Urlop w Edenie

Dobry odpoczynek ma w sobie coś z oswajania świata, dążenia, by poprzez czułą relację do tego, co się ogląda i gdzie przebywa, poczuć się u siebie.

24.06.2008

Czyta się kilka minut

/fot. KNA-Bild /
/fot. KNA-Bild /

Na podobieństwo Adama, który uczy się wszystkiego, co go otacza, nadaje imiona, wtapiamy się kontemplacyjnie w rzeczywistość.

Na łamach jednego z religijnych czasopism pewna kobieta - podkreślająca, że jest szalenie zapracowaną osobą - opowiadała o swoim zachwycie biblijnym opisem stworzenia świata. Nie był to jednak zachwyt bezkrytyczny: czuła się poirytowana tak skąpym potraktowaniem wątku siódmego dnia. "Napisane jest tylko, że Bóg odpoczął po całym swym trudzie. Ale jak odpoczywał? Co wtedy robił? Dlaczego Biblia nie wchodzi w szczegóły tak istotnej, praktycznej dla nas ludzi sprawy?!"

A jednak, choć nieznany pozostaje dokładny rozkład siódmego dnia w planie urlopowym Stwórcy, otrzymujemy pewną wskazówkę. "Bóg pobłogosławił ten dzień...". Odpoczynek spędził na błogosławieniu. Cóż to oznacza?

Dzień Bożego wytchnienia po twórczym trudzie to promienny uśmiech, który ogarnia całość Dzieła. Uśmiech - gdyż Pismo mówiąc o błogosławiącym Bogu, chętnie używa obrazu rozjaśnionego radością oblicza. " Niech Bóg nam ukaże pogodne oblicze i nam błogosławi" - mówi Psalm 67. W obliczu wszystkiego, co wyszło z Jego rąk, Bóg staje pełen zachwytu i szczęścia.

Czym jest zatem odpoczynek w owym sabatycznym Boskim nastroju? To satysfakcja z dobrze wykonanej roboty. Ale również radość, że w moich rękach rozkwitło dobro. Że się udało zrealizować parę fajnych pomysłów. To umiejętność docenienia swojego wysiłku i podjętych inicjatyw. Znam ludzi, dla których urlop to czas danej samemu sobie nagrody za porządnie przepracowany rok.

Znajdujemy jednak w tej samej księdze Rodzaju motyw zapracowanego Adama, którego dokonany twórczy wysiłek nie satysfakcjonuje w pełni. "Ulepiwszy z gleby wszelkie zwierzęta lądowe i wszelkie ptaki powietrzne, Pan Bóg przyprowadził je do mężczyzny, aby przekonać się, jaką on da im nazwę. Każde jednak zwierzę, które określił mężczyzna, otrzymało nazwę »istota żywa«. I tak mężczyzna dał nazwy wszelkiemu bydłu, ptakom powietrznym i wszelkiemu zwierzęciu polnemu" (Rdz 2,19n.). Mimo tak pasjonującego i bardzo kreatywnego zajęcia serce pierwszego człowieka spowija cień: nie znalazła się bowiem, jak mówi Pismo, "pomoc odpowiednia dla mężczyzny". O jaką pomoc tu chodzi? Czego w istocie brakowało Adamowi?

Spróbujmy wyobrazić sobie, jak fascynujący świat odsłaniał się przed oczami Adama, gdy odkrywał tajemnicę stworzenia. Nadawać imiona znaczyło rozpoznawać naturę tego, co się widzi. W otwarte ze zdumienia i zachwytu serce i oczy wlewał się rwący potok stworzonego piękna. Lecz Adam nie znajduje obok "równego sobie", z kim mógłby razem wskoczyć do perlistego strumienia. Nie ma z kim dzielić zachwytu spaceru po Boskiej Galerii najcudowniejszych obrazów. I to właśnie utrudnia mu oddychanie piersią pełną zachwytu.

Czyż najwięcej radości nie dają nam takie chwile, kiedy razem podziwiamy odkrywany na nowo świat? Jak często przyjaciele odwiedzają miejsca, które chcą sobie nawzajem pokazać! Ten rodzaj oprowadzania najbliższych po ukochanych dla siebie miejscach ma w sobie coś z rajskiego odkrycia bratniej duszy, z którą wszystko wygląda inaczej.

Wreszcie dobry odpoczynek ma w sobie coś z oswajania świata, by poprzez stworzenie czułej relacji do tego, co się ogląda i gdzie przebywa, poczuć się u siebie. Na podobieństwo Adama, który uczy się wszystkiego, co go otacza, nadaje imiona, wtapia się kontemplacyjnie w rzeczywistość. Zrasta się z nią, a ona staje się jego domem. Czyż nie dlatego lubimy wracać w ukochane góry, drepcząc po znanych już tak dobrze szlakach? Chłonąć znajomy zapach sieni domu, w którym znów spędzimy czas odpoczynku?

W "Dzienniku z podróży" Andrzej Bobkowski opisuje swoje rozstanie z Francją poprzez pryzmat takich właśnie czułych wspomnień z odwiedzanych podczas rowerowych podróży miejsc: "Przejeżdżałem przez place, wślizgiwałem się w ulice, uciekając przed samochodami, a w oczach miałem winne krzaki przydrożne, osypane sierpniowym pyłem, chłodną zieleń Pirenejów i Alp, szafir i szmaragd obydwu mórz. Nazwy miast i miasteczek, jedynych, o uroku niewyrażal­nym, wracały uparcie, żegnały się jakby ze mną, mówiąc: »Czy pamiętasz?« Pamiętam i nigdy nie zapomnę. (...) Nie bójcie się. W moich wszystkich włóczęgach nie »tam« było najładniej­sze, lecz zawsze »z powrotem«. A czym mniej cenią was w prospektach, tym ja kocham was bardziej. Bądź spokoj­ne, malutkie Gruissan, kopciuszku Narbonne, z bezkres­nym stepem twoich plaż, gorącym »Circiusem« i symfonią komarową graną w każdy zmrok. Już raz do ciebie wróci­łem. Nie rozpaczaj, skromne Angle, zawrzaskiwane zawsze przez Biarritz. Wrócę, przytulę znowu głowę do czerwonych szpilek twoich lasów, rozgrzanych i dusznych, do piasku białego jak pszenna mąka. Rozpoznam was wszystkie. Wró­cę do tych tysięcy przyjaciół - słupków kilometrowych w czerwonych kapturkach, mających zawsze do opowiedze­nia bajkę ludziom kochającym drogę. I je też pokochałem. Szerokie, proste, lśniące jakby lustra z asfaltu, w których przeglądałem się całymi dniami, to nationales. Węższe, bardziej kręte, to departementales. A po nich tom poezji drożynek komunalnych, zakurzonych, zasłuchanych w mu­zykę pól i częstujących wszędzie to winogronami, to figą lub skromnie - jeżynami. Te są zawsze szczodre, na nich czu­łem Francję najsilniej. Omotały mnie, splątały się w węzły nie do przecięcia".

***

Napisane jest, że Bóg przechadzał się po Ogrodzie świata w porze orzeźwiającego powiewu wiatru. Ludzki odpoczynek może stać się współspacerowaniem ze Stwórcą. Po to by uspokoić głębokim oddechem zadyszkę codzienności. Aby westchnąć z  zachwytem nad tym, co jest i co możemy przeżywać w miłości.

Wojciech Jędrzejewski OP (ur. 1968) jest dominikaninem, przełożonym klasztoru w Łodzi. Duszpasterz młodzieży i studentów, wykładowca katechetyki i teologii pastoralnej, pisze doktorat pt. "Młodość w kategoriach odpowiedzialności". Redaktor portalu mateusz.pl.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2008