Układ kaukaski: sojusznicy Moskwy biorą się za łby

Powołana do życia po upadku komunizmu i rozpadzie Związku Radzieckiego Organizacja Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym miała zastąpić Rosji Układ Warszawski. Nowi alianci jednak jeden po drugim występują z przymierza.
w cyklu STRONA ŚWIATA

13.01.2023

Czyta się kilka minut

Władimir Putin i Nikola Paszynian podczas Spotkania Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym w Erywaniu, 23 listopada 2022 r. / FOT. Vahram Baghdasaryan/Associated Press/East News /
Władimir Putin i Nikola Paszynian podczas Spotkania Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym w Erywaniu, 23 listopada 2022 r. / FOT. Vahram Baghdasaryan/Associated Press/East News /

Na początku stycznia Armenia ogłosiła, że nie będzie u siebie gościła zapowiedzianych pierwszego dnia roku przez Rosję wspólnych ćwiczeń wojskowych państw sprzymierzonych w Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym. „Takie manewry w tym miejscu i czasie byłyby niewłaściwe i nie na miejscu – oświadczył ormiański premier Nikol Paszynian. – Żadnych manewrów u nas nie będzie, przynajmniej nie w tym roku”.

„Niezłomne braterstwo” do odwołania

Armenia, do niedawna najwierniejsza na Kaukazie sojuszniczka Rosji, coraz częściej, głośniej i gniewniej zarzuca jej wiarołomstwo. Od dwóch lat toczy i przegrywa przygraniczną wojnę z Azerami, nie może doprosić się pomocy zbrojnej od sojuszników. Jesienią 2020 roku, kiedy walki toczyły się w Górskim Karabachu, ormiańskiej enklawie, która po secesyjnej wojnie z początku lat 90. ogłosiła samozwańczą niepodległość od Azerbejdżanu, sojusznicy Ormian tłumaczyli, że nie mogą im przyjść z pomocą, bo Karabach formalnie stanowi część Azerbejdżanu. We wrześniu ubiegłego roku walki z Karabachu przeniosły się jednak na ormiańsko-azerbejdżańskie pogranicze i objęły część terytorium Armenii, a sojusznicy pozostawali głusi na prośby Ormian i zamiast wojsk i broni zaproponowali przysłanie obserwatorów.


CZYTAJ WIĘCEJ

STRONA ŚWIATA to autorski serwis Wojciecha Jagielskiego, w którym reporter i pisarz publikuje nowe teksty o tych częściach świata, które rzadko trafiają na pierwsze strony gazet i nagłówki portali. CZYTAJ TUTAJ →


W listopadzie, kiedy przywódcy Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym spotkali się w ormiańskiej stolicy na zwyczajowej naradzie, gospodarz, premier Paszynian, odmówił podpisania końcowej deklaracji, ponieważ nie znalazła się w niej choćby wzmianka potępiająca agresję Azerbejdżanu. Obecni na naradzie dziennikarze zauważyli też, że Ormianin ostentacyjnie trzymał się na dystans od rosyjskiego prezydenta Władimira Putina i nie stanął z nim razem do wspólnej fotografii.

W grudniu rozżalenie Ormian tylko się wzmogło. W połowie miesiąca Azerowie zablokowali jedyną drogę łączącą Karabach z Armenią. Zgodnie z rozejmem, który przerwał jesienią wojnę z 2020 roku, droga wiodąca przez tzw. korytarz laczyński (Laczyn to nazwa azerska; Ormianie używają nazwy Berdzor) miała być otwarta, a bezpieczeństwa i przejezdności miało pilnować 2 tys. rosyjskich żołnierzy, którzy przyjechali do Karabachu jako rozjemcy. Blokada Karabachu trwa już ponad miesiąc, miejscowe władze wprowadziły reglamentację żywności i dostaw prądu, odcięty został internet, a Rosjanie stoją z założonymi rękami.

Pod koniec grudnia w Erywaniu i Gjumri, gdzie znajduje się rosyjska baza wojenna, doszło do antyrosyjskich demonstracji, a ich uczestnicy domagali się wycofania rosyjskich wojsk z Armenii, wystąpienia Armenii z sojuszu obronnego z Rosją i zawiązania sojuszu z Ameryką, Francją i Europą. Dopiero wtedy – twierdzili – dokona się pełna dekolonizacja naszego kraju.

Armenia szuka bezpieczeństwa

Mając za sąsiadów zazdrosną i niechętną Gruzję, a także starych wrogów: Turcję i spokrewniony z Turcją Azerbejdżan, Armenia od lat szukała bezpieczeństwa w sojuszu z Rosją. Zgodziła się na utworzenie rosyjskiej bazy wojennej w Gjumri, pozwoliła, by rosyjscy żołnierze stali na granicach z Turcją i Iranem, oddała rosyjskim oligarchom prawie całą swoją gospodarkę.

Po rozpadzie Związku Radzieckiego liczyła, że Rosja odwdzięczy się jej za lojalność choćby wsparciem w sporze z Azerami o Górski Karabach. Pod koniec lat 80. miejscowi Ormianie podnieśli zbrojne powstanie, domagając się oderwania ich ziemi od Azerbejdżanu i przyłączenia ich do Armenii. Rosja uznała jednak karabachską wojnę za doskonałą okazję, by uzależnić od siebie zarówno Armenię, jak Azerbejdżan. Wspierała to jedno, to drugie państwo, a kiedy ormiańscy fedaini z Karabachu wygrali w końcu wojnę secesyjną, Rosja wkroczyła jako samozwańczy rozjemca, trzymając w garści i Ormian, i Azerów.

Do jesieni 2020 roku Ormianie kontrolowali cały Karabach, a także otaczające go azerbejdżańskie powiaty, które bezludne i zniszczone (azerscy chłopi zostali z nich wypędzeni) służyły przez ćwierć wieku za strefę buforową. Jesienna wojna zakończyła się jednak triumfem Azerów, którzy cierpliwie zbroili się i szkolili u Turków. Pobili Ormian, odzyskali kontrolę nad wszystkimi zajętymi przez nich azerbejdżańskimi powiatami, a także zajęli znaczną część samego Karabachu. Zajęliby pewnie cały, gdyby nie interwencja Rosji, która wymusiła na nich rozejm.

Azerowie przerwali walki, ale nie zrezygnowali z odzyskania Karabachu. Nie chcąc drażnić Rosjan, nie podejmowali więcej wielkich ofensyw, ale stosując strategię małych potyczek i małych kroczków, posuwają się niezmiennie do przodu. Zajmują kolejne strategiczne wzgórza w Karabachu i na pograniczu z Armenią, wymuszają kolejne ustępstwa. Wiedzą, że mogą sobie pozwolić na wiele, bo Rosja ugrzęzła w wojnie nad Dnieprem i nie w głowie jej teraz Kaukaz, gdzie musi się w dodatku liczyć z Turcją, przyjaciółką Azerów.

Blokada Karabachu – formalnie jedyną drogę do Armenii blokują azerscy obrońcy przyrody, oskarżający karabachskie władze o bezprawne wydobywanie i wywóz za granicę cennych minerałów – ma być kolejną demonstracją siły i przewagi nad Ormianami, a także wymusić na nich zgodę na utworzenie eksterytorialnego korytarza, łączącego Azerbejdżan z Nachiczewanem. Korytarz biegnący przez Zangezur, tuż nad granicą ormiańsko-irańską, stanowiłby lądowe połączenie między obydwiema częściami Azerbejdżanu, a jednocześnie odcinał Armenię od sprzyjającego jej Iranu. Gdyby nie wojna w Ukrainie, Rosja na żadne zmiany na południowym Kaukazie by się nie zgodziła. Dziś stać ją na to, by zlekceważyć uzależnioną od niej Armenię, ale woli patrzeć przez palce na poczynania Azerów, bo interwencja mogłaby oznaczać, że zadziera z Turcją, a na to pozwolić sobie nie może.

„Wszystkiemu winne są kolejne, tchórzliwe rządy z Erywania, które uznały, że bezpieczeństwo zapewni nam jedynie wasalna uległość wobec Rosji – twierdzi ormiańska opozycja. – Straszą nas w kółko, że tylko Rosjanie nas mogą obronić i marny nas czeka los, jeśli się ich pozbędziemy. I my jesteśmy winni, bo w to uwierzyliśmy”. „Rosja, a także nasi sojusznicy z Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym popierają nas tylko w słowach – przestrzegają erywańscy badacze kaukaskiej polityki. – Żaden nie przyśle nam wojsk na pomoc, a w naszym konflikcie z Azerbejdżanem popierają raczej Azerbejdżan”. „Obecność wojskowa Rosji w Armenii nie tylko nie zapewnia nam bezpieczeństwa, ale zaczyna stanowić jego zagrożenie” – powiedział sam premier Armenii Paszynian, sugerując, że jeśli rosyjscy żołnierze w Karabachu nie będą wywiązywać się należycie z roli rozjemców i strażników pokoju, to kiedy za trzy lata skończy się ich mandat, Ormianie wystąpią, by zastąpić ich wojskami ONZ (nigdy nie zgodzą się na to Azerowie, którzy nie chcą umiędzynarodowiania sporu i uważają Karabach za swoją sprawę domową). „Czy można więc mówić, że to Armenia zamierza opuścić Organizację Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym? To raczej ta Organizacja opuściła Armenię”.

Układ taszkiencki, układ moskiewski

Organizacja Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym została zawiązana traktatem,który w 1992 roku w uzbeckim Taszkiencie podpisały Rosja, Armenia, Kazachstan, Kirgizja i Uzbekistan. Rok później do układu taszkienckiego przystąpiły Azerbejdżan, Gruzja i Białoruś. Od samego początku był to raczej układ moskiewski niż taszkiencki, przymierze bardziej polityczne niż wojskowe, a jego celem była nie tyle obrona sojuszników przed zbrojną napaścią, co uniemożliwienie im bliższej współpracy z Sojuszem Północnoatlantyckim i Zachodem, ale także z Chinami czy Turcją.

Gruzja i Azerbejdżan wystąpiły z układu jeszcze przed końcem XX wieku. Uzbekistan to występował, to wstępował. Obecnie nie jest członkiem sojuszu i na początku roku zapewnił, że nie zamierza do niego wracać. Poza Armenią, która straszy Rosję, że również wystąpi z przymierza, przebąkuje się o tym coraz częściej także w Kazachstanie, którego północne ziemie nacjonaliści z Kremla uważają za rdzennie rosyjskie i żądają, by je też przyłączyć do macierzy, jak Krym, Donbas i Małorosję.

Przed rokiem w Kazachstanie doszło do pierwszej, zbrojnej interwencji Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym. Na prośbę prezydenta Kasyma-Żomarta Tokajewa wojska sojuszu, głównie rosyjskie, pomogły władzom z Astany stłumić antyrządowe rozruchy, w których zginęło ponad 200 osób. Ale kiedy nieco miesiąc później Rosja najechała na Ukrainę, Kazachstan nie poparł inwazji, a na Kremlu uznano Tokajewa za niewdzięcznika. Z pięciu sojuszników z układu moskiewskiego ukraińską inwazję wsparła jedynie Białoruś.

We wrześniu między dwoma sojusznikami, Tadżykami i Kirgizami (i jedni, i drudzy goszczą u siebie rosyjskie bazy wojenne), doszło do wojny granicznej, w której zginęło ponad 100 osób. Kirgizi bili na alarm, że to oni zostali napadnięci przez Tadżyków, którzy roszczą sobie pretensje do położonego po kirgiskiej stronie granicy Batkenu i tamtejszych źródeł wody. Wzywali pozostałych sojuszników do pomocy, ale jej nie otrzymali, podobnie jak w 2010 roku, gdy prosili o nią, gdy w Oszu wybuchły starcia między miejscowymi Kirgizami i Uzbekami. Rozzłoszczony prezydent Sadyr Dżaparow odwołał zapowiadane na jesień manewry wojskowe „Niezłomne bractwo”, a w październiku nie przyjechał do Sankt Petersburga na 70. urodziny Putina i jedynie zadzwonił z okolicznościowymi życzeniami wszystkiego najlepszego w życiu osobistym i zawodowym.  

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej