Uderz, nie dotykając

LAURA PRIESTESS, autorka książki „Jedenaste nie dotykaj”: Gdy przestałam tłumić, że to, co robił mi ojciec, było przemocą seksualną pod przykrywką kar cielesnych, miałam ochotę wykrzyczeć moją krzywdę całemu światu. Także ludziom Kościoła.

12.10.2020

Czyta się kilka minut

 / BARTŁOMIEJ KUDOWICZ / FORUM
/ BARTŁOMIEJ KUDOWICZ / FORUM

 

ANNA GOLUS: Kiedy pojawiły się bóle?

LAURA PRIESTESS: Nie pamiętam, by kiedykolwiek ich nie było. Moja matka twierdzi, że gdy byłam mała, podchodziłam do obcych ludzi w parku, uśmiechałam się, przedstawiałam, więc kiedyś pewnie nie czułam żadnego strachu. Bo powodem bólu był strach, to taki rodzaj fobii społecznej. Byłam jak zaszczute zwierzątko, które ze strachu zastyga, tężeje, zamiera. Miałam takie stężenie i napięcie mięśni, że powodowało ból, od kiedy pamiętam. Wiedziałam, że inni tak nie mają, ale nie potrafiłam powiedzieć o tym mamie.

Dlaczego?

Bo czułam się gorsza. Poza tym wiedziałam, że ona tego nie zrozumie. I miałam rację. Rozmawiałam z nią o tym dopiero, gdy byłam już prawie dorosła, i powiedziała, że ja tak po prostu mam. Że każdy ma jakieś cierpienie, a moje widocznie jest właśnie takie.

Przeszło, gdy zaczęłaś brać antydepresanty.

Pierwszy raz na studiach. Pewnego dnia dostałam tak silnego ataku lęku, że wylądowałam w szpitalu. W badaniach niczego jednak nie znaleziono, więc przysłano do mnie psychiatrę, która od razu się zorientowała, że jestem chora na strach, i wypisała mi leki antydepresyjne. Wtedy zyskałam nowe życie: szłam na uczelnię, rozmawiałam z kolegami, zgłaszałam się na zajęciach. Znajomi mówili, że jestem jak zupełnie nowa osoba. Nie wiedzieli, jak to się stało, a ja po prostu przestałam się bać. Nazywałam te leki wybawieniem, ale brałam je tylko przez rok. Przestałam, gdy wyszłam za mąż. Z jednej strony czułam się wtedy bardzo dobrze psychicznie i fizycznie, a z drugiej, uważałam, że skoro zażywam antydepresanty, to znaczy, że jestem chora psychicznie. Postanowiłam więc, że odstawię leki i poradzę sobie sama. Dawałam sobie radę przez dziewięć lat, do ok. trzydziestego roku życia.

Co się wtedy stało?

Gdy moje dzieci trochę podrosły, wróciłam do pracy i okazało się, że to jest dużo trudniejsze, niż przypuszczałam. Ta praca nie była szczególnie stresująca, ale ja się strasznie męczyłam. Rozmowa z każdą osobą była okupiona bólem, sztywnością. Pracowałam na pół etatu, ale przychodziłam do domu i padałam na łóżko, jakbym pracowała w kamieniołomie. Ból, straszny ścisk, zwłaszcza karku i ramion. Teraz też mnie trochę złapało. Bez porównania z tym, co miałam dawniej, ale najwyraźniej trochę się zestresowałam.

Pamiętaj, że w każdej chwili możemy przerwać.

Wiem, ale spokojnie, to już nie jest ten poziom bólu co wtedy.

Męczyłam się tak przez rok, po czym wróciłam do antydepresantów. I biorę je do dziś.

To ciekawe: zawsze wiedziałaś, że to, co dzieje się z Twoim ciałem, to fizyczne objawy strachu, a nie choroby somatycznej. W końcu jednak Twoje ciało też zachorowało i leki antydepresyjne przestały wystarczać.

Okazało się, że mam uszkodzony kręgosłup w odcinku szyjnym, pewnie od tego wieloletniego napięcia. Kilka miesięcy temu zdiagnozowano też chorobę Hashimoto. Moja endokrynolożka uważa zresztą, że przyczyną chorób ­autoimmunologicznych jest stres, i że często idą one w parze z problemami psychicznymi, np. depresją. Byłam zdziwiona, gdy podczas pierwszej wizyty pytała o moje życie, o stresujące sytuacje, ale powiedziałam jej trochę o moich doświadczeniach z dzieciństwa.

To była pierwsza lekarka, której o tym powiedziałaś?

Nie. Pierwsza lekarka i w ogóle pierwsza osoba to była psychiatra, ok. siedem lat temu, gdy miałam 34 lata, i gdy pojawiły się u mnie ataki paniki. Żaden psychiatra wcześniej nie pytał o dzieciństwo, więc nie spodziewałam się tego pytania, i w ogóle nie wiązałam swojej depresji ani zaburzeń lękowych z dzieciństwem. Po raz pierwszy wypowiedziałam jednak to słowo: „molestowanie”, zaczęłam płakać i więcej już nic nie mogłam z siebie wydusić. Lekarka zapisała mi jakieś silne lekarstwa, po których się źle czułam. Więc przestałam je brać.

Nie wysłała Cię na psychoterapię?

Chciała, ale ja powiedziałam, że nie mam czasu, bo mam małe dzieci, pracę… I sama nauczyłam się zwalczać ataki paniki. Gdy czułam, że się zbliżają, powtarzałam sobie: „To tylko strach, nic złego się nie stanie, nikt mi nic nie zrobi, najwyżej się trochę poboję”. Wytłumaczyłam sobie, że wcale nie umieram i że nie zostawię dzieci. I dalej dusiłam w sobie traumę.

Co musiało się stać, żebyś przestała?

Bardzo powoli do mnie docierało, że wszystko, co się ze mną dzieje, jest wynikiem traumy. Na przykład kiedyś trafiłam na jakiś artykuł o molestowaniu dziewczynki przez ojca i coś we mnie drgnęło – zaczęłam dopuszczać do siebie myśl, że mogłabym o tym komuś powiedzieć. Ale to były takie chwilowe przebłyski, a potem czas płynął, a ja dalej udawałam, że nic się nie stało. Przełom nastąpił w 2015 r., gdy natknęłam się na chrześcijańskie instrukcje fizycznego karania dzieci i wypowiedź papieża Franciszka, że nie wolno bić po twarzy, a jeśli rodzic musi uderzyć, to niech bije w pośladki. Byłam zszokowana, wkurzona. I jeszcze ten artykuł ks. Dariusza Kowalczyka…

O tym, że miło wspomina klapsy.

Gdy to przeczytałam, poziom żalu i poczucia krzywdy wzrósł do tego stopnia, że tego się już nie dało znieść. Całe życie myślałam, że mogę udawać, że nic złego mi się nie stało, zamiatać pod dywan potwora z przeszłości. Ale jego macki coraz częściej mnie dosięgały i właśnie pięć lat temu dotarło do mnie, że dłużej już tak nie wytrzymam. Ja się po prostu wściekłam i ta wściekłość spowodowała, że postanowiłam coś z tym zrobić.

Co?

Planowałam wykrzyczeć ojcu, jak bardzo mnie skrzywdził, i powiedzieć o wszystkim mojej mamie, siostrom i mężowi. Myślałam, że jak im powiem, to oni mi uwierzą, zrozumieją i będę uratowana. Jak się okazało, bardzo się myliłam, ale ta złość była impulsem do posprzątania pod dywanem. Bo ja naprawdę strasznie się wkurzyłam na tego Kowalczyka. W ogóle znienawidziłam Kościół, przestałam tam chodzić.

Dlaczego, skoro to nie ksiądz Cię skrzywdził?

Bo poczułam się zdradzona przez Kościół. Wychowałam się w katolickiej rodzinie, byłam wierząca i praktykująca, zaangażowana w życie Kościoła, wierna jego nauczaniu. Na przykład czekałam z seksem do ślubu, byłam skromna i cnotliwa, na studiach działałam w duszpasterstwie akademickim. I dostałam za to od Kościoła taką zapłatę, że usłyszałam od jego przedstawicieli, że to, co zabiło mnie duchowo, jest super i podoba się Panu Bogu.

Bo nawet jeśli Kościół tego wprost nie popiera, to nie zabrania, milczy, nie reaguje, kiedy księża pochwalają kary cielesne, a chrześcijańskie wydawnictwa drukują książki z instrukcjami bicia dzieci. Alice Miller pisze w „Buncie ciała”, że zwracała się do Watykanu i prosiła, żeby Kościół sprzeciwił się przemocy wobec dzieci, ale nie otrzymała żadnej odpowiedzi. Gdyby Kościół zajął oficjalne stanowisko, że nie wolno bić dzieci – po pierwsze dlatego, że przemoc jest zła, a po drugie, bo jest to zagrożenie dla intymności i seksualności – to mocą swojego autorytetu zrobiłby bardzo dużo dobrego. A Kościół milczy.

Albo, jak sam papież, pochwala klapsy.

Ksiądz Kowalczyk to też nie jest pierwszy lepszy ksiądz, tylko profesor, wykładowca uczelni w Rzymie. Zastanawia mnie, jak to jest, że ja, choć nie jestem naukowcem, dogrzebałam się do tylu źródeł mówiących o tym, iż kary cielesne mogą mieć aspekt seksualny. A ci wszyscy wysoko postawieni, wykształceni przedstawiciele Kościoła o tym wszystkim nigdy nie słyszeli? Nie słyszeli, że flagelacja może być aktem sadomasochistycznym, a nie aktem pokuty? Nie wierzę. W krajach, w których naprawdę walczy się z krzywdzeniem dzieci przez księży, np. w Irlandii i Niemczech, uznaje się za oczywiste, że wymierzanie przez księdza – czy kogokolwiek innego – kary cielesnej, zwłaszcza na gołe pośladki, jest molestowaniem seksualnym. Bo pośladki to miejsce intymne i strefa erogenna, również u dzieci. Zastanawiam się, czy ci księża tacy ślepi są, czy mają to gdzieś.

Postanowiłaś otworzyć im oczy?

Tak, zresztą nie tylko im. Gdy przestałam tłumić, że to, co robił mi ojciec, było przemocą seksualną pod przykrywką kar cielesnych, miałam ochotę wykrzyczeć całemu światu moją krzywdę. I nie tylko moją, bo znalazłam też świadectwa innych, którzy jako dzieci doświadczyli tego, co ja. Choćby Beth ­Fenimore, córka ilustratora jednej z chrześcijańskich instrukcji bicia dzieci. Albo Jan Jakub ­Rousseau. Albo Leopold von ­Sacher-Masoch. Od jego nazwiska pochodzi termin masochizm, ale jego masochizm nie był wrodzony, tylko został wzbudzony w dzieciństwie przez kary cielesne. Już Freud uważał, że korzeniem masochizmu jest bicie dzieci w pośladki. Seksuolog Kazimierz Imieliński twierdził wręcz, że kary cielesne wobec dzieci zostały zakazane właśnie z tego powodu, że powodowały flagellantyzm, czyli umiłowanie erotycznej chłosty. Ale zanim się tego dowiedziałam, strasznie cierpiałam.

Szukałaś pomocy?

Tak, chodziłam do psychologów, ale nie mogli mi pomóc, bo mój główny problem polegał wtedy na tym, że nie mogłam znieść, iż o seksualnym aspekcie bicia dzieci w ogóle się nie mówi. Nie mogłam znieść tego milczenia, bo ono sprawia, że dzieci są molestowane, a ich seksualność jest okaleczana pod przykrywką „wychowania”. Nie mogłam znieść, że ofiary takiego molestowania są wyśmiewane, obwiniane i nazywane zboczonymi. Psychologowie mówili mi jednak, że nic nie można na to poradzić. Dopiero moja przyjaciółka uświadomiła mi, że przecież mogę coś zrobić. Za jej namową w 2017 r. zaczęłam pisać książkę. Wcześniej przez rok pisałam bloga.

To była Twoja autoterapia?

Tak, przy czym ten blog służył głównie do wyrzucania emocji, więc był bardzo chaotyczny. Zresztą książka na początku też, ale pisałam ją, redagowałam i poprawiałam przez trzy lata, korzystając z porad różnych osób, m.in. seksuologa Andrzeja Depki. To było odkrywanie samej siebie, swojej historii, przezwyciężanie traumy i leczenie ran na seksualności. Podczas pisania myślałam też o innych ofiarach, o tym, żeby przełamać tabu. Mam nadzieję, że moja książka w jakiś sposób się do tego przyczyni. Bo to jest błędne koło: ofiary nie mówią, bo się o tym nie mówi, a nie mówi się, bo ofiary milczą.

Czasem jednak mówią. Ty znalazłaś sporo historii i źródeł.

Ja miałam powód, bo sama doświadczyłam tego zła i jego skutków, a poza tym byłam wkurzona, to był bardzo mocny zapłon. Wcześniej myślałam, że tylko ja na całym świecie tego doświadczyłam i że jestem zła, nienormalna, zboczona. A dziś wiem, że bicie w pośladki może wywoływać nie tylko ból, ale też podniecenie – również niechciane, mimowolne – nawet u dzieci i bez względu na intencje bijącego, bo to kwestia anatomii. Jako dziecko byłam zresztą przekonana, że karą jest nie ból, tylko właśnie to dziwne, niezrozumiałe, nieprzyjemne ssanie między nóżkami, które nie mijało tak szybko jak fizyczne cierpienie. Dziś wiem też, że to połączenie podniecenia i bólu zakodowało się na zawsze nie tylko we mnie, że bicie dzieci zwiększa ryzyko wystąpienia masochizmu i innych zaburzeń seksualnych, i że spanking, czyli dawanie klapsów, to zabawa erotyczna. Zaakceptowałam te moje upodobania dopiero podczas pracy nad książką.

Twoi bliscy wiedzą o niej?

Wie mąż, mama, siostry i dwie przyjaciółki. Rozmawiałam z nimi już wcześniej. Kiedyś próbowałam przekonać moją matkę, że bicie dzieci może być molestowaniem seksualnym, że klaps to zły dotyk. Mama powiedziała, że to ze mną było coś nie tak i reagowałam nienormalnie: w takiej sytuacji z ojcem nie powinno się tak reagować, bo to przecież nie jest dotyk nawet.

Nie jest dotyk?!

Tak powiedziała. A ja jej na to: „To uderz dłonią w szafę, nie dotykając jej”. Nie uderzyła.

A ojciec wie?

Być może siostry mu powiedziały, ja nie mam z nim kontaktu. Ostatni raz rozmawialiśmy pięć lat temu. Przeczytałam definicję zgwałcenia i dowiedziałam się, że to wcale nie musi być stosunek, tylko czynność seksualna, która wdziera się w intymność, a sprawca nie musi robić tego dla swojego zaspokojenia, tylko żeby zniszczyć poczucie seksualnej wolności ofiary. Wtedy jeszcze bardzo potrzebowałam potwierdzenia, że to, co mi zrobił, to nie było „lanie, które jeszcze nikomu nie zaszkodziło”, tylko przemoc seksualna, która zaszkodziła mi bardzo. Kiedy więc znajdowałam jakiekolwiek potwierdzenia, że tak mogło być, cieszyłam się, bo nie czułam się tak bardzo niewidzialna. A ojcu wykrzyczałam, że go nienawidzę i że tylko mąż może klepać mnie po pośladkach, nikomu innemu nie wolno. Byłam przekonana, że teraz już będę wyleczona, ale nic się nie zmieniło. Naprawdę myślałam, że to jest takie proste, a potem zrozumiałam, że zupełnie na czym innym polega uzdrowienie.

Na czym?

Na rezygnacji z wmawiania sobie, że nic się nie stało. Na przyznaniu, że stało się coś bardzo złego, na dopuszczeniu do siebie emocji i uznaniu, że miałam prawo czuć to, co czułam. To tak, jakbym zaopiekowała się tą małą dziewczynką, którą byłam. A to wiąże się z tym, że przestałam nienawidzić samej siebie za to, co się stało. Zaczęłam rozumieć, że byłam niewinną ofiarą, a nie zboczoną grzesznicą. Że zasługuję na współczucie, a nie potępienie. Gdy zaczęłam to wszystko wiedzieć i czuć, uświadomiłam sobie, że nie potrzebuję już niczyjego potwierdzenia. Uzdrowienie nastąpiło wtedy, kiedy sobie uświadomiłam, że ta osoba, której szukałam, która miała potwierdzić prawdziwość mojego doświadczenia, to jestem ja. Gdy zaakceptowałam swoją seksualność i zaczęłam praktykować z moim mężem to, czego nikt nigdy nie powinien robić dzieciom. ©

LAURA PRIESTESS – pseudonim autorki wydanej właśnie książki „Jedenaste nie dotykaj. Moja historia przemocy” (Wydawnictwo Replika). Autorka na podstawie między innymi własnych doświadczeń porusza temat wpływu kar cielesnych na rozwój psychoseksualny dziecka i jego przyszłe życie erotyczne.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Inicjatorka kampanii „Kocham. Nie daję klapsów” i akcji „Książki nie do bicia”, specjalizuje się w tematyce praw dziecka. Doktor nauk humanistycznych w dyscyplinie nauki o kulturze i religii. Doktorat o udziale dzieci w programach reality show obroniony w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 42/2020