Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Mam w oczach jego postać, z kilkoma kwiatami w dłoni, stojącą przed warszawskim pomnikiem getta, i widzę, jak postać ta zaczyna mi się już dziś w pomnik przemieniać. Nie pomnika tu jednak trzeba, ale pamięci o tej żywotności i sile ducha, wskazującej mu zawsze właściwą, choć zazwyczaj najtrudniejszą drogę.
Jego przyjaciel, Bernard Kouschner, lekarz i minister spraw zagranicznych Francji, jeden z założycieli międzynarodowej organizacji charytatywnej "Lekarze bez granic", powiedział wręczając Markowi Edelmanowi komandorię Legii Honorowej, że jest on dla niego wzorem człowieka, którego pragnąłby naśladować. Myśląc tak, nie był zapewne odosobniony. Ale być podobnym do Edelmana - znaczyłoby również przeżyć to, co on przeżył. Cofamy się przed tym, przejmuje nas zgrozą świadomość okrutnego zagrożenia, której w jakiś niezwykły sposób towarzyszyła wiara w siebie i w innych, jaką okazał ten 18-letni młodzik, obejmujący dowództwo Powstania w Getcie. Przeżył tę zgrozę i czuł się w obowiązku, by zostawić jej świadectwo, dokumentalne, a bardzo przy tym osobiste. Jego opis starć grupy powstańczej z Niemcami i nocy spędzonej gromadnie w bunkrze, w oczekiwaniu na wyjście pod obstrzałem na niemal pewną śmierć, jest przez swoją powściągliwość wstrząsający. Zdania napisane przez Edelmana są surowe i proste, doświadczenie człowieka, który to wszystko przeżył, mówi mu, że tylko ta prostota jest prawdziwa.
Ale do opisu wydarzeń nie ogranicza się pisarstwo Edelmana, bo nie ogranicza się do tego również jego natura. Pisze książkę zatytułowaną "I była miłość w getcie", gdzie mówi o najwyższym oddaniu, do jakiego zdolne jest uczucie, o decyzji wspólnego pójścia na śmierć. Jakże często ten twardy z pozoru człowiek bywał wzruszający!
Jego dobroć była w zgodzie z jego bohaterstwem. Kochaliśmy Marka Edelmana. ?h