Mieczysławowi Piotrowskiemu. Krytykę traktował jako pisarstwo, odrębną twórczość na marginesie dzieł pisarzy.

Doskonale wiedział, że jego książki nie są książkami do poczytania. Proponował lekturę radykalną. Taki jest "Ledwie mrok" (1998) - jego prozatorski debiut, który skonstruował tak, aby "wzbudzał bezradność", czy "takim ściegiem" (1991), gdzie tropił sploty literatury z życiem, oglądał własną prywatność.

Bliska mu była także filozofia, którą w latach 1994-96 wykładał na UAM w Poznaniu. Był autorem dwóch książek filozoficznych "Istnienia i metafory" (1996) i "Być może" (2002).

Poznaliśmy się jakby przy okazji, gdy w 2004 roku nagrywałem rozmowę dla "Tygodnika Powszechnego" z Krystyną Miłobędzką. Był jej mężem od 1964 r. Z czasem stałem się częstym gościem ich zawsze otwartego, pełnego ciepła i naturalności domu. Z tych spotkań, fascynacji ich osobowościami, zainteresowania twórczością powstała książka "Szare światło". Dzieliło nas dokładnie pół wieku, ale nigdy nie przyjmował roli nauczyciela. Nie znosił kazań. W jednej z naszych rozmów powiedział: "Umierać spokojnie i w pogodzeniu, że nic nas nie czeka, to bardzo niewiele - ale to jest wszystko, co można stąd zabrać. Wszystko, co jest do zdobycia. Reszta - jeżeli jest jakaś reszta - to suspens, niespodzianka"...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2010