W obronie Santiago

„TP” 33 / 2018

20.08.2018

Czyta się kilka minut

Lektura rozmowy Błażeja Strzelczyka z redaktorem naczelnym miesięcznika „W drodze” Romanem Bieleckim OP, we fragmencie dotyczącym miasta Santiago de Compostela, wprawiła mnie na moment w dezorientację („I nic. Dochodzi się do miasta pielgrzymów, takiego samego jak każde inne. Santiago de Compostela nie ma w sobie nic ciekawego. Raptem kilka wieków tradycji więcej niż Częstochowa. Na siłę, jeśli ci tak zależy, jest kilka interesujących kościołów”).

Po chwili otrząsnęłam się i uznałam, że chodziło o mrugnięcie okiem do czytelnika, zamierzoną prowokację, coś jak wydźwięk tytułu jednej z tematycznych książek: „Nie idź tam, człowieku!”. Nie wierzę bowiem – nie tylko na podstawie własnych kilkukrotnych pielgrzymich oraz zawodowych doświadczeń – żeby ktokolwiek, kto widział Santiago, mógł je na serio tak spostponować. Nawet dla czytelności ewentualnej tezy o prymacie doświadczeń drogi nad samym jej celem. Szczególnie pielgrzym, więc człowiek uważny na otoczenie. Santiago de Compostela ze swoją materialną i niematerialną urodą, i takąż podwójną dynamiką, zawiera w sobie całe światy gotowe na interakcje z przybyszem. Przynależy do drogi. I – jak wiadomo – jest początkiem drogi na świata koniec. Zamyka i otwiera, jak alfa i omega chrystogramu na elewacji katedry od strony Praterías.

Uznawszy zacytowaną na wstępie wypowiedź za figurę retoryczną, z wypuszczonym już z płuc powietrzem ulegam jednak pokusie i ślę telegraficznie krótki głos w obronie znaczenia kontekstów w doświadczeniu samej drogi i miejsca będącego jej celem. Camino ściera (nieco) bowiem nasze kanty, ale poleruje je o konkretne fragmenty szlaku. Odbywa się to w otoczeniu, które warto starać się rozumieć, podchodząc do niego z pewną dozą pokory –

bo idzie się przez ziemię, na której jest się gościem.

A samo Santiago zapada przecież w serce od pierwszych nieśmiałych wejrzeń. Żeby to poczuć, nie potrzeba studiować opisu „wyjątkowej powszechnej wartości”, stworzonego przez UNESCO na potrzeby wpisu miasta na listę Światowego Dziedzictwa w 1985 r. Zielone, majestatyczne, a zarazem pozbawione pretensji, prześwietlone słońcem, częściej zanurzone w nostalgicznych mgłach. „Pada deszcz w Santiago / moje kochanie najsłodsze” – pisał Federico García Lorca („Madrigal á cibdá de Santiago”), w zachwycie wybierając do złożenia swoich galicyjskich strof nie kastylijski, ale język tej ziemi. Ze słonecznym tarasem Quintany, zmieniającym się po zmroku w niepokojącą przestrzeń byłego cmentarza, gdzie straszy cień pielgrzyma, a wspomniany Lorca tańczył z księżycem. Z podominikańskim kompleksem klasztornym na Bonaval, mieszczącym wspaniale zachowany gotycki kościoł, jedną z pereł XIV-wiecznej architektury mendykanckiej.

Z cieniem pewnego polskiego rycerza, który śpiewając rzewne coplas o Matce Bożej z Muxii może pociągnąć cię za sobą na koniec świata, gdzie odnajdziesz swój dom. Ale to osobna historia, jedna z bardzo wielu. „Ultreia – suseia – Santiago!”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 35/2018